marta11
-
Postów
26 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez marta11
-
-
---- EDIT ----
---- EDIT ----
---- EDIT ----
no to też nieźle miałeś
ile masz lat
-
hej ziarenko
a Tobie co dolega?
oprócz samotności...masz męża... pracujesz?
jak tam sprawy u Ciebie
-
słuchajcie napierw napiszę o teściowej jak mnie dzisiaj wkurzyła
ale ma przez to przyszły rok z głowy
powiem tak z zasady jestem osobą skromną, tego chciałam nauczyć swoje dzieci,, nie nauczę ich tego zmiana planów niestety,
skromność nie daję nic dobrego,
nigdy się nie stroilam, nawet nie zawieszałam na sobie sztucznej biżuterii, jakieś srebro delikatne dla zasady
a potem juz coraz skromniej, bo teściowa się zawsze wpatrywała
parę dni temu dostaląm od siostry futerko, też skromne...ale futerko śmiać mi się chce...bo przyjęłam je od niej , gdyż ona nie hcciala w ni wogóle chodzić, tak że prawie nowe, nie chodzone,
wzięlam z przyjemnością...za symboliczną zapłatę 30 zl takie nie są zbyt drogi widziałam ...po 100 zl.
a u nas przeważnie kasy brak... i żal wydawać...ostatnią kurtkę kupiłam 5 lat temu
cóż założylam do kościoła... wychodząc z domu usłyszałam...że wyglądam jak ALEKSIS
MASAKRA ZAZDOŚNICA
MIAŁAM HUMOR SPITOLONY
W DODATKU WIDZIAŁA MNIE JUŻ DZIEŃ WCZEŚNIEJ W NIM PRZEZ OKNO I PYTALĄ STARSZEJ CÓRKI CZY TO FUTRO JEST Z BARANA
I D I O T K A
BIEDNE TO BOJE STARSZ DZIECKO
I OCZYWIŚCIE SKĄD TO FUTRO
KUŹWA JAKBY BYŁO Z NOREK CONAJMNIEJ
I TU WIDZĘ SWOJE BŁĘDY
CHOĆ TO NIE MÓJ STYL
TO W PRZYSZŁYM ROKU BĘDĘ PARADOWAC NAWET W NAJTAŃSZEJ BIŻUTERII
ŻEBY JĄ TYLKO SZLAK TRAFIAŁ
TAK ZAPOMINAM O SKROMNOŚCI
SZOK..BYŁAM W KOŚCIELE...WYPAKLIŁAM JEDNEGO PRZED ZAŻYŁAM 2 LOPERAMIDY, BO U MNIE TO ZWYKLE PROBLEMY ŻOŁĄDKOWE I ZAWROTY GLOWY Z KOŁATANIEM SERCA
I WYSTAŁAM
WYSTALAM
WCZORAJ KUPIŁAM SOBIE ŁADNE KOZAKI TEŻ NA PRZECENIE, ALE PIĘKNE...
MYŚLĘ ŻE TAKIE IDIOTYZMY MIMO SWOJEGO IDIOTYZMU DODAJĄ PEWNOŚCI SIEBIE
------------------------------
MĄŻ
POTULNY JAK BARANEK....MYŁ GARY ZE MNĄ
ROZMAWIA, UŚMIECHA SIĘ
WIDZI ŻE NIE PRZELEWKI
MUSZE UTRZYMAĆ POZYCJĘ
NAKLĘŁAM SIĘ JESZCZE PRZED KOŚCIOŁEM, BO WYCHODZĄ SŁYSZAŁAM, JAK TEŚCIOWA MÓWI DO MĘŻA ŻEBY SOBIE WZIĄŁ SŁOICZEK NA WODĘ ŚWIĘCONĄ, BO marta PRZYJMUJE KSIĘDZA W TYM ROKU
JUŻ MAŁPA ZDECYDOWAŁA,
PRZYJMĘ ALE NIE DLATEGO, ŻE ONA TAK CHCE TYLKO DLATEGO,ŻE JA CHCE...
ZAWSZE CHCIALAM...ZWYKLE BYŁ U NIEJ TAKA ODGÓRNA DECYZJA...DZIŚ ODGÓRNA ŻE U MNIE
ONA TAK PRZYNAJMNIEJ MYŚLKI...ALE SAMI POWIEDZCIE
CO Z TĄ BABĄ
KONIEC JEJ PANOWANIA
-
słuchaj...moja siostra ma to samo....
rozumię Cię...
ale gwarantuję Ci, że jeśli nie jesteś któregoś pewna, to nie wiąż z nim przyszłości...lepiej żyć samotnie, niż więdnąć z nieszczęścia...
a przecież brak męża nie oznacza samotności....
poza tym masz jeszcze czas, nawet do 30 lat... spoko...powoli...baw się, podróżuj...pracuj...bo tego Ci nikt nie zabierze, a póniej z rodziną na głowie już o to wszystko nie jest łatwo...
mi to życie zabrało...na własne życzenie...teraz wyciągam po to dłoń...już nawet nie skromnie....
KRZYCHA
NIE UWIERZYSZ
ZAWIESIŁĄM NA LODÓWCE NA KARTCE TWOJE SŁOWA, Z KTÓRYCH NIE DO KOŃCA ZDAWAŁĄM SOBIE SPRAWĘ
WYGLĄDA TO TAK
DOBREGO MĘŻA MOŻNA POZNAĆ PO TYM, JAK SZCZĘŚLIWA JEST JEGO ŻONA...
CHYBA DZIAŁA...
RESZTĘ NAPISZĘ WIECZOREM
-
---- EDIT ----
bo widzisz my jesteśmy sprytne i zaradne
tylko nie docenione
my sobie damy radę TY I JA
gorzej bez nas radzili by sobie nasi wspaniali mężowie
niech się nie uważają za bogów bo nimi nie są
my im pokażemy
będą w szoku
trzymam z Tobą
-
u mnie przełam, u mojgo męża wstrząś
wiecie ...
u nas rozmowy wyglądają tak, że on najpierw się śmieje, potem mówi, że zwarjowałam, potemtwierdzi, że mnie rozumie,
że tak muszę robić, jak sama mówię i on też to w końcu przyznaje
a na końcu się kłócimy
i on mi wytyka to co mi ie wyszlo
wczoraj tak było, ja mu mówię, że zmienią się moje kontakty z ludźmi, których przecież nie było....
a on mi na to, że do tej pory byly beznadziejne
widzę jak nigdy wyraźnie, że to on i jego rodzina
skutecznie podcięli mi skrzydła
i dość dość dość
jestem bardzo na niego wściekła
jego bierność i szczęśliwość doprowadziły mnie do nerwicy...
aleim teraz jestem bardziej na niego wściekła
tym jestem silniejsza
nie dam się
dzisiaj niedziela,
mieliśmy jezhać na lodowisko, ale wczoraj późnym wieczorem była afera jakich mało
tylko dlatego, że pokazuję teraz ja sama na co mnie stać
on traci grunt
a niech sobie idzie do kościoła....sam.... adalej... żal mi dzieci bo mialy obiecane...chyba pojadę, może w ten sposób mu pokażę swoją siłę...
wycofywanie się z życia niesie tylko smutek
nie wiecie ile kosztowały mnie dostąd wyjścia do kościoła, zabieranie wózka, dzieci, picia, pampersów, przygotowanie ubrań dla wswzystkich...ubranie dzieci...nie mówię juz o tym kiedy były mniejsze...zanim wyszliśmy to już były brudne...teraz jest lepiej...ale ja nie mam siły iść i wystać tych 45 min.
przygotow. obiadu, porządek w domu...a mój mąż oglądał w skupieniu tv,
potem obiad, gary w zlewie, ja charu w kuchni, a mój mąż
ogląda dzielnie tv
o nie koniec
z tym
-
---- EDIT ----
dzisiaj przełam
idę do pracy w przyszłym roku i koniec
---- EDIT ----
jeśli nie ma samozadowolenia, samorealizacji
to nie ma szczęścia
chociaż jest rodzina , dzieci , willa, samochód, lepsze wydaje się więzienie'
ja muszę być mocna
muszę
żeby udowodnić smam sobie
na co mnie stać
bo stać mnie na wiele
gdzie to się podziało
wraca
-
tak masz rację
muszę postawić na swoim
teściowa nie chce być z dziećmi
chociaż schorowana, torbiel na kręgosłupie to uparcie pracuje, chociaż kasy jej nie brakuje...i to fizycznie
mówi, że z przyjemnością będzie chodziłą po młodsza córkę do przedszkola
masakra
nie powiem... niestety w życiu nam duż pomogła finansowo o nic nie prosiliśmy
a przy okazji zabija mnie psychicznie
damulka/// nie będzie bawić dzieci...bo juz nie ma sił na to
ale z przedszkola będzie odbierać...po moim trupie
-
i znowu masz rację
no widzisz...wydziera się, że przesadzam, żeby mi pomogła moja mamusia , skoro nie chcę pomocy od jego rodziny
a moja ręce umywa generalnie od wszystkiego, chociaż ostatnoi, jak byłam załąmana to po nią dzwoniłam, porozmawiała,
dodała trochę sił, pośmiała się, popłakała...i pojechała
błagam...
ale coś widzę, że mój mąż zaczyna "kapować"
z wielkim trudem,
wkurza się, że wogóle tu piszę...
nie będzie łatwo, na niańkę się nie zgadza
bo twierdzi, że obcej baby do domu do dziecka nie wpuści
i absolutnie jej nie zapłaci...
cóż muszę się trzymać swojej wersji
nie odstępować
to może się ugnie
o ile mnie nie przeklnie
aż się boję, żeby i on przeze mnie nie dostał nerwicy,
ja nie wiem, czy ja mam mu mówić o moich problemach... ja się niby lepiej czuję, ale on wie chyba zbyt dużo... jest"górą", czy nie obarczam go swoimi myślami, żeby się do niego to nie przykleiło...
ostatnio u nas w domu kłótnie i tylko kłótnie
twierdzi, że warjuję
itd.
-
z mężem jets tak jak mówię...
niby jest za mną...ale nie wiedzi i nie słyszy tego co wygaduje teściowa kiedy on jest w pracy, trudno mu to potem przekazać...jak zawsze twierdzi, że źle to odebrałam, że mamusia nie miała nic złego na myśli, przez co nigdy nie zwraca jej uwagi, twierdzi, że dla spokoju....
o podjęciu przeze mnie pracy myśli dopiero od wczoraj i raczej nie na poważnie....
z dziećmi jest tak, że nawet, gdy wszystko jest ustalone...kto i kiedy ma z nimi zostać...to tak się nie dzieje...
zawsze zostaje sama...każdy ma swoje zajęcie, wizytę u lekarza...mąż w pracy...itp.
dzisiaj afera, bo wpadł na pomysł, żebym otworzyła coś swojego....
najśmieszniejsze, że przy współpracy z teściami wykluczone
nigdy w życiu
afera jakich mało
i mi wyjeżdża, że widocznie już mam dość całej rodziny,domu i dzieci
niby tak
....nie jestem mu w stanie wytłumaczyć, dlaczego.... znaczy tłumaczę, ale on nie rozumie...........
w pracy nie chcę widziec nikogo z domu
zwarjuje chyba
i wybausza na mnie te swoje oczka
-
to nie jest dobry pomysł...
w każdym razie ostateczność i z pewnością rozpad małżeństwa
żal mi dzieci, nie chcę im fundować przyszłości bez ojca
ne jest to nic dobrego
i żal mi tego, co bym tutaj zostawiła...
przecież to też 10 lat moich wyrzeczeń
mam nadzieję, że nie dojdzie do tego...
chcoiaż są dni, kiedy w to wątpię
-
---- EDIT ----
oki...
4 rano a ja nie śpię , wczoraj trochę więcej powiedziałam meżowi o sobie, swoim samopoczuciu itd...on tego wogóle nie rozumie... jeszcze mną potrzepał idiota
skończyło się moi trzaśnięciem drzwiami
z jednym się zgadza, każe mi szukać pracy od wczoraj ciekawe...
a dzieci to sobie wsadzę do kieszeni i zabiorę nawet na rozmowę kwalifikacyjną...nie mówię już co będzie dalej
jak ja mam sobie poradzić... cała się trzęsę..
już jmu chyba nic nie powiem, był bliski stwierdzenia, że zwariowałam
-
o ironii zapomnij, piszę to szczerze, bo to Ty i Aleksandra podnosicie mnie na duchu
---- EDIT ----
a to co piszesz jest prawdą...
widzisz nie znasz mnie
a jesteś w stanie ocenić idealnie sytuację, nad którą ja zastanawiam się latami
po co wywałeś tę karetkę...
atak...
co się działo...
Gdyby zamiast słów
Gdyby zamiast słów z ust padały kwiaty,
gdyby taki sposób był porozumieniem,
lilie, tulipany, kaczeńce, bławaty…
może wtedy mniejsze byłoby zmartwienie…
Łatwiej by odgadnąć… trudniej by obrazić…
O tym, co kłujące z wdziękiem róża powie,
niewinność dla świata stokrotka wyrazi…
Ile by tych kwiatów zwiędło w naszej głowie…
---- EDIT ----
a co do powyższego swojego postu maz rację jak zawsze
jak zawsze...
ilu jest morderców, złodziei, przestępców...
my nie łamieny prawa... żyjemy normalnie, w zgdzie ze sobą, w zgodzie ze światem...dlaczego nas to zabija...,
i jeszcze przejmujemy się zdaniem innych, rodziny, bliskich, sąsiadów...itp.
przepraszam Cię, jeżeli odebrałeś te słowa jako ironię
uważam Cię za przyjaciela
jako pierwszy napisałeś post pod moimi " zmartwieniami"
nie ukrywam, że jest mi trochę przykro
ale ...
z chęcią powtórzłabym to Twojej narzeczonej
-
robi się...
trzymaj się VIKI...
patrząc na Ciebie, bo rozumię, że masz żonę...idealny mąż....chyba rozumiesz ją bez słów....
zazdroszczę...
skoro rozumiesz mnie, rozumiesz innych, czego nie rozumiesz...jesteś silny...mądry...nie chcę zbytnio słodzić..ale przecież tak jest...
-
co do tego masz rację,
ja sie boję wrócić od najbiższej rodziny za późno,
muszę odnowić więzi ze starą przyjaciółką...
bardzo starą...ze szkolnej ławki
którejobecność nie podobała się w naszym domu męzowi i teściowej,
nie dbam już o to
bo o mnie nikt nie dba
niech się przyzwyczają
Ona dzwoniła do mnie wczoraj....
pytała czemu nie dzwonię
co jej powiem...
śmiałam się, że musi się to zmienić....
łzy, łzy...łzy
-
tak masz rację, tylko to ja mieszkam w jej domu, co ona bezustannie podkreśla...
chociaż swoje piętro urządzaliśmy sami...
ale było już wybudowane
ostatnio powiedziała mi że to jej dom ...
na co ja
że mój tez bo mieszkam tu od 10 lat
no sorry
to co to jest dla mnie...
mąż tego nie widzi...nie słyszy....
on jest u siebie w domu...
a ja
matka
żona
i kochanka
tylko to ostatnie
to
już w snach częściej
bo mam dość wszystkiego
---- EDIT ----
a mój mąż to synuś mamusi
najukochańszy
i .... najukochańszy....
---- EDIT ----
a najśmieszniejsze jest to że moja teściowa pracuje
niech ją cholera
---- EDIT ----
-
OLU NAWET NIE WIESZ ILE TWE SŁOWA DODAJĄ MI OTUCHY I SIŁ
OPRÓCZ SIOSTRY NIE MAM NIKOGO KOMU MOGŁABYM WSZYSTKO POWIEDZIEĆ...TERAZ TEN PORTAL...TY...VIKTOR I KRZYCHA
powiem tak, na drugie dziecko zdecydowałam się tylko dla starszej córki , jedno dziecko ma smutne życie,czerpalam siłę z wiary w BOGA....może to głupie, ale w tym czasie zmarł Jan Paweł II, jego śierć uświadomiła mi czym jest rodzina...
teraz znowu błądzę
ten cały trud ciąży, rodzenia, i szarych dni rekompensuje mi widok ich tulenia....czy to rano, czy wieczorem...
uśmiechów............i warjactw
ale brakuje mi siłostatnio nawet do tego, aby się z nimi cieszyć
kocham je bardzo...
i naprawdę są dla mnie całym światem....
tylko oprócz domu muszę mieć inne zajęcie....
bo cały czas myśle, rozpatruję... co by było gdyby...itd.
dla męża moja druga ciąża to była przerwa na reklamę tv ..przepraszam za te słowa...
samej mi głupio, ale taka jest prawda
nawet kwiatów do szpitala mi nie przywiózł chociaż nie jest najgorszym mężem, liczyłam na więcej...)
On kocha dzieci wstaje w nocy, rzadko, bo rzadko, robi herbatę młodzszej córce...
mnie nie pamiętam kiedy zrobił...
-
dzięki WAM za miłe słowa
muszę Wam powiedzieć, że sama siebie podziwiam za to, że wytrzymuję to tyle lat
już nie raz zabierałam dzieci i spędzałam u Mamy kilka dni, gdzie wyklinałam i ryczałam, co z tego,
kiedy są dzieci...
dla dobra córek muszę ...wracać...tu brak mi energii do życia.........wszędzie widzę jakieś zawiedzione gesty i spojrzenie mówiące jaka to jestem beznadziejna
wiem, że teściowa zazrości mi młodości potrafi się doczepić nawet do mojego makijażu dodam, że idealnego i wcale nie przesadnego, mówiąc, że jej by szkoda było się malować, jakby siedziała w domu bardzo śmieszne
na szczęście dbam o siebie... choć i tego ostatnio mi się nie chce...
Męża kocham......... ale przestaje mi to wystarczać, że ja go kocham, On mnie też........tak przynajmniej twierdzi.........ja ostatnio wcale nie czuję się, jak żona.......
mój mąż jest przyzwyczajony do tradycyjnych metod starego dobrego małżeństwa........do szczęścia wystarczy mu telewizor i dobre jedzonko
wyciągnąć go do kina graniczy z cudem...średnio raz na 5 lat........na jakąś imprezę.........tragedia.........wcale.........bo sztywniak taki, że hej......przyklei się do kieliszka to go nie opuści....mnie nie widzi............wtedy..............
zaczęłąm się właśnie zastanawiać, czy to nie jest też powód mojego samopoczucia.........
nie wiem....
czy zbyt późno zobaczyłam jak bardzo różnią się nasze potrzeby...........
mnie się nie chce nawet z nim ostatnoi rozmawiać.........
zimą siedzę w tym ciemnym mieszkaniu.........
latem....on myje samochód...obcina trawnik.........przy wytrawnym oku teściowej...a ja siedzę jak idiotak na krześle w jednym, miejscu, jak stara baba...dzieci gonią po podwórku, potem rezygnuję, idę się kompać
on dzielnie podejmuje decyzje nic nie znaczące z teściem i teściową, od których może rozboleć głowa takie idiotyczne, oby tylko z nim i rozmawiał..przychodzi do domu jak się ciemni
i afera...
bo ja się nie umię dostosować...
jak siedzimy razem, czy rozmawiamy zrobią wszystko, żeby to zniszczyć, bo nam się nudzi...a jest tyle rzeczy do zrobienia na podwórku
tak wygląda nasza miłość...wszyscy są dumni z mojego męża....ma dwoje dzieci...żonę...pracę i samochód
chciałabym iść na jakiś kurs...itp. ale nie ma kasy na to,
dzieci
opłaty
ledwo starcza
jak w większości...
z jednej wypłaty
był czas, że ofiarowałam Bogu swoje " cierpienia", które mnie przecież nie zabijają, czasem są śmieszne...ale niszczą mnie...
dziś nie mam siły się nawet modlić.......
liczę na to, że Bóg to widzi
i, że kiedyś mi pomoże w końcu
zastanawiam się, czy praca coś zmieni w moim życiu...i w życiu z mężem....
jakby mi ktoś powedział to co wiem dzisiaj...nie wyszłąbym za mąż nigdy w życiu........
może lepiej, że nie wiedziałam, bo mam dwie śliczne córki,
moja duma
tylko muszę walczyć
i walczyć
powiem WAM
że przez 10 lat nie spotakałam nikogo miłego, nie poznałąm nikogo...
nie usłyszałam nic miłego
nie przytrafilo mi się nic miłego
nie liczę na wiele
nie wierzę już w przyjaźń
nie mam do nikogo zaufania
ostatnio już nawet do męża
była afera... ogląda pornosy
czy mu nie wystarczam, nie wiem...możliwe
taka maruda...
te na ekranie nie marudzą
a niech sobie ogląda...
tylko szlak człowieka trafia, że mnie nie widzi, nie widzi mioch potrzeb
z teściową nie mam siły się kłócić,
potem dostaję spazmów jak ją mijam, paraliżuje mnie
a jest tak zawzięta, że nawet jak nie ma racji piuerwsza się nie odezwie
a szkoda gadać
generalnie źle źle źle
i muszę koniecznie to zmienić
dzieci rosną,
chcę być dla nich przykłądem, wzorem, podporą,
a póki co utrudnia mi to nerwica
i brak sił
wiecie walczyłąm cale życie, urodziłam się w rodzinie patologicznej
nikt nigdy o mnie nie dbał,nie pytał, nie tłumaczył
ojciec zgionął w wypadku samochodowym
matka pije do dziś... ma kogoś
nie mialam zabawnego dzieciństwa, gdy wracałam ze szkoly
w domu był jeden smród alkoholu
itd.itd.
radziałam sobie na przekór wszystkiemu
nie miałam wtedy nic, ale miałąm siłę
dzisiaj mam wszystko...(powiedzmy)
ale siły brak
nic mnie już nie bawi... życie pokazało mi się od najciemniejszej strony
zabrało uśmiech
aby inaczej rozpocząć nowy rok
-
DZIĘKI OLU DODAJESZ MI SIŁ
---- EDIT ----
ZAPEWNIAM WAS, ŻE TO NIE JEST ŁATWE, KIEDY 10 LAT SIEDZIAŁO SIĘ W DOMU, CIĄGŁE CHOROBY DZIECI, WIZYTY U LEKARZY ITP.CIĄGŁY STRES, SZKOŁA...ITP. SZCZĘŚLIWY MĄŻ WSZECHWIEDZĄCA TEŚCIOWA CIĄGŁE KŁADY POD NOGAMI I PRZESZKODY,I TO POGODZENIE TEGO WSZYSTKIEGO...PRZECIEZ MUSI BYĆ JAKIEŚ WYJŚCIE
OBSESYJNE SPRZĄTANIE...ŻEBY ŻADNEN ŚMIEĆ NIE LEŻAŁ PRZYPADKIEM RZUCONY, ŻEBY UBRANIA RÓWNO LEŻAŁY W SZAFIE....KTÓRE UPRANE WĄCHA TEŚCIOWA I JAK ZWYKLE ŚMIERDZĄ, BO ZBYT TANI PŁYN DO PŁUKANIA I HERBATA SAGA PRZECIEŻ SYF... PAPIER TOALETOWY ZBYT CIENKI....CIĄGŁE MARUDZENIA DZIECI, PICIU SIKU ITP.
DZISIAJ NIE WYPRASOWAŁAM MĘŻOWI KOSZULI JUŻ MAM DOŚĆ WSZYSTKIEGO W KANTKE MU PRZYGOTOWYWAĆ
I STAĆ OBOK NIEGO JAK BROŻKA, Z KTÓRĄ NIKT SIĘ NIE LICZY, ŁADNA BROŻKA MĄŻ SIĘ CIESZY, BO BROŻKA ŁADNA, A ŻE MA DUSZE CO ZROBIĆ,
MUSZĘ SIĘ WZIĄŚĆ W GARŚĆ
-
tutaj na tej stronie pod każdą wiadomością można wysłać prywatną do każdej osoby,jeżeli nie masz nic przeciwko, to wolałabym tak rozmawiać
co Ty na to
---- EDIT ----
wysłałam Ci Krzycha taką krótką wiadomość na priva (pw) sprawdz, czy doszło...to będziemy tak rozmawiać, o ile nie masz nic przeciwko
-
taka jest siła małżeństwa ...ktoś powie wyrzeczenia....tylko czyje....
kobiety...
tak sobie myślę, że ciężki nasz los, ale jak wiele robimy, nikt tego nie docenia, ja kiedyś w kłótni powiedzailam teściowi, że sobie nie życzę żeby tak do mnie mówił bo już jestem matką... a on mi na to
straszna bohaterka bo dziecko urodziła pewne słowa niestety zostają w poamięci na zawsze,
juz nie wspomnę, że mąż chciał założyć akwarium teść mu powiedział po co ci rybki jak masz już piranie 2 w domu, wtedy mialam już drugą córkę, powiedział to na imieninach przy gościach myślałam, że zawału dostanę....
to było jakieeś 3 lata temu ...zostałąm na krześle imieninowym przy jego stole jakby przyklejona......i wcięta... a mój mąż dodał że jeszcze ma trzecią małą piranijke
dwie drzazgi w sercu na całe życie
i to nie tylko to dwie
mąż mój chciał załagodzić sytuację, ale mu nie wyszło
takimi słowami jestem karmiona
niestety
do czego zmierzam
dlaczego nikt
nie
widzi
jak
wiele
dajemy z siebie
ile wymaga od nas dom i dzieci....
ile potrzebujemy wsparcia, dobrych słów, uśmiechu
dlaczego
to
wszystko
jest dla innych tak mało ważne
szlak mnie trafia, jak na jakiejś uroczystości rodzinnej, których już unikam ktoś bezczelniemnie pyta czy pracuję,
policzek w twarz...i dół ....a wszyscy znają moją sytuację....nie wiem dowartościowują się chyba w ten sposób, a ja tydzień ryczę
dzisiaj wyniosłąm się do drugiego pokoju do spania...czuję sie w łóżku jak niewolnica... jutro idę sama do Kościoła...lepiej mi tak...
tylko do czego to prowadzi
-
dokładnie tak
---- EDIT ----
jak ja bym chciała, żeby mój mąż rozumiał mnie tak jak TY
zatanawiałam się ostatnio, czy to możliwe, żeby mężczyźni też mieli 'takie " problemy myślałam, że to nierealne...
ale to ten stopień wrażliwości jakiejś dziwnej, skąd ona...
myślałam, że faceci nie rozczulają się nad emocjami, widocznie myliłam się...
nie wiem , czy mam rację, pewnie nie w 100 procentach, ale dzieciństwo tu ma ogromną rolę, to ono uczy albo odporności, albo uległości...
u mnie było najpierw tak, że nauczyło odporności, niestety małżeństwo nauczyło mnie uległości
a ona zrujnowała moje życie...
mam nadzieję, że to nadrobię
Dzięki Viktor
---- EDIT ----
Chyba znalazłem kogoś podobnego do siebie.Ja też zaczynam bać się wszystkiego, a jednocześnie niczego..
Nawet myśl o tym , że żyję potrafi wzbudzić we mnie lęk , a myśl że szklanka leży na stole panikę. Czasem dobija mnie już mój umysł, ale co poradzić? Trza zmuszać się do życia chociaż może to być naprawdę trudne.
Ja " robię się na nowo sobą " muszę, bo inaczej ...nie wiem....zwarjuje...
nie wiem jak jest u Ciebie, ale ja muszę znaleźć swój świat, do tej pory ten świat to był dom...niewsytarcza mi to do zadowalenia z siebie, z życia....
trzeba się odnaleźć...znaleźć swój skrawek zadowolenia
usłyszałam ostatnio takie zdanie
NIE BÓJMY SIĘ ŚMIERCI, ALE TEGO, ŻE MOŻEMY NIGDY NIE ZACZĄĆ ŻYĆ!
TO MOJE MOTTO ((NOWE))
-
dzięki Olu
mam wielką nadzieję, że masz rację
rzeczywiście bardzo chciałabym pracować, mam średnie ...dobre wykształcenie...
aż zbyt dobre jak na średnie, wystarczające jak na zdobycie pracy dla kobiety...tylko że w swoim zawodzie brak doświadczenia i jakiś choerny przepraszam za słowo lęk, że sobie nie poradzę, dzieci dz szkoly...przedszkola jak dam radę kiedy z nikąd pomocnej dłoni mąż w pracy od świtu do nocy...
brak mi już tego samozaparcia...mam dość walki z życiem , z ludźmi,
wkurza mnie to, że dzisiaj już nie da się a nikim normalnie porozmawiać, a to podróże , a to wycieczki, samochody, dzialki, kredyty,
nie ma przyjaciół, jest jakaś walka o to kto ma więcej
brak uśmiechu, wsparcia, przyjaźni, nie wiadomo czy ta miłość to ta milość itp.
nie chce mi się już nawet z nikim rozmawiać, bo wszystko zmierza właśnie do tego o czym wspomniałam...
czasem ktoś zada jakieś idiotyczne pytanie...np.teściowa...że poprostu nie chce się na nie odpowiadać, brak mi wiary i radośći...
zniknęły...
mąż coż...twierdzi,że chętnie zostałby w domu, gdybym zarobiła tyle co on... zarabia powiedzmy wystarczająco...ale niezadawalająco
generalnie nie mogę zbytnio liczyć na niego...nie umiał nawet wpłynąć na to, aby teściowa pomogła mi w opiece nad MOIMI PRZECIEŻ DZIEĆMI...
to są jej wnuczki tak na pół godz. dziennie...jak ma kaprys oczywiści, aby się z nimi zobaczyć...mnie poty oblewają w rozmowie z nią
tak więc takowych unikam...
a synuś mamusi nic nie powie, bo mamusia by się obraziła
a dużo mogłabym mówić, ale to tylko rozdrapywanie idiotycznych sytuacji...typu, że obiadki muszą być tłuste dla dzieci...mleczko również...rano kawka do śniadanka inka oczywiście musi być dla dzieciaczków...i wogóle to strasznie szczupłe te moje dzieci
powiem tak...muszla musi być zamknięta...klapka , bo mamusia wącha, że strasznie śmierdzi z kanalizacji
wpatruje się w moje bety i ciągle pyta czy nowe...chociaż nie są
pyta się po co jadę do sklepu, zawsze jakąś pierdołę muszę jej kupić dla jej satysfakcji... żeby tylko mnie no nie wiem wkurzyć chyba...bo nie rozumiem...
i tak dalej... i tak dalej....
i ciągle zafuczana...raz mi powiedziała jak została z dzieckiem...że przyszła służąca...tak o sobie twierdzi jak zostaje z dziećmi...
tak że jak tylko cudem je zostawie z niż na godzinę....cudem i bardzo rzadko to lecę biegiem do domu bo już jestem spoźniona, czy to spowiedź, czy cokolwiek...zebranie w szkole...
na zakupach byłam sama tylko jeden raz...to wszyscy jednomyślnie stwierdzili, że nadużywam ich opieki
tak więc wszędzie zabieram dzieci dosłownie....
mąż jest szczęśliwy
obiadek...i wszystko inne na miejscu
tylko mojego zachowania nie rozumie wogóle
to tylko wymieniłam pierdoły...których codziennie jest masa...
nie na mnie kłótnie codzienne, zbyt wiele mnie one kosztują
rodzice męża uważają, że to moje fanaberie...znudzona...
dzieci małe ma być z nimi
mam nadzieję, że wystarczy mil sił, by to zmienić...
generalnie podziwiam siebie, że dotąd to wytrzymałam, że urodziłąm 2 córki i poradziłam sobie sama...mimo, że takie chudziutkie
nie wiem, w jakiej branży w pracy czułąbym się dobrze,...brak tego zdecydowania...sama nie wiem, czy w wyuczonej...czy w innej...czy sobie dam rade...masakra
znam bardzo dobrze angielski
wertuję od kilku dni oferty
zobaczymy
co z tego
wyjdzie
bardzobym chciał mieć satysfakcję z pracy
samodzielność,
żeby to mąż na mnie wyczekiwał, choć raz w tygodniu... żeby odpocząć od domu...wyrwać się z tego prania, gotowania, ...itp.
przy dzieciach to nie ma czasu nawet na dobry film ....
ciągle bajki
wieczorem padam
z nerwów i wykończenia
i ryczę
z nieszczęśliwości
a mój szczęśliwy mąż ogląda TV
lęki, lęki, lęki, potem brak snu i znowu dzień...
powiem szczerze że w tygodniu mi jakoś idzie
idzie bo musi
szkoła...lekcje
itp.
więc musi
ale nic mnie nie cieszy
muszę to zmienić...
-
Hej, dzięki Viktor...
mam nadzieję, że będzie dobrze, musze pomyśleć nad tą terapią...zobaczę, ale osłabne sama w w swoich oczach jeśli pójde do psychologa, albo do psychiatry, chciałabym wygrać sama , to będzie ostateczność
...nie damy się...
ja nie wiem dlaczego my się tak przejmujemy innymi...opinią...ich uczuciami...to chyba się nazywa nadwrażliwość i to nas trzyma
Alexandra
niestety masz rację, niezupełnie oczywiście, bo przecież nie masz jeszcze chłopaka...więć musisz zrobić wszystko, żeby nie siedzieć w domu, masz pracę, maszmożliwośći powrotu do niej w każdej chwili, są nianie itp. tak musisz zrobić, ja siedzę w domu już 1o lat i to mnie wlaśnie zżera, szlak czlowieka trafia, gdzie jakiś samorozwój, brak kontaktu z ludźmi itd. żadnych znajomych, żadnego zajęcia itd. a dawniej... pracowałam chwilę ...było super...ale życie...
cieszę się bardzo,że mam dzieci to moja duma, tylko o ile dawniej myślałam, że dam im wiele...to dzisiaj mam tysiąc wątpliwośći, czy wogóle sprostam, moja historia jest bardzo dluga, rodzice męża wtrącają się do mnie cały czas, tak do mnie nie do naszego małżeństwa...zawsze coś źle...itp. moja teściowa wchodząc do mnie mieszkamy nad nimi, pyta się dzieci co się stało stąd się to u mnie zaczęło... już rozmawiałam ze starszą córką, raz wyśmiałyśmy teśćiową, ale jej nie przeszlo...zaczęłam myśleć skąd jej do głowy wpadają takie słowa, i zaczęło się ; czy mogłabym coś złego zrobić własnym dzieciom...
wcześniej chciałam iść do pracy...nawet na początku tego roku, niestety utrudniła mi to bardzo skutecznie...fiasko...a byłam już na próbnych dniach...nie miał kto zostać z dziećmi, jedna ma 9 lat...druga córka 3...od przyszłego roku mogłoby być inaczej przedszkole itp.
ale brak mi sił by iść do pracy...skąd je brać...
tak, że ty zapomnij oi siedzeniu w domu...to naprawde nic dobrego nie niesie poza brakiem samozadowolenia, itd. ja już mam dość ubierania się w marne ciuchy nawet z ciucholandu za kasę mojego dzielnie zarabiającego męża, on nie wie o wszystkich moich kłopatach...przed tem mówiłam mu płakałam jak głupia...itp. ale mam dość ryczenia jak beksa...
w dodatku rano przed przeczytaniem Twojego postu uświadomiłam sobie że mój lęk przed ostrymi narzędziami wypływa z nadopiekuńczości, tak sądzę przynajmniej, żeby się dziecko nie popażyło, nie ucięło paluszka, itd. tylko skąd te myśli że coś złego mogę sama im zrobić skoro kocham je nad życie...
1o lat w domu i obrona dziećmi przed prądem, gazem, żelazkiem ....to chyba to
no niestety kobiety same w domu obiad, szkoła, jakieś lekcje poza szkołą dla dziecka, drugie małe...przynajmniej tak jest u mnie...ciągle jakieś miny ktoś robi bo nie może zostać z tą młodszą córką nawet na 5 min. i jeżdżąc, a muszę zawozić starszą córkę do szkoły zabieram młoszą...więc w piątek jestem już wykończona... w dodatku zdaję sobie sprawę z tego że za 10 lat one będą żyć własnym życiem...a ja... na nic ambicja...życie życiem...trafia mnie czasem...
kobieta musi pracować
mężczyźni nie widzą co się dzieje w domu w tygodniu, jak to wygląda...a w niedziele tracą cierpliwość... bo dzieci krzyczą
i ewidentnie nie życzę nikomu mieszkać z teściami to błąd mojego życia i początek nerwicy
---- EDIT ----
Hej, dzięki Viktor...mam nadzieję, że będzie dobrze, musze pomyśleć nad tą terapią...zobaczę, ale osłabne sama w w swoich oczach jeśli pójde do psychologa, albo do psychiatry, chciałabym wygrać sama , to będzie ostateczność
...nie damy się...
ja nie wiem dlaczego my się tak przejmujemy innymi...opinią...ich uczuciami...to chyba się nazywa nadwrażliwość i to nas trzyma
Alexandra
niestety masz rację, niezupełnie oczywiście, bo przecież nie masz jeszcze chłopaka...więć musisz zrobić wszystko, żeby nie siedzieć w domu, masz pracę, maszmożliwośći powrotu do niej w każdej chwili, są nianie itp. tak musisz zrobić, ja siedzę w domu już 1o lat i to mnie wlaśnie zżera, szlak czlowieka trafia, gdzie jakiś samorozwój, brak kontaktu z ludźmi itd. żadnych znajomych, żadnego zajęcia itd. a dawniej... pracowałam chwilę ...było super...ale życie...
cieszę się bardzo,że mam dzieci to moja duma, tylko o ile dawniej myślałam, że dam im wiele...to dzisiaj mam tysiąc wątpliwośći, czy wogóle sprostam, moja historia jest bardzo dluga, rodzice męża wtrącają się do mnie cały czas, tak do mnie nie do naszego małżeństwa...zawsze coś źle...itp. moja teściowa wchodząc do mnie mieszkamy nad nimi, pyta się dzieci co się stało stąd się to u mnie zaczęło... już rozmawiałam ze starszą córką, raz wyśmiałyśmy teśćiową, ale jej nie przeszlo...zaczęłam myśleć skąd jej do głowy wpadają takie słowa, i zaczęło się ; czy mogłabym coś złego zrobić własnym dzieciom...
wcześniej chciałam iść do pracy...nawet na początku tego roku, niestety utrudniła mi to bardzo skutecznie...fiasko...a byłam już na próbnych dniach...nie miał kto zostać z dziećmi, jedna ma 9 lat...druga córka 3...od przyszłego roku mogłoby być inaczej przedszkole itp.
ale brak mi sił by iść do pracy...skąd je brać...
tak, że ty zapomnij oi siedzeniu w domu...to naprawde nic dobrego nie niesie poza brakiem samozadowolenia, itd. ja już mam dość ubierania się w marne ciuchy nawet z ciucholandu za kasę mojego dzielnie zarabiającego męża, on nie wie o wszystkich moich kłopatach...przed tem mówiłam mu płakałam jak głupia...itp. ale mam dość ryczenia jak beksa...
w dodatku rano przed przeczytaniem Twojego postu uświadomiłam sobie że mój lęk przed ostrymi narzędziami wypływa z nadopiekuńczości, tak sądzę przynajmniej, żeby się dziecko nie popażyło, nie ucięło paluszka, itd. tylko skąd te myśli że coś złego mogę sama im zrobić skoro kocham je nad życie...
1o lat w domu i obrona dziećmi przed prądem, gazem, żelazkiem ....to chyba to
no niestety kobiety same w domu obiad, szkoła, jakieś lekcje poza szkołą dla dziecka, drugie małe...przynajmniej tak jest u mnie...ciągle jakieś miny ktoś robi bo nie może zostać z tą młodszą córką nawet na 5 min. i jeżdżąc, a muszę zawozić starszą córkę do szkoły zabieram młoszą...więc w piątek jestem już wykończona... w dodatku zdaję sobie sprawę z tego że za 10 lat one będą żyć własnym życiem...a ja... na nic ambicja...życie życiem...trafia mnie czasem...
kobieta musi pracować
mężczyźni nie widzą co się dzieje w domu w tygodniu, jak to wygląda...a w niedziele tracą cierpliwość... bo dzieci krzyczą
i ewidentnie nie życzę nikomu mieszkać z teściami to błąd mojego życia i początek nerwicy
powiem Wam, że zaczęłam szukać jakiegoś spełnienia w wierszach..mam nadzieję, że nie jest tak jak w tej piosence, że w iersze z obłędu powstają
wiem, że to nie forum poetyckie...wybaczcie...nie będę już WAS dręczyć słowami rymów,
DLA WAS
Kiedy smutek
Kiedy ci smutek zagląda w oczy,
a myśli błądzą w otchłani zła,
wiedz, że przyjaciel choć nie zbyt bliski
to jego imię prosto brzmi: czas.
Zmiana godziny, zmiana minuty
i może miejsca zmiana też,
pozwoli słyszeć znów piękne nuty,
odrzucić smutek, odrzucić gniew.
Takie jest życie, prawda, nie łatwe,
drobiny szczęścia , a także dni,
wśród których deszcze, burze i wiatry,
słońce zachodzi, szaro i dżdży.
A kiedy wyjdzie znowu zza chmury,
rozświetli niebo, rozświetli ziemię,
odejdzie w przeszłość ten dzień ponury,
i w kartach życia będzie wspomnieniem.
Może nauczy walki o szczęście,
pozwoli wszystko zrozumieć,
może pozwoli odgadnąć życie…
Przed słońca cudem, wiatr musi szumieć.
(muismy w to uwierzyć)
Wyjeżdżam na Święta ...ZDROWYCH I WESOŁYCH ŚWIĄT
---- EDIT ----
Hej, dzięki Viktor...mam nadzieję, że będzie dobrze, musze pomyśleć nad tą terapią...zobaczę, ale osłabne sama w w swoich oczach jeśli pójde do psychologa, albo do psychiatry, chciałabym wygrać sama , to będzie ostateczność
...nie damy się...
ja nie wiem dlaczego my się tak przejmujemy innymi...opinią...ich uczuciami...to chyba się nazywa nadwrażliwość i to nas trzyma
Alexandra
niestety masz rację, niezupełnie oczywiście, bo przecież nie masz jeszcze chłopaka...więć musisz zrobić wszystko, żeby nie siedzieć w domu, masz pracę, maszmożliwośći powrotu do niej w każdej chwili, są nianie itp. tak musisz zrobić, ja siedzę w domu już 1o lat i to mnie wlaśnie zżera, szlak czlowieka trafia, gdzie jakiś samorozwój, brak kontaktu z ludźmi itd. żadnych znajomych, żadnego zajęcia itd. a dawniej... pracowałam chwilę ...było super...ale życie...
cieszę się bardzo,że mam dzieci to moja duma, tylko o ile dawniej myślałam, że dam im wiele...to dzisiaj mam tysiąc wątpliwośći, czy wogóle sprostam, moja historia jest bardzo dluga, rodzice męża wtrącają się do mnie cały czas, tak do mnie nie do naszego małżeństwa...zawsze coś źle...itp. moja teściowa wchodząc do mnie mieszkamy nad nimi, pyta się dzieci co się stało stąd się to u mnie zaczęło... już rozmawiałam ze starszą córką, raz wyśmiałyśmy teśćiową, ale jej nie przeszlo...zaczęłam myśleć skąd jej do głowy wpadają takie słowa, i zaczęło się ; czy mogłabym coś złego zrobić własnym dzieciom...
wcześniej chciałam iść do pracy...nawet na początku tego roku, niestety utrudniła mi to bardzo skutecznie...fiasko...a byłam już na próbnych dniach...nie miał kto zostać z dziećmi, jedna ma 9 lat...druga córka 3...od przyszłego roku mogłoby być inaczej przedszkole itp.
ale brak mi sił by iść do pracy...skąd je brać...
tak, że ty zapomnij oi siedzeniu w domu...to naprawde nic dobrego nie niesie poza brakiem samozadowolenia, itd. ja już mam dość ubierania się w marne ciuchy nawet z ciucholandu za kasę mojego dzielnie zarabiającego męża, on nie wie o wszystkich moich kłopatach...przed tem mówiłam mu płakałam jak głupia...itp. ale mam dość ryczenia jak beksa...
w dodatku rano przed przeczytaniem Twojego postu uświadomiłam sobie że mój lęk przed ostrymi narzędziami wypływa z nadopiekuńczości, tak sądzę przynajmniej, żeby się dziecko nie popażyło, nie ucięło paluszka, itd. tylko skąd te myśli że coś złego mogę sama im zrobić skoro kocham je nad życie...
1o lat w domu i obrona dziećmi przed prądem, gazem, żelazkiem ....to chyba to
no niestety kobiety same w domu obiad, szkoła, jakieś lekcje poza szkołą dla dziecka, drugie małe...przynajmniej tak jest u mnie...ciągle jakieś miny ktoś robi bo nie może zostać z tą młodszą córką nawet na 5 min. i jeżdżąc, a muszę zawozić starszą córkę do szkoły zabieram młoszą...więc w piątek jestem już wykończona... w dodatku zdaję sobie sprawę z tego że za 10 lat one będą żyć własnym życiem...a ja... na nic ambicja...życie życiem...trafia mnie czasem...
kobieta musi pracować
mężczyźni nie widzą co się dzieje w domu w tygodniu, jak to wygląda...a w niedziele tracą cierpliwość... bo dzieci krzyczą
i ewidentnie nie życzę nikomu mieszkać z teściami to błąd mojego życia i początek nerwicy
---- EDIT ----
Hej, dzięki Viktor...mam nadzieję, że będzie dobrze, musze pomyśleć nad tą terapią...zobaczę, ale osłabne sama w w swoich oczach jeśli pójde do psychologa, albo do psychiatry, chciałabym wygrać sama , to będzie ostateczność
...nie damy się...
ja nie wiem dlaczego my się tak przejmujemy innymi...opinią...ich uczuciami...to chyba się nazywa nadwrażliwość i to nas trzyma
Alexandra
niestety masz rację, niezupełnie oczywiście, bo przecież nie masz jeszcze chłopaka...więć musisz zrobić wszystko, żeby nie siedzieć w domu, masz pracę, maszmożliwośći powrotu do niej w każdej chwili, są nianie itp. tak musisz zrobić, ja siedzę w domu już 1o lat i to mnie wlaśnie zżera, szlak czlowieka trafia, gdzie jakiś samorozwój, brak kontaktu z ludźmi itd. żadnych znajomych, żadnego zajęcia itd. a dawniej... pracowałam chwilę ...było super...ale życie...
cieszę się bardzo,że mam dzieci to moja duma, tylko o ile dawniej myślałam, że dam im wiele...to dzisiaj mam tysiąc wątpliwośći, czy wogóle sprostam, moja historia jest bardzo dluga, rodzice męża wtrącają się do mnie cały czas, tak do mnie nie do naszego małżeństwa...zawsze coś źle...itp. moja teściowa wchodząc do mnie mieszkamy nad nimi, pyta się dzieci co się stało stąd się to u mnie zaczęło... już rozmawiałam ze starszą córką, raz wyśmiałyśmy teśćiową, ale jej nie przeszlo...zaczęłam myśleć skąd jej do głowy wpadają takie słowa, i zaczęło się ; czy mogłabym coś złego zrobić własnym dzieciom...
wcześniej chciałam iść do pracy...nawet na początku tego roku, niestety utrudniła mi to bardzo skutecznie...fiasko...a byłam już na próbnych dniach...nie miał kto zostać z dziećmi, jedna ma 9 lat...druga córka 3...od przyszłego roku mogłoby być inaczej przedszkole itp.
ale brak mi sił by iść do pracy...skąd je brać...
tak, że ty zapomnij oi siedzeniu w domu...to naprawde nic dobrego nie niesie poza brakiem samozadowolenia, itd. ja już mam dość ubierania się w marne ciuchy nawet z ciucholandu za kasę mojego dzielnie zarabiającego męża, on nie wie o wszystkich moich kłopatach...przed tem mówiłam mu płakałam jak głupia...itp. ale mam dość ryczenia jak beksa...
w dodatku rano przed przeczytaniem Twojego postu uświadomiłam sobie że mój lęk przed ostrymi narzędziami wypływa z nadopiekuńczości, tak sądzę przynajmniej, żeby się dziecko nie popażyło, nie ucięło paluszka, itd. tylko skąd te myśli że coś złego mogę sama im zrobić skoro kocham je nad życie...
1o lat w domu i obrona dziećmi przed prądem, gazem, żelazkiem ....to chyba to
no niestety kobiety same w domu obiad, szkoła, jakieś lekcje poza szkołą dla dziecka, drugie małe...przynajmniej tak jest u mnie...ciągle jakieś miny ktoś robi bo nie może zostać z tą młodszą córką nawet na 5 min. i jeżdżąc, a muszę zawozić starszą córkę do szkoły zabieram młoszą...więc w piątek jestem już wykończona... w dodatku zdaję sobie sprawę z tego że za 10 lat one będą żyć własnym życiem...a ja... na nic ambicja...życie życiem...trafia mnie czasem...
kobieta musi pracować
mężczyźni nie widzą co się dzieje w domu w tygodniu, jak to wygląda...a w niedziele tracą cierpliwość... bo dzieci krzyczą
i ewidentnie nie życzę nikomu mieszkać z teściami to błąd mojego życia i początek nerwicy
powiem Wam, że zaczęłam szukać jakiegoś spełnienia w wierszach..mam nadzieję, że nie jest tak jak w tej piosence, że w iersze z obłędu powstają
wiem, że to nie forum poetyckie...wybaczcie...nie będę już WAS dręczyć słowami rymów,
DLA WAS
Kiedy smutek
Kiedy ci smutek zagląda w oczy,
a myśli błądzą w otchłani zła,
wiedz, że przyjaciel choć nie zbyt bliski
to jego imię prosto brzmi: czas.
Zmiana godziny, zmiana minuty
i może miejsca zmiana też,
pozwoli słyszeć znów piękne nuty,
odrzucić smutek, odrzucić gniew.
Takie jest życie, prawda, nie łatwe,
drobiny szczęścia , a także dni,
wśród których deszcze, burze i wiatry,
słońce zachodzi, szaro i dżdży.
A kiedy wyjdzie znowu zza chmury,
rozświetli niebo, rozświetli ziemię,
odejdzie w przeszłość ten dzień ponury,
i w kartach życia będzie wspomnieniem.
Może nauczy walki o szczęście,
pozwoli wszystko zrozumieć,
może pozwoli odgadnąć życie…
Przed słońca cudem, wiatr musi szumieć.
(muismy w to uwierzyć, CHOĆ NIE JEST TO ŁATWE)
Wyjeżdżam na Święta ...ZDROWYCH I WESOŁYCH ŚWIĄT
---- EDIT ----
nie wiem co to sie podzial ona tej stronie, coś wcisnęłam...czy co...że tyle razy mi się napisało wybaczcie..nie kasuję już...bo nie wiem co zostanie a co skasuję, był tylko jeden post a czas mnie nagli
pozdrawiam
zaczynam bać się wszystkiego
w Nerwica lękowa
Opublikowano
będzie dobrze
love is love