Skocz do zawartości
Nerwica.com

sepideh

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez sepideh

  1. sepideh

    Bardzo proszę o pomoc

    DEPRES może faktycznie szukam w sobie czegoś czego nie ma, ale zawsze miałam pesymistyczną naturę i tym samym skazywałam siebie na porażkę. IJS masz wiele racji, odejście ojca miało niewątpliwy wpływ na moje życie, ale nie to zaważyło na moim podejściu do związków. Nie mam mu za złe samego faktu że odszedł od nas, wiadomo ludzie czasem do siebie nie pasują i lepiej żeby od siebie odeszli, rozumiem to. Ale mam mu strasznie za złe że zostawił mnie z mamą wiedząc że tym samym skazuje mnie na piekło. Bardzo kocham moją mamę i oddałabym za nią życie, (co już w pewnym sensie zrobiłam) ale ona miała ze sobą straszne problemy, które odbiły piętno na mojej psychice, była na prawdę nieobliczalna, każąc mnie na każdym kroku za odejście ojca. Nie było nikogo kto by mógł mnie obronić. To mnie zniszczyło, zabrało wiarę w siebie i w ludzi. No bo jak ufać ludziom kiedy jedyna i najbliższa ci osoba, za którą oddałabys życie nie może na ciebie patrzeć, a tak właśnie było, nie mogła na mnie patrzeć. I tak rosłam w przekonaniu że jestem śmieciem, uczucia schowałam głęboko bo każda próba ujawniania spotykała się z totalną obojętnością z jej strony. W ogóle po raz pierwszy w życiu o tym mówię ale czuję że w końcu powinnam to z siebie wyrzucić. Mimo krzywd które mi wyrządziła kocham ją bardzo mocno i jestem z nią bardzo zżyta i wiem że bardzo żałuje tamtego okresu i ma straszne poczucie winy. Bardzo przeżyła mój wyjazd za granicę bo wiedziała że wcale nie chciałam wyjeżdzać tylko trudna sytuacja finansowa zmusiła nas do tego, przez to jej stan bardzo się pogorszył co z kolei ja strasznie przeżyłam. I był to jeden z powodów mojego powrotu. I tu chciałam się odnieśc do Twojej rady abym wyjechała gdzieś zacząć nowe życie, bardzo bym o tym marzyła i sądzę że by mi to pomogło ale nie mogę zostawić mamy bo wiem że beze mnie sobie nie poradzi. I tu kółko się zamyka. Próbowałam sobie jakoś z tym wszystkim poradzić ale to tkwi bardzo głęboko we mnie, tak głeboko że sama sobie na pewno z tym nie poradzę. To wszystko nie pozwala mi iść na przód choć bardzo bym chciała. Oczywiście mam marzenia ale na ich realizację nie mogę sobie na razie pozwolić. Chcę najpierw poukładać swoje życie tylko że na to brakuje mi sił, odnalazłam jednak chęci a to chyba juz jakiś sukces. IJS dziękuję za Twoje zainteresowanie, pozdrawiam.
  2. sepideh

    Bardzo proszę o pomoc

    Na prawdę cieszę się że znalazłam to forum, pierwszy raz w życiu czuję że ktoś mnie rozumie, a to dla mnie bardzo ważne. Dzięki Wam zaczęłam w końcu szukać pomocy. Wczoraj byłam u lekarza rodzinnego i wszystko mu opowiedziałam, ale cały czas bałam się że powie mi że to tylko zły nastrój, który na pewno minie a ja zostanę sama ze swoimi problemami. Ale tak się nie stało, pokierował mnie do psychiatry i stwierdził że bez farmakologii się nie obędzie. Najpierw muszę jednak czekać na wyniki krwi, bo mówiłam mu że w przeszłości miałam nieprawidłowy poziom hormonów na który się leczyłam. Tak więc zaczęłam już coś robić i mam nadzieję że uda mi się z tego wyjść. BINCIA- od 10-ciu lat czuję że coś jest nie tak, a jak sięgnę dobrze pamięcią to dokładnie od okresu dojrzewania czyli od jakiś 13-tu, wiadomo zaczyna się wtedy burza hormonalna i musiało się wtedy coś żle poukładać w mojej psychice, bo od tego czasu miałam ze sobą straszne problemy, czułam sie zupełnie inna niż wszyscy, nieszczęśliwa, wszyscy byli radośni a ja cały czas tylko przygnębiona i strasznie zamknięta w sobie, wydawało mi się że wyglądam jak chłopak i to mnie jeszcze bardziej dołowało. Już w tym czasie powinnam była zacząć się leczyć ale nie zdawałam sobie sprawy że można coś na to zaradzić. Z wielkimi problemami emocjonalnymi przebrnęłam przez szkołę średnią i po tym zaszyłam się w domu, bo każde spotkanie w gronie ludzi było dla mnie straszną męczarnią. Jak już pisałam potem był wyjazd za granicę który był podwójną porażka i doprowadził mnie do wykończenia nerwowego, w stanie krytycznym wróciłam do domu i od tego czasu jestem dosłownie jak zombi, ciało na miejscu ale dusza się gdzieś indziej, gdzieś się schowała albo ją gdzieś ukryłam żeby już nie odczuwać,nie cierpieć tak strasznie... Teraz chcę ją odzyskać czuje sie na to gotowa, tylko nie wiem czy mi się uda, czy nie odeszła na zawsze... W każdym razie dziękuję serdecznie za wsparcie i zainteresowanie.
  3. Witam W ogóle to sie bardzo cieszę że trafiłam na to forum. Dzięki Wam uświadomiłam sobie że coś jest ze mną nie tak i zaczęłam szukać pomocy. Wczoraj byłam u lekarza ogólnego, bardzo obawiałam się wizyty , myślałam że stwierdzi że sobie coś wmawiam i powie że to tylko zły nastrój który niedługo minie a ja zostanę znowu sama ze swoim problemem... Tak się jednak nie stało, pokierował mnie do psychiatry i stwierdził że bez farmakologii się nie obędzie. Więc chyba sobie nie wymyślam. Stwierdził jakieś zaburzenia przystosowawcze dlatego że od powrotu z zagranicy zupełnie sobie nie radzę ale ja wiem że problem zaczął sie o wiele wcześniej i właśnie chciałam opisać moją historię bo może zrobi mi się lżej. Zawsze byłam bardzo wrażliwym dzieckiem, wszystko odczuwałam 2x bardziej intensywnie, ale byłam też bardzo skryta, moim ulubionym zajęciem było siadanie z boku i obserwowanie. Uwielbiałam malować i rysować wszyscy mówili że miałam wielki talent. Rosłam sobie spokojnie i rozwijałam się prawidłowo do czasu kiedy tata zdecydował się wyjechać za granicę do pracy kiedy miałam 5 lat, od tego czasu zaczęło się piekło, mama poczuła wolność ja już nie istniałam liczyły się tylko imprezy i znajomi, nie raz stałam pod drzwiami żeby zdążyć przed dziadkiem otworzyć jej drzwi kiedy była tak zalana że nie mogła pocelować kluczem, prowadziłam ją wtedy do łóżka wysłuchując po drodze różnych wyzwisk. Lecz czasem dziadek był szybszy, nie zapomne tego widoku do końca życia kiedy to dziadek otwierał drzwi i wciągał mamę do srodka za włosy, lejąc gdzie popadnie, tłukąc szyby a ja stałam z boku sparaliżowana ze strachu modląc się żeby to wszystko się skończyło. Miałam wtedy jakieś 7 lat, nie raz dała mi odczuć jakim to byłam dla niej ciężarem, że jej zrujnowałam życie, że jej tylko zawadzam. Poczułam sie na prawdę odrzucona i niechciana, zrobiłam się jeszcze bardziej zamknięta w sobie nie umiałam sobie radzić z emocjami na wszystko reagowałam agresją. W międzyczasie okazalo się też że tata na którego cały czas tak czekałam nie zamierza wracać bo znalazł sobie nową żone i ma już nowe dziecko. Mama w tym czasie przystopowała z rozrywkami i skupiła się na rodzinie znalazła faceta którego nie mogłam zaakceptować, coraz bardziej oddalałam się w swój wlasny świat, bo w normalnym nie mogłam znależć sobie miejsca. Póżniej doszły do tego straszne problemy finansowe, powrót mamy do picia. Ogólna beznadzieja, już wtedy byłam wrakiem mając 18 lat. Jakimś cudem skonczyłam szkolę średnią ale mialam straszne problemy z podjęciem decyzji co dalej. Nie byłam w stanie nic zdecydować i zaszyłam się w domu, to był straszny okres, mialam nawet myśli samobójcze. Z tego bagna wyciągnęła mnie koleżanka proponując wyjazd do pracy za granicę, myślałam że to mi pomoze, ale myliłam się strasznie. Było jeszcze gorzej, co ja tam nawyprawiałam to się w głowie nie mieści, byłam u kresu, aż poznalam chłopaka który się mną zaopiekował ale nie potrafiłam opowiedzieć mu o moich problemach dlatego w końcu po 2 latach mnie opuścił a ja w stanie krytycznym wróciłam do kraju. To tak po krótce. Teraz od roku siedzę w domu, odizolowalam się zupełnie, wyklinając życie, nie jestem smutna ani rozżalona bo w srodku nie ma już nic, nie jestem w stanie normalnie funkcjonować, wszystko toczy się jakby obok mnie ja w tym nie uczestnicze, zrezygnowałam, podziękowałam życiu, Tak było jeszcze tydzien temu, wtedy coś mnie oświeciło i stwierdziłam że tak być nie musi, że może być lepiej. Własnie zaczęłam moją drogę ku zdrowieniu, mam nadzieje że się uda, trzymajcie kciuki.
  4. sepideh

    Bardzo proszę o pomoc

    No i właśnie ten obniżony nastrój utrzymuje się u mnie już jakieś 10 lat, i już się do niego nawet przyzwyczaiłam, od tak dawna mi towarzyszy...poza tym nie odczuwam żadnych emocji, nie wiem co to radość, nie wiem co to smutek, nie potrafię płakać, w środku totalna pustka jakbym nie miała duszy, dlatego miałam wątpliwości czy to w ogóle depresja, kiedy ja nie przeżywam smutku, tylko zupełne zobojętnienie na wszystko.
  5. sepideh

    Bardzo proszę o pomoc

    Dzięki bardzo za podpowiedzi, na prawdę miło się robi widząc że ktoś stara się pomóc, tym bardziej że większość z Was ma już jakieś doświadczenie a ja dopiero jestem na etapie uświadamiania sobie że coś jest ze mną nie tak. Trochę sobie poczytałam i doszłam do wniosku że chyba mam dystymię, oczywiście wiem że tylko lekarz jest w stanie to stwierdzić ale wszystkie objawy pasują do mnie jak ulał i od razu jakoś lżej mi się zrobiło bo w końcu wiem w jakim iść kierunku, czyli właśnie w tym że trzeba się leczyć. Czy jest tu ktoś kto ma właśnie zdiagnozowaną dystymię i mógłby mi coś na jej temat powiedzieć?
  6. sepideh

    Bardzo proszę o pomoc

    prawdę mówiąc do tej pory myślałam że to jak się czuje jest normalne i nie próbowałam nic z tym zrobić cały czas tylko winiłam się i potępiałam za to ze jestem taka beznadziejna i bezużyteczna i przez to czułam się jeszcze gorzej ale nie wyobrażałam sobie że można coś z tym zrobić, wydawało mi się że nie zasługuję na normalne życie i tak trwałam wijąc się z bólu. Do czasu kiedy nie zaczęłam zażywać zotranu, który pojawił się w naszym domu przez przypadek, mama dostała go od znajomej której przepisał go lekarz ale go nie używała. Wiem że nie należy zażywać przypadkowych leków ale chciałam sprawdzić jak zadziała, dzięki temu uświadomiłam sobie że jednak może być lepiej i zupełnie inaczej, nie wiem czy to siła sugestii ale wiem na pewno że dzięki niemu uświadomiłam sobie że potrzebuje pomocy i trafiłam tutaj, czy to ma jakiś sens?
  7. sepideh

    Bardzo proszę o pomoc

    Dodam jeszcze że ten stan trwa już od roku, i generalnie nie jest tak że cały czas jestem przygnębiona tylko czuję taki straszny lęk przed życiem a przedewszystkim przed ludzmi, chciałabym iść do pracy ale nie mogę się przełamać...jak mam załatwić coś na zewnątrz paraliżuje mnie strach i pochłania mnóstwo wysiłku a kiedy jestem spowrotem w domu czuję się taka szczęśliwa, jak to zmienić bardzo prosżę o pomoc...
  8. sepideh

    Bardzo proszę o pomoc

    Witam wszystkich Szczerze mówiąc nie wiem jak zacząć, podejrzewam, że mam depresję ale nie wiem jak to sprawdzić, raz próbowałam porozmawiać na ten temat z mamą i ciocią ale stwierdziły że wymyślam i już więcej nie poruszałam tego tematu. Mam 26 lat i prawdę mówiąc nie pamiętam abym kiedykolwiek czuła się szczęsliwa, kiedy mialam 5 lat ojciec wyjechał i już nigdy nie wrócił, mama bardzo to przeżyła i odbiło się to na naszym życiu, więc chyba od tego się zaczeło, W szkole nie miałam większych kłopotów w kontaktach z rówieśnikami ale to tylko dlatego że to ludzie lgneli do mnie bo byłam ładna, ja unikałam kontaktu jak tylko mogłam panicznie wręcz bojąc się bliskości. Było mi z tym żle i wogóle czały czas czułam się jakaś inna. Wydawało mi się że nikt mnie nie rozumiei coraz bardziej izolowałam się od wszystkich aż w końcu kiedy skończyłam szkołę zerwałam wszelkie kontakty i spędzałam cały czas w domu. Z tego letargu wyrwala mnie koleżanka która zaproponował mi wyjazd za granicę, myślałam ze oderwanie się od starego środowiska coś pomoże. Tak było na początku, dostałam jakiejś nowej energii, znalazlam chłopaka którego bardzo pokochałam ale niestety coś zaczęło się psuć, znowu wpadłam w dołek, zrezygnowałam z pracy, w miom związku zaczeło się dziać bardzo żle aż w końcu spakowalam sie i po 3 latach ważąć 46 kg wróciłam do kraju bo bym się wykończyła. Od tego czasu jestem jak warzywo, nie mam siły na nic, nie mam żadnych przyjaciół, cały czas siedzę w domu, kiedy mam gdzieś wyjść czuję się chora, mam wtedy wrażenie że wszyscy na mnie patrzą, a ja się ich boję, generalnie to boje się wszystkiego, nie mam żadnej motywacji, ani ambicji, czuje się nikim, śpię do południa i wstaje zmęczona bo zazwyczaj śnią mi się jakieś dziwne rzeczy, nie umiem podjąć żadnych decyzji, i nie wyobrażam sobie normalnego życia, bardzo mi z tym ciężko i chciałabym zgłosić się po pomoc żeby zacząć normalnie żyć, i tu mam pytanie:czy od razu mam zgłosić się do psychologa, czy najpierw do lekarza prowadzącego, przede wszystkim chodzi mi oprzepisanie leków bo terapia raczej nie pomoże, bardzo proszę o pomoc
×