Bardzo pomogło mi przeczytanie kilku wpisów na tym blogu.Sama od jakiegoś czasu zmagam się z napadami panicznego lęku.Nigdy w życiu nie sądziłam,że coś takiego może mi się przytrafić..a tu jednak.A paradoks jest taki,że sama jestem lekarzem, nie powiem,jakiej specjalności (bo to już ironia losu, naprawdę).Wcześniej miałam typowe lęki napadowe-z tachykardią, arytmią, dusznością,niemożnością przełykania,obawą,że zaraz umrę, albo zwariuję.Wzięłam leki, myślę,że pomogły.Nadal czuje lęk, ale w innej formie, raczej niepokoju, czasem rozpierania w głowie, przyspieszenia toku myślenia i takiego oszołomienia z uczuciem derealizacji, odrealnienia.Jest to do przeżycia na szczęście.Czasem tylko pojawia się myśl,że może to jednak guz mózgu, albo poważna choroba psychiczna, początek schizofrenii, lub do wyboru np choroby maniakalno-depresyjnej...Ale tak naprawdę, to wiem,że to jest po prostu LĘK w różnych swoich, podstępnych postaciach.Mnie pomaga pogadanie o tym z kimś bliskim, lub poczytanie Waszych opinii, ruch na świeżym powietrzu, spacer, techniki oddechowe,ciepła kąpiel. Pozdrawiam serdecznie