Tak tylko oddechy. Z tego co udało mi się samodzielnie załapać to fakt, że oddechy muszą być jak najbardziej głębokie, czasami aż mi płuca rozsadzało. Każdy lęk jest do pokonania. Wszystko tylko zależy od tego czy je wykonasz. Dla mnie najgorsze było to, żeby wogóle je wykonać. Mój organizm już tak się przyzwyczaił do płytkich, że jak wziąłem kilka głębszych to skutek był taki, że czułem się jeszcze gorzej. Ale po wykonaniu ich kilku (miałem magiczną 10) wszystko wracało do normy. Generalnie terapia polegała na czasowym robieniu oddechów. Sorki za słownictwo ale nie wiem jak to nazwać. Mianowicie w telefonie ustawiałem sobie budzik tak aby dzwonił co godzinę. Gdy tylko słyszałem budzik musiałem zrobić zalecane przez Panią lekarz 5 oddechów (ja robiłem 10 bo troszkę uwziąłem się na tą chorobę). I stopniowo zwiększałem ich ilość. Po pewnym czasie nawet nie musiałem pamiętać o tym. Teraz gdy tylko słyszę jakiś telefon czy dzwonek samoczynnie to robię. Naprawdę sprawia niesamowitą przyjemność fakt gdy się człowiek na tym przyłapie. Tak Dorot. Takie stany są i długo jeszcze będą. Ja leczę się już pół roku i mam je czasami. Bywa nieraz, że trafiają mi się całe dni gdzie czuję się lepiej. Wtedy zwiększam częstotliwość prowadzenia oddechów i po wieczornym biegu (po którym zazwyczaj padam na łóżko prawie zemdlony) rano czuję się jak nowo narodzony. Muszę też sprostować na samym początku brałem Rexetin i 2 razy Hydroksyzynę. Reksetin przestałem po 2 tygodniach bo mój żołądek jej nie przyjmował a hydroksyzyna dawała efekt odwrotny od zamierzonego. Życzę powrotu do zdrowia (zawsze będę Wam tego życzył) i nie opierniczać się. Możecie to pokonać. Wystarczy chcieć. Wiem, że wydaje się to nie możliwe jak już jesteś w stanie choroby ale jest to możliwe. pozdrawiam