Skocz do zawartości
Nerwica.com

IwciaZeschizowana

Użytkownik
  • Postów

    75
  • Dołączył

Treść opublikowana przez IwciaZeschizowana

  1. mnie to samo. Też tak macie, że boicie się, że zrobicie coś czego nie chcecie zrobić. Mi wydaje się, że naszym problemem nie jest to czego się boimy tylko to, że w ogóle się boimy. Zawsze jak zaczynam się czegoś bać to powtarzam sobie, że to lęk jest moją chorobą a nie to czego się boję. Czy zauważyliście u siebie to, że jak przestajecie się bać jednej rzeczy to zaczynacie się bać czegoś innego? Dlatego nie leczy się objawów tylko przyczyny. Tzn. jak ktoś się boi śmierci to nie powtarza się mu w koło, że się ma nie bać bo nie umrze tylko trzeba znaleźć przyczynę lęku. A to czego się boimy są objawami lęku a nie przyczynami.
  2. witam w klubie. U mnie jest to samo, pamiętam jak byłam w tym roku nad morzem, przechadzając się molo, miałam takie myśli, że wskocze do wody (dodam iż nie umiem pływać więc byłaby to prawie pewna śmierć). Zawsze jak sprzątam i sięgam po jakiś np. środek żrący, zawsze pojawiają się takie myśli, że zwariuje i go wypije i umrę. Standardowo na widok noża też mam lęki. Jak stoje przed przejazdem kolejowym to kłębią mi się myśli, że wskocze pod pociąg. To samo na dużych skrzyżowaniach. No po prostu masakra co ludzki umysł potrafi wymyśleć. Te myśli zawsze wyglądają tak samo: najpierw pojawia się myśli o zrobieniu sobie krzywdy, zaraz dochodzi silny lęk z tym związany i boje się, że wtedy coś we mnie pęknie, zwariuje i z tego całego napięcia po prostu to zrobie. Wcześniej przechodziłam etap lęku przed tym, że zrobie komuś krzywdę. Jak już z tego wybrnęłam to boje się, że zrobię sobie krzywdę. No cóż trzeba się jakoś trzymać. A co do fizycznych efektów to mam tak że czasami jak pisze smsa to muszę dotknąć rogu telefonu. Nie jest to bardzo nasilone i potrafię to powstrzymać ale i tak mnie to denerwuje.
  3. skąd ja to znam, moja rodzina, ciągle mówi, że powinnam wziąść się za robote a nie myśleć o pierdołach. Mam jeszcze taki lęk, że jak np. robię pranie i używam wybielacza to boję się, że nagle go wypije i umrę. Te myśli są okropne a ja mam analityczny umysł i moje myśli ciągną się w nieskończoność. Moja psychiatra mówi, że kiedy nawraca nerwica, powinnam się przyjrzeć swojemu życiu. Praktycznie za wszystkimi nawrotami stoją jakieś ważne wydarzenia życiowe. Nie tylko te negatywne, te pozytywne także. Np. ostatnio był ślub w mojej rodzinie, wiadomo, nerwy, stres no i nerwica wróciła. Nienawidze tych swoich lęków, najśmieszniejsze jest to, że tylko grupa zaufanych mi osób i rodzina wie, że mam nerwice i się lecze. A reszta znajomych w ogóle nic nie podejrzewa. Ta choroba jest tak wykańczająca a jednocześnie potrafimy się tak kamuflować. Kiedy miałam napady paniki, mówiłam znajomym, że bardzo źle się czuję, że coś mi zaszkodziło. Brałam taksówke i jechałam szybko do domu. Też tak macie??
  4. najgorsze jest to, że w chwili takich myśli czuje że DOSŁOWNIE ZARAZ to zrobię, zazwyczaj wtedy oddalam się od danego przedmiotu lęku. Miałam tak, że bałam się, że zrobie coś mojej mamie, najczestsza wizja to taka, że zabijam ją nożem, okropnie się tego bałam. Nigdy przenigdy bym jej czegoś takiego nie zrobiła, bo kocham ją najbardziej na świecie (mam osobowość zależną, jestem bardzo przywiązana do mamy) i może właśnie dlatego podstępna nerwica upatrzyła sobie obiekt moich lęków w mamie, właśnie dlatego się tak bałam o nią bo ją najbardziej kocham. Były takie nocne, że płakałam, że mam wobec własnej matki takie myśli, bardzo się tego wstydziłam, wstydziłam się powiedzieć o tym mamie. Czułam, że będzie się mnie bać, chciałam już się kłaść do szpitala. poszłam do mojej psychiatry z zapytaniem czy stanowie zagrożenie dla mojej mamy? a ona powiedziała, że nie. Widziała w jakim jestem stanie więc przez chwile chciała żebym poszła do szpitala ale potem stwierdziła, że szpital może tylko pogorszyć moją sytuacje. Miała racje, 2 dni później myśli zaczeły stopniowo odpuszczać. Powtarzałam sobie, że to tylko lęki i nigdy nie zabije mojej mamy bo ją bardzo kocham. Dziś nie mam już z tym problemu ale wiem, że w każdej chwili to może wrócić lub zmienić objaw. Zapewne zaczne się bać czegoś innego. W mojej nerwicy bałam się najpierw, że dostane zawału i umrę, potem "przechodziłam" różne lęki przed chorobami, głowy, brzucha itp potem bałam się, że zwariuje, a potem przyszedł lęk, że zrobie coś bliskim z teraz sobie. Także nerwica ciągle jest tylko zmienia objawy
  5. byłam ostatnio na terapi grupowej i był facet o podobym problemie. Same opadały mu powieki, więc on jedną powiekę cały czas przytrzymywał palcem, żeby mógł widzieć, zdarzały się takie momenty kiedy miał normalnie oczy otwarte. No cóż, kiedy to sie zaczęło zrobił mnóstwo badań, odwiedził wielu lekarzy no i kiedy żaden z nich nic nie wymyślił, to stwierdzili, że to na tle psychicznym i nakazali mu leczenie w tym kierunku. Mi wydaje się to trochę dziwne dlatego, że facet nie ma żadnych problemów psychicznych, nigdy nie odczuwał lęków, myśli natrętnych, depresji czy innych objawów. Wygląda to trochę tak, że zdrowy człowiek, mający pracę i szczęśliwą rodzine nagle bez przyczyny podupada na zdrowiu psychicznym? Kolejny niepokojący fakt to taki, że lekarze jak nie wymyślili nic sensownego to po prostu zwalili to na psychike, nie mając ku temu żadnych podstaw. A kolejna kwestia to taka, że mimo iż leczy się już kilka lat i lekami i terapią efektów żadnych nie ma czyli można wnioskować, że to jednak nie podłoże psychiczne ale z drugiej strony ja nie jestem lekarzem. Innym razem odwiedzając tate w szpitalu widziałam tam starszego pacjenta po 70tce który miał problemy z oddychaniem i coś tam jeszcze z gardłem i po badaniach w których nic nie wyszło, również lekarze stwierdzili że to na tle psychicznym, więc może coś jest w tych wszystkich dziwnych chorobach.
  6. Choruje na nn z przewagą myśli. Choruje chyba od dziecka, zaczełam się leczyć w okresie gimnazjum. Mój problem polega na tym że panicznie boje się 2 rzeczy: pierwsza to taka, że zwariuje, zamkną mnie w psychiatryku i naszprycują neuroleptykami a druga to taka w zasadzie wynikająca z pierwszej. Mianowicie boje się, że zrobie krzywde komuś lub sobie. ostatnio uporałam się trochę z lękiem przed zrobieniem krzywdy komuś teraz jednak boje się, że zrobie coś sobie, podam przykład: idę do piwnicy porąbać drzewo na ogień i po mojej głowie chodzą takie myśli, że np. odrąbie sobie rękę (to taki drastyczny przykład), oczywiście ja tego nie chce ale boje się, że pod wpływem tego napięcia wezme po prostu i odrąbie sobie tą rękę. Albo podam inny przykład, będąc na wakacjach nad morzem, idąc przez nieogrodzone molo ciągle odczuwałam lęk przed tym, że wskocze to wody (dodam, że nie umiem pływać). Nie rozumiem dlaczego boje się że zrobie sobie coś czego nie chce w ogóle sobie robić. pomózcie prosze.....
  7. W OKRĘGU KATOWICKIM polecam wszystkim oddział dzienny w Siemianowicach Śląskich, terapia trwa 12 tygodni wygląda mniej więcej tak: od 8.30 do 14, codziennie jest terapia grupowa a pozostałe zajęcia które odbywają się w różnych dniach tygodnia to :terapia zajęciowa, praca z procesem, afirmacje, muzykoterapia, relaks, życiorys, zajęcia edukacyjne dotyczące wszelakich zaburzeń psychicznych, raz w tygodniu wizyta lekarska, w każdą środę są luźniejsze zajęcia czyli albo jest jakieś wyjście do muzeum czy na kręgle (przeróżne atrakcje) albo zostaje się na oddziale i spędza czas na grach i zabawach. personel bardzo fajny, każdy pacjent ma swojego terapeutę z którym ma raz lub 2 razy w tygodniu zajęcia indywidualne, o 12.30 obiad. Super atmosfera, ja byłam 2 razy i za każdym razem jest poprawa. Na oddziale są 2 grupy: grupa pierwsza lękowo-depresyjna i grupa druga psychotyczna (jest tam przewaga osób ze schizofrenią, ze wszystkimi tymi osobami można normalnie rozmawiać, po niektórych nawet nie widać, że chorują, nie ma tam jakiś mocnych przypadków). uważam, że leczenie jest tam na wysokim poziomie, bardziej stawiają na psychoterapie niż na farmakoterapie, ale ona także jest stosowana. więcej na stronie: www.psychiatriasiemianowice.pl ja paniczne boje się, że trafię kiedyś na oddział zamknięty, jestem przerażona tym co tam się dzieje z Waszych opowieści. Ja mam nerwicę natręctw (myślowych) oraz osobowość zależną. Pozdrawiam
  8. Czy na oddziale zamkniętym można mieć komórkę? Czy rodzina może Cię odwiedzać kiedy chce czy są jakieś ograniczenia? No wiadomo, że w nocy nie może. Mam już takie stany lękowe, że prawie nie wytrzymuje. Moim problemem jest lęk przed schizofrenia, boje się do tego stopnia, że już prawie wierze że mam schizofrenie. I boję się że na prawdę jej dostane. Nie chcę iść do szpitala ale obawiam się, że niebawem się tego doczekam. Ma ktoś jakieś doświadczenia z Katowickimi szpitalami? Pozdrawiam
  9. madziares, DO MADZIARES Posłuchaj, to jest klasyczna nerwica. Uwierz mi, że gdyby coś Ci było dawno by to już wykryli, i mówi Ci to osoba która leżała 5 razy w szpitalach z powodu dziwnych rzeczy które się ze mną działy. Za pierwszy razem ubzdurałam sobie serce, miałam zawały, ciągle czułam, że to krzywo, to za mocno to nie równo bije. Oczywiście leżałam w szpitalu, zakładałam sobie prywatnie holtery, robiłam ukg i nic w końcu miałam już tego tak dość, że powiedziałam sobie "trudno najwyżej zdechne" i w momencie kiedy przestałam przejmować się sercem moje "dolegliwości" minęły. Potem pewnego razu byłam w centrum handlowym, zrobiło mi się ciepło i od razu zakręciło mi się w głowie, poczułam się tak źle że poprosiłam jakąś kobietę o wezwanie karetki. Każdy zawrót głowy powodował u mnie gigantyczny lęk ze stracę przytomność. Po kilku dniach sytuacja powtórzyła się, wylądowałam w szpitalu leżałam tam prawie miesiąc gdyż robili mi całe mnóstwo w tym nieprzyjemnych badań na głowę bo podejrzewałam u siebie guz mózgu albo coś innego poważnego. Oczywiście nic nie wykryli, ja zrozumiałam w końcu, że to nerwica. Więc dam Ci rade. Przede wszystkim nawet gdy zakręci Ci się w głowie, zachowaj zimną krew, usiądź, głęboko oddychaj, napij się wody i mów sobie, że nic się nie dzieje, ale musisz w to wierzyć. Musisz postarać się uspokoić. Każdy lęk potęguję objawy fizyczne. Na Twoim miejscu poszłabym do psychiatry po leki i do psychologa na terapie. Nie opieraj się na samych lekach gdyż one tylko wyciszają problem a nie likwidują! I uwierz mi, że im szybciej pójdziesz tym lepiej dla Ciebie, mniej straconych miesięcy albo lat na zmaganie się samemu z nerwicą. Jeśli nie stać Cię na wizyty u psychologa możesz poprosić psychiatrę o skierowanie na tzw oddział dzienny gdzie chodzi się od rana do np.15 na terapię grupową. Wierz mi, nie staraj się sama z tym walczyć czy czekać aż przejdzie, pozwól poradzić sobie specjalistą. A jeśli wstydzisz się iść do tych lekarzy to musisz, się przemóc. To, że idziesz do psychiatry nie znaczy, ze jesteś wariatka. A przecież nie musisz się koleżanka chwalić, że chodzisz do takiego lekarza. Posłuchaj osoby która zmarnowała wiele czasu na nerwice i jeszcze wiecej pieniędzy na prywatne badania. 3maj sie i mam nadzieje, że za pół roku znajde Twoje posty w dziale "ZDROWIEJE" )
  10. ja mam zamiar właśnie zacząć pierwszą w życiu psychoterapie gdyż nerwica dała mi tak w kość, że albo zacznę się leczyć albo popełnię samobójstwo. No wiec babka do której mam zamiar iść bierze właśnie siedem dych i wydaje sie byc dobra gdyż kilka osób na necie już ją polecało. W swoim życiu miałam 2 przygody z psychologami. Pierwsza Pani z kasy chorych u której byłam wydawała się sama niezrównoważona, kazała mi czytać książki o tematyce która w ogóle mnie nie interesuje. Kazała mi sie wyciszać i w ogóle chciała zrobić ze mnie taką osobę bardzo spokojną, wyciszoną itp. Z reszta to nie była nawet żadna terapia tylko jedna wizyta. Ja nie spotkałam się z czymś takim jak terapia z kasy chorych (mam na myśli taką raz na tydzień lub na 2 tyg) A druga moja przygoda to kiedy podjęłam decyzje o psychoterapii, ktos polecił mi osłaiony w katowicach instytut ericsonowski czy jakos tak to się pisze. Na wizycie facet stwierdził, że jego zdaniem moja nerwica wynika z tego, że nie umiem się usamodzielnić od rodziców co jest kompletna bzdurą gdyż wtedy mieszkałam sama i facet do tego zaproponował mi, że powinnam przyjść z domownikami. Powiedziałam mu, że jest to niemożliwe gdyż ojciec ma problemy z nogami i nie da rady dojeżdżać tak daleko a mama pracuje a poza tym znam moich rodziców i wiem że oni by sie nie otworzyli przed obcą osobą. Więc facet bez ogródek powiedział że bez nich mam więcej nie przyjeżdżać. Jaka jest różnica czy z rodzicami czy bez? Otóż indywidualna terapia kosztuje chyba 70zł z tego co pamietam a rodzinna 150. Więc po co koleś ma zarabiać ochłapy jak można wyciskać kokosy? Dodam, że nie jestem zbyt bogatą osobą. Więc wg instytutu ericsonowskiego jeśli nie możesz z rodzicami to jesteś skazana na nerwice. Żenada
  11. nie, dziecko nie jest powodem. Ponieważ z nerwica zmagam się od dziecka czyli od czasów kiedy nawet nie znałam mojego chłopaka. Wiecie chyba faktycznie te dziadostwa są przez cywilizacje, za 15 lat obecni 20 latkowie będą dalej siedzieć na forum i wtedy już będzie pełno 30stek ;/
  12. szczerze mówiąc mój chłopak wymyślił, żebyśmy zrobili sobie dziecko to wszystko mi przejdzie bo nie będę miała czasu na myślenie o głupotach ale ja całkowicie jestem przeciwna temu pomysłowi. A co będzie jeśli on będzie w pracy, dziecko w łóżeczku a ja będę dostawała histerii lub ataków lęku tak silnych, że nie będę w stanie zająć się dzieckiem?
  13. Tak się zaczęłam zastanawiać, zapewne widzicie, że ludzie siedzący na forach to przeważnie ludzie młodzi. Czy zaburzenia psychiczna mijają wraz z wiekiem czy może "słabną na sile"? A może Ci ludzie starsi już pofiksowali i są w kaftanach? Przecież tyle dojrzałych ludzi korzysta z internetu więc na pewno nie jest to wina tego, że starsi nie siedzą na necie. Ja to widzę tak, że przykładowo na 10 osób piszących na forum o swojej nerwicy, max 3 osoby są powyżej 30 roku życia. Co o tym myślicie? Może pojawiła sie jakaś marna nadzieja że po 30 obawy osłabną? pozdrawiam
  14. Wiesz jak to brzmi "mówi, że to możliwe?" Możliwe to jest to, że bez leczenia z tego wyjdę. Chodzi mi o to, że człowiek łazi i płaci za wizyte np 70zł przez pół roku po to, żeby to cholerstwo wróciło za rok czy dwa? Jesli chodzi o psychologów ze służby zdrowia to w ogóle pomine ten śmieszno-żenujący temat. Oczywiście mówię na podstawie swoich doświadczeń a mam ich sporo
  15. Witam, z nerwica i okresami depresyjnymi zmagam się przez całe życie. Mam 21 lat, brałam kiedyś seronil i fevarin ale szczerze mówiąc nie widziałam poprawy. Doszłam więc do wniosku, że spróbuje z psychoterapią. I bardzo teraz proszę o konkretne odpowiedzi na moje pytanie. Czy jest na tym forum ktoś kto chorował dłużej niż rok, ukończył psychoterapie i wyzdrowiał? Prawdę powiedziawszy nie znam żadnej osoby która by się z tych paskudztw wyleczyła. A przynajmniej nie na zawsze. I proszę o nie podawanie przykładów typu "słyszałam że ktoś daleki z mojej rodziny się wyleczył" albo "moja sąsiadka się wyleczyła". Obawiam się, że chyba sami nabijamy się w butelkę z tym leczeniem. Na pewno leczenie pomaga nam, ale choroby które nas dręczą moim zdaniem nie są do wyleczenia, doszłam do takiego wniosku po 20 latach zmagania się z choroba kiedys panicznie bałam się że zwariuje, kiedy w końcu udało mi się ten lęk pokonać zaczełam bać się śmierci, kiedy pozbyłam się lęku przed śmiercią powrócił lęk przed schizofrenia. A teraz przytocze fragment z wikipedi, słowa psychiatry "Freud uważał leczenie lęków neurotycznych za bezcelowe, ponieważ na miejsce wyleczonych pojawią się inne. Negował także skuteczność leczenia samych tylko objawów za pomocą farmakologii lub perswazji"
  16. Witam, z nerwica i okresami depresyjnymi zmagam się przez całe życie. Mam 21 lat, brałam kiedyś seronil i fevarin ale szczerze mówiąc nie widziałam poprawy. Doszłam więc do wniosku, że spróbuje z psychoterapią. I bardzo teraz proszę o konkretne odpowiedzi na moje pytanie. Czy jest na tym forum ktoś kto chorował dłużej niż rok, ukończył psychoterapie i wyzdrowiał? Prawdę powiedziawszy nie znam żadnej osoby która by się z tych paskudztw wyleczyła. A przynajmniej nie na zawsze. I proszę o nie podawanie przykładów typu "słyszałam że ktoś daleki z mojej rodziny się wyleczył" albo "moja sąsiadka się wyleczyła". Obawiam się, że chyba sami nabijamy się w butelkę z tym leczeniem. Na pewno leczenie pomaga nam ale choroby które nas dręczą moim zdaniem nie są do wyleczenia, doszłam do takiego wniosku bo 20 latach zmagania się z choroba !!
  17. eeeeeee jakie tam leczenie. 2 razy byłam u psychiatrów którzy zapisali leki i po pół roku kazali odstawić, ot całe leczenie. A pobyty w szpitalach wiązały się z diagnozą moich chorób typu zawały guzy mózgu itp które były klasycznym objawiem nerwicy :/ ehh ja od 2 lat właśnie też wegetuje. Miejmy nadzieje, że będzie lepiej, mnie wciąż nadzieja utrzymuje przy życiu!!
  18. pozazdrościć, Ty zmagasz się z tym pół roku. Ja 20 lat :/
  19. powiem Wam, że ja też mam podobnie ale jednak inaczej. Ja uciekam trochę przed innymi trudnościami. Ja unikam horrorów, cmentarzy, smutnych opowiadań znajomych, innymi słowy wszystkiego co jest smutne ponieważ to wywołuje u mnie lęki. Wierzcie mi że to bardzo trudne gdyż życie nie składa się z samych przyjemnych wydarzeń :/
  20. spoko, jak byłam w tym ośrodku terapii nerwic to było tam 2 chłopaków ze schizofrenią. Jak pytałam terapeutów czemu oni tam są bo przecież to nie nerwice to powiedzieli że rodzice wciskają ich po szpitalach, sanatoriach itp gdzie się tylko da żeby się pozbyć problemu. Jakie to przykre. Oboje nie byli agresywni, jeden miał swój świat ale nie wyglądał na zlęknionego ale fakt był z nim dość słaby kontakt. Jak się mu powiedziało, ze ma się ubrać i zejść na śniadanie to zrobił to ale do rozmowy się nie nadawał. A drugi tez był spokojny choć miewał czasem urojenia. Mówił np że w szafie jest biała dama, było widać że powodowało to u niego lęki ale nie były one częste. Był raczej jakby rozkojarzony, chodził ciągle był trochę pobudzony. Zdarzało się że jak się z nim rozmawiało na podstawowe tematy to wstawał i mówił, że musi iść, na pytanie dokąd odpowiadał, że nie wie i siadał. Oboje nie byli świadomi swojej choroby. W ośrodku byłam pół roku i trochę się im przyjrzałam i prawdę powiedziawszy nie były to osoby sprawiające kłopoty, i mieszkanie z nimi pod jednym dachem nie byłoby bardzo uciążliwe. Choć może się myle, byłam z nimi przecież tylko przez pół roku. Moze się zmieniają ich objawy. Jeden tak bardzo tęsknił za rodzicami a oni nawet nie dzwonili. Rozumiem, że takie osoby potrzebują opieki 24 na dobę i może rodzicie musieli po prostu pracować żeby zarobić na życie i nie mogli się nim zajmować ale to chyba nie powód, żeby nie dzwonić do dziecka albo, żeby go nie odwiedzać? Przez całe pół roku rodziców jednego chłopaka nie widziałam w ogóle a tego co tak tęsknił i widział białe damy widziałam tylko raz!!! Do innych rodzice przyjeżdżali zazwyczaj co drugi tydzień.
  21. no więc zacznę może od początku. Mam 20 lat i od dziecka zmagam się z lękiem. Już we wczesnym dzieciństwie miałam napady lęku, zazwyczaj radziłam sobie z nim sama np. wmawiając sobie że wszystko jest ok, nie mam się czego bać i że mam się uspokoić i lęk faktycznie mijał. Gdy skończyłam chyba 13 czy 14 lat miałam takie napady lęku w których panicznie bałam się że zwariuje. Pojechałam na pogotowie z rodzicami gdzie dostałam hydroxyzyne i w razie napadów lęku miałam pić łyże (bo dostałam receptę na syrop). Później wylądowałam w szpitalu z powodu zawrotów głowy i po badaniach okazało się, że podłoże może być psychologicznie, skierowali mnie do ośrodka terapii nerwic dla dzieci i młodzieży w orzeszu. Szczerze mówiąc były tam jakieś terapie ale raczej wszyscy obecni traktowali to jak sanatorium i była to swego rodzaju kolonia na której wszyscy dobrze się bawili. Po powrocie mając lat 16 poznałam cudownego faceta z którym jestem do dziś, pierwsze 2 lata naszego związku nie miałam żadnych lęków ani nic z tych rzeczy. Potem zaczęły się częste kłótnie itp wiadomo motylki w brzuchu minęły choć miłość trwa nadal i zaczęły się u mnie różne dolegliwości. W przeciągu ostatnich 2 lat byłam aż 5 razy w różnych szpitalach na diagnozach różnych dolegliwości somatycznych, wiecie najpierw wkręcałam sobie zawały potem guzy mózgu itp. Nie miałam żadnych lęków, był to raczej przewlekły stres spowodowany tym co mi jest a lekarze tego nie wiedzą. Klasyczna nerwica tam mnie zakuło, to od razu zawał itp. Moja lekarka z poradni stwierdziła w końcu dobitnie, że albo pójdę do psychiatry albo wyśle mnie do wariatkowa. No ale ja w końcu zrozumiałam, że to nerwica i się skończyło z chorobami, więc zaczęły się u mnie lęki przed schizofrenia. I tak jest do dziś, to jest tragedia. Są dni kiedy leże 2 tygodnie w łóżku z lękiem przed schizofrenia. Panicznie boje się że zwariuje, poszłam więc do psychiatry ponieważ moja rodzina ma już tego dość a ja serdecznie też. Ona zapewniała mnie, że to nerwica i że nie mam się obawiać schizofrenii. Pomogło na miesiąc. Potem zaczęło się szukanie w necie info na temat schizów itp Oczywiście widzę wszystkie objawy u siebie a w skrajnych momentach jestem na prawde bliska zwariowania. Na dzień dzisiejszy sprawa wygląda tak, że wyczytałam w necie historie kobiety której schizofrenia była poprzedzona 7 letnia depresja. Wyczytałam też że nie leczony lęk może prowadzić do psychoz. A poza tym jest jeden fakt różniący mnie od innych nerwicowców, moje lęki trwają od dzieciństwa a u innych od wieku dojrzewania. Nigdy nie miałam omamów, nie słyszałam głosów ale kiedy napada mnie nerwica jestem tak zlękniona i zachowuje się jak debilka. Pytam domowników czy też to słyszeli, albo jak jest burza to czy też widzieli ten błysk. Oczywiście wszyscy słysza to samo co ja i widzą. Ale boje się że to albo skończy się tak, że dostane paranoi i wyląduje w kaftanie albo to się nigdy nie skończy gdyż nie da się zrobić "badań na schizofrenie". Jestem już bardzo zmęczona tym wszystkim, moje życie dzieli się na okresy kiedy jest wszystko ok i kiedy mam "dni depresyjno-nerwicowe". Nawet jeśli miałabym nigdy nie zapaść na żadną schizo.. to boje się że od tych ciągłych lęków zwariuje. Obecnie zastanawiam sie nad psychoterapia bo nigdy jeszcze nie stosowałam tej metody, brałam 2 antydepresanty, seronil i fevarin ale nie przyniosły żadnych skutków. Moim głównym strachem jest lęk przed schizofrenia i podobnymi chorobami ale poza tym boje się wielu rzeczy np. śmierci, samotności, ciemności, zamkniętych małych pomieszczeń itp. Mam już dość życia, przeszło mi nawet przez myśl, że jak psychoterapia nie pomoże to chyba popełnię samobójstwo, choć tak bardzo chce żyć, ale w szczęściu. Powiedzcie proszę co o tym wszystkim myślicie? Najgorsze jest w to, że nie mam czego szukać pomocy u psychiatry w zapewnianiach że nic mi nie będzie gdyż psychiatra nie powie osobie silnie znerwicowanej "no Pani Xinska z tego może sie rozwinąć schizofrenia". Lekarze wielu rzeczy nie mówią pacjentom bo to o wiele bardziej mogłoby pogłębić ich depresje i nerwice. Dodam jeszcze, że mój świętej pamięci tata tez miał czasami takie napady lęku ale raczej rzadko. Od razu widzę, że odziedziczyłam to po Nim. Powiedzcie proszę co o tym wszystkim myślicie. Pozdrawiam
  22. Hejka jestem nowa i jestem tz ciężki przypadek. Teraz wychodzę z domu ale jak wrócę to opisze Wam moja historie. Ale podzielam Wasze zdanie. Można zwariować od wkręcania sobie, że człowiek zwariuje. Pozdrawiam i życzę milszego dnia od mojego bo mój już się kiepsko zaczyna
×