Skocz do zawartości
Nerwica.com

życie towarzyskie

Znaleziono 1 wynik

  1. Cześć czytającym. Chyba potrzebuję się komuś wygadać, z chęcią choć i z lekkim strachem wysłucham spojrzenia innych ludzi, może jakichś porad. Mam 32 lata Kilka ładnych lat temu coś się pozmieniało w moim życiu i myślę, ze przez to nie potrafię sobie ułożyć żadnego związku, ale i samo moje życie nie wygląda tak, jak bym tego chciał. Jak pamiętam siebie z czasów młodszych, to byłem osobą bardzo towarzyską, zawsze miałem bardzo dużo znajomych, nie sprawiało mi problemu nawiązanie nowych znajomości. Odkąd zacząłem się ładować w poważne relacje, to cała swoją energie kierowałem na relacje, co nie przynosiło dobrych efektów, ale na początku potrafiłem jeszcze od razu wrócić to dawnego „ja”, aż nadszedł związek długi, 5 letni. Zdecydowanie wielka miłość, było nam bardzo dobrze, mieszkaliśmy razem, oczywiście kłótnie były, ale byliśmy dla siebie przyjaciółmi przede wszystkim, nikt nie odwalał żadnych dziwnych akcji, nie zachowywał się jak singiel. Rozsypało się z perspektywy czasu o pierdoły, brak rozmowy, upartość z obu stron. Myślę, że ta relacja + wyprowadzka z mojego miasta pod koniec tej relacji, oraz późniejsza jeszcze jedna kolejna do obcego mi miasta spowodowały, ze ja się zmieniłem po tym do tego stopnia, ze dziś nie potrafię być już towarzyski, nie mam tylu przyjaciół, i żeby nie było- proponowałem nie raz czy to jakiemuś koledze, czy to koledze wraz z jego dziewczyna abyśmy gdzieś w 4 (wraz z jakąś moją ówczesną dziewczyna) gdzieś wyszli ale za każdym razem odmowy i wymówki i szczerze zniechęciło to już do końca. Gdzieś chyba ostatnio zrozumiałem, ze próbuje stworzyć relacje taką, jak ta 5 letnia, gdzie byliśmy sobie bardzo bliscy, byliśmy przyjaciółmi. To była jedyna kobieta przed która potrafiłem się otworzyć, bo dziś jest twarda skorupa. W chwili obecnej zakończyłem kolejna relacje, to już chyba z 7 od momentu rozstania 3 lata temu z opisywana kobietą. Po drodze psychikę zorała mi dziewczyna z borderline, oraz druga, wielka miłość, która opowiadała jak to by życie za mnie oddała, i jak to strasznie mnie nie kocha, i czego to ona nie chce, by bardzo łatwo zerwać pod naciskiem zaborczej koleżanki, ale myślę ze najbardziej doskwiera mi to jaki się stałem, to że ludzie mnie denerwują, to że nie potrafię mieć bliższych przyjaciół/znajomych, że wszystko to są kontakty zawodowe, czasami zdarzy się, że chwilę porozmawiamy niezawodowo, ale to raczej rzadko. Przez to, że stałem się taki zamknięty, nie moglem znieść ostatniej relacji- relacji z bardzo fajną dziewczyną, ale taka która wiecznie by chodziła na domówki, wypady, wakacje ze znajomymi. Wszystko w granicach rozsądku jest OK, ale gdy zaczęło się robić tego zdecydowanie za dużo to zaczęło mi to przeszkadzać. Mówiłem o tym, i nie przynosiło to skutku. Na większość zapraszała, bym szedł z nią, z tym że po pierwsze widziałem, ze ze mną bawi sie ale zdecydowanie nie tak dobrze, jak wtedy gdy bawi się sama, a po drugie to co chwile były wyjścia do obcych ludzi. Na każde wyjście do rodziny, czy najbliższych nie było problemu, bym z nią szedł, ale nie sprawia mi to absolutnie żadnej przyjemności, by ciągle imprezować z obcymi, innymi ludźmi. Gdyby to było stale grono najbliższych znajomych to pewnie z czasem bym ich lepiej poznał i byłoby OK, do niej jednak się potrafił odezwać ktoś z kim kontakt znikomy albo zerowy od dawna, i już jest „MUSZE iść bo ta osoba chce bym tam była”. Nie ważne wtedy, ze np mieliśmy się widzieć w ten weekend. Zacząłem wiec stawiać się ciągle w opozycji, ze nigdzie chodził nie będę, co tylko pogłębiało to w co zabrnąłem z brakiem własnego życia towarzyskiego. Tak czy tak ta relacja nie dawała mi tego co chciałem. Od dawna przekonywałem by przeprowadziła się do mnie, niby chciała, ale BARDZO opornie jej to szło, bo w jej mieście ma klientów, bo u mnie musi ich zdobyć (choć nie robiła nic by ich zdobyć), bo u siebie ma pracownice i jak ona biedna jej powie, ze musi sobie szukać innej pracy, bo kupuje mieszkanie i nie chce go od razu wynajmować, chciałaby chwile w nim pomieszkać. Moim zdaniem to były wymówki, bo wygodnie było przyjeżdżać do mnie i mojego miasta, mieć tutaj życie z poważnym związkiem, planami, staraniem sie o dziecko, ciągłym mówieniem mi, ze chce ślubu, a później wracać do swojego życia u siebie w mieście. Ta relacja myślę ze dość wyraźnie pokazała mi, ze brakuje mi tego co gdzieś utraciłem- własnych znajomych, własnego życia. Wpadłem z pracoholizm i pościg za pieniędzmi, stałem się zgorzkniały, ludzie mnie wkurzają, są egoistyczni, głupi, pazerni, potrafią się odezwać tylko, gdy sami czegoś potrzebują, i wystarcza mi w zasadzie bliska kobieta by nie robić nic w celu bliższych kontaktów z innymi ludźmi, a kilka podjętych prób, które ludzie olali, jedynie pogłębia to, ze z jednej strony tego nie chce, a z drugiej strony brakuje mi tego. Na zewnątrz jestem uśmiechnięty, potrafię pogadać, myślę, że ludzie mnie lubią, i przez to firma idzie mi bardzo dobrze, ale potrafię taki być bo widzę, że mam w zamian to, czego chcę- coś swojego- pracę której poświęcam cały czas, pieniądze. Zawodowo zatem bez problemu przychodzi mi nawiązywanie nowych, dobrych relacji. Zycie prywatne leży. I mam wrażenie, że dopóki tego nie odzyskam, to nie ułożę sobie dobrze życia z kobieta, bo powinienem zdecydowanie mniej się poświęcać, podchodzić odrobinę bardziej egoistycznie i myśleć o sobie, nie ładować całej swojej energii w związek. Od relacji potrzebuję chyba odpoczynku, ładuje się z jednej w drugą, z tym że brak przyjaciół, bliskich, kogoś z kim można pogadać, powoduje natychmiastowe poszukiwanie związku, by mieć chociaż to, problem jednak tylko się odsuwa na jakiś czas, nie znika.
×