Skocz do zawartości
Nerwica.com

Propesteus

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Propesteus

  1. Bóg nie lubi przekleństw? Przekleństwo to słowo wymyślone przez człowieka - zlepek kilku dźwięków, czy dla Boga to ma znaczenie? A czy słowo "listek" nie może być przekleństwem?
  2. Najciekawsze dla mnie jest to, jak umysł potrafi wszystko przekabacić na tą złą stronę. Nawet optymistyczne rzeczy mogą w pewnych warunkach stać się powodem do tego, żeby człowiek zaczął widzieć coś na opak. Można z tym walczyć, ale ja przekonałem się że nie samemu. Jakie byłoby wyjście? Psycholog wiele nie pomoże, pomogłaby druga, bliska osoba i myślę, że to jest klucz do całej "zagadki". Tu jednak koło się zamyka.
  3. Jestem dwudziestolatkiem i po kilku niezłych miesiącach postanawiam, że trzeba coś ze sobą zrobić i poprosić o pomoc – samemu sobie nie radzę. Mam problemy związane z moją osobowością, które ciągną się za mną od niepamiętnych czasów i nie jestem w żaden sposób w stanie określić co jest ich przyczyną. Podobno od dzieciństwa wybijałem się spośród reszty towarzystwa, wolałem czytać książki niż grać w piłkę. Oczywiście spotykało się to z dezaprobatą wśród rówieśników. Zawsze byłem osobą spokojną, myślę nad tym o czym mówię, bywają dni kiedy prawie w ogóle się nie odzywam. Nigdy nie miałem dziewczyny. W czwartej klasie szkoły podstawowej zakochałem się nieszczęśliwie, albo raczej „zadurzyłem”… minęła podstawówka, gimnazjum, aż w końcu w pierwszej klasie liceum definitywnie skończyłem ten etap mojego życia. Trwało to tyle lat mimo, że wiedziałem że nic z tego nie będzie. Moje nieudolne próby zdobycia serca wybranki w podstawówce były okraszone głupkowatowymi śmiechami z jej, i jej koleżanek, strony. Potem kolejne przeżycia. Dziewczyna zaczęła się rozmyślać w najmniej spodziewanym momencie i próbowała przez rok wmówić mi, że wszystko sobie wymyśliłem. Przy tym usłyszałem parę miłych słów typu: „niedobrze mi na myśl, że mógłbyś być moim chłopakiem”. Pod koniec liceum nastąpiło kolejne niepowodzenie. Moją odwieczną przypadłością jest to, że całkiem obcy mi ludzie podchodzą do mnie na ulicy i proszą mnie o wysłuchanie czy pomoc. Znajomi to samo. Tak poznałem pewną dziewczynę, której zwyczajnie pomagałem – jej przypadłości to: podcinanie żył, ogólnie satanistyczne skłonności. Jednak dostrzegłem w niej jakąś większą wartość, stwierdziłem że poradzimy sobie z jej problemami, bo i sama tego chciała. Potem nastąpił mój pierwszy w życiu pocałunek, spotkałem się z nią jeszcze raz, a na następne umówione spotkanie nie przyszła. Nawet nie zadzwoniła. Więcej jej nie widziałem. Od tamtego czasu minęło 7 miesięcy, jakoś się pozbierałem i poszedłem na wymarzone studia. Od czasów późniejszej podstawówki towarzyszył mi na każdym kroku strach na ulicy, bałem się ludzi i wydawało mi się, że każde ich spojrzenie jest wymierzone przeciwko mnie. Uwielbiam poezję, jednak życie zabiło we mnie tą pasję. Sam sobie kupuję róże, bo nie mam komu, a nawet jeśli mam komu to się boję. Raz, kiedy odważyłem się podarować koleżance różę (co było dla mnie nie lada wyczynem – patrz: strach przed spojrzeniami ludzi na ulicy) miałem z tego powodu nieprzyjemności przez następny tydzień, poważne rozmowy etc. I teraz meritum sprawy: kolejna dziewczyna i kolejne problemy z mojej strony. Złapałem się na tym, że każde słowo nadinterpretuję. Humor jest mi w stanie pogorszyć nawet niejasna konstrukcja zdania, na gg brak lub jakiś emotikon. Pojawił się również strach przed dotykiem. Boję się nawet wyciągnąć rękę w kierunku osoby, na której mi zależy, kiedy to np. w stosunku do całej reszty świata jestem w stanie zrobić wszystko. To jest jakiś psychiczny paraliż, sam nie wiem co. Sytuacja nie jest jasna, ale ja na samym starcie założyłem najgorszą możliwość i tylko szukam czegoś co może to potwierdzić. Jest mi z tym tak ciężko, że nie jestem przy niej sobą. Pomóżcie, poradźcie coś na tą kumulację!
×