chodzę do psychoterapeuty (jest kobietą) od ponad miesiąca, wizyty są na razie co tydzień, czyli byłem już gdzieś na 5 spotkaniach. i tak, powiedziałem dziś swojej terapeutce, że strasznie spinam się w rozmowie z nowopoznanymi ludźmi, że się nadmiernie pocę, że serce mi wali, że paraliżuje mnie strach i ciężki mi wydusić słowo, a Ona powiedziała że mogła by mi pomóc, ale tego nie zrobi, bo chce bym to zaakceptował, że jedni ludzie są tacy, a drudzy tacy i to jest naturalne i nie powinno się tego zmieniać. przyznam szczerze, że zdziwiło mnie to, bo na to wygląda, że będę musiał się z tą dolegliwością męczyć do końca życia, a ja chce móc swobodnie rozmawiać z ludźmi, bo to pomaga w życiu, w nawiązywaniu nowych znajomości (np. poznanie dziewczyny) itd.
co Wy o tym myślicie? bo szczerze mówiąc to zastanawiam się nad zmianą psychoterapeuty, bo z tym moim to my tak rozmawiamy o wszystkim i o niczym, zupełnie inaczej sobie to wyobrażałem, że będę poddawany jakimś testom, że będę wnikliwie badany pod kątem psychologicznym itd. a tu swobodna gadka o tym co mój brat gotuje, gdy przyjeżdża na weekend do domu, czy jak wyglądają nasze spotkania rodzinne na święta - jak mi to ma pomóc (leczę się u tego psychoterapeuty z lęków przed wyjściem z domu, zrobieniem samemu zakupów itd.)