Skocz do zawartości
Nerwica.com

neurotic__

Użytkownik
  • Postów

    27
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez neurotic__

  1. Chyba jedna myśl jest w tym pocieszająca. Jak ktoś Ci kiedyś powie, że też tak ma to nie spojrzysz się na niego jak na wariata i zaczniesz unikać tylko powiesz "Stary! Rozumiem Cię". Sami wiecie jak czasem to jest potrzebne, zrozumienie... Może coś tracimy, ale za to możemy czasem dać komuś coś dużo więcej...
  2. Witajcie! Pokrzepiająca jest myśl, że człowiek nie jest sam w takich doświadczeniach. Chociaż życzyłbym sobie, żeby nikt nie miał takich problemów :) Natręctwa myślowe są strasznie "upierdliwą" forma nerwicy i sam się o tym przekonałem. Na początku myślałem, że wszyscy tak mają ale parząc na to wszystko z perspektywy wydaje mi się, że wszystko zaczęło się już bardzo dawno. Od dziecka nie lubiłem np. stąpać po pękniętych płytkach chodnikowych, albo obracać się wokół własnej osi (potem musiałem obrócić się w druga stronę - tak żeby się "odkręcić" ) Od dziecka byłem też dość religijną osobą i właśnie w późnym okresie dziecięcym pojawiły się natręctwa myślowe związane z Kościołem i osobami świętych. Może to śmieszne ale do dziś wydaje mi się, że pamiętam jaka to była myśl i gdzie to się zaczęło. Taka niby nic nieznacząca myśl: "A co gdyby..." potem strach, że "jak ja tak mogłem pomyśleć" I ta nieznacząca myśl i jej podobne nie opuściły mnie przez wiele wiele lat. Po latach przyszła matura i prawdopodobnie przez stres z nią związany pojawiły się natrętne czynności. Na początku wydawało się to wszystko tylko kierowane zdrowym rozsądkiem. Mycie rąk i niekończące się kąpiele które wysuszały moja skórę i portfel rodziców (rachunki za gaz i wodę) W najgorszym okresie kiedy wydawało mi się, że jestem "brudny" doznawałem dziwnej reakcji galwanicznej skóry - swędzenie, ale tak jakby ktoś mnie szpilkami dźgał. Wtedy zdecydowałem się na terapię i leki antydepresyjne, bo przez to wszystko depresja mi się jeszcze przyplątała. Terapia trwała dość długo ale jako, że był to "serwis" na koszt państwa sesje były niedorzecznie rozciągnięte w czasie. Po 2 latach terapii (ale może jakieś 10 wizyt łącznie) terapeutka stwierdziła, że chyba nie może mi pomóc i mam zmienić terapeutę! Nie wiem czy to sztuczka była i terapia szokowa... więcej tam nie wróciłem. Zapamiętałem jednak jedną ważną rzecz jaką ta kobieta mi powiedziała... "...może nie da się tego do końca wyleczyć i będziesz musiał nauczyć się z jakąś częścią tego żyć..." Teraz chyba wiem co ona miała na myśli. Przez jakiś czas przestałem w ogóle chodzić do kościoła i może nie wszyscy się z tym zgodzą ale to pomogło. Odstawiłem czynnik wywołujący najsilniejsze reakcje nerwicowe. Wyjechałem, zacząłem nową prace itp itp. Dalej mam jakieś resztki natręctw i ciężko mi się np. modlić, ale teraz wiem na czym polega problem i potrawie nad tym bądź zapanować, bądź to zignorować. Czytałem kilka postów i wiele osób boi się, że z tego nie wyjdzie, że stają źli itp. Po pierwsze uważam, że pomaga akceptowanie siebie i tego problemu, to jest nasza głowa i część nas. Po drugie, mając bezsensownie złe natrętne myśli nie jesteśmy złymi ludźmi. To tylko dowód na to jak jesteśmy wrażliwi, bo zła osoba by się takimi myślami nie przejęła. Sam fakt, że jesteście tu i o tym piszecie i się przejmujecie i martwicie o tym świadczy :) Podstawa to nazwać problem, a potem wrzucić na luz, bo to nie wasza wina. Aha... i trzeba znaleźć sobie coś do roboty, żeby nie mieć czasu na rozmyślania Pozdrawiam
×