Skocz do zawartości
Nerwica.com

mmaluch

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mmaluch

  1. Pare dni temu mój brat został zaatakowany przez 3 osoby, pchnęli go nożem, leżał kilka dnia na oiomie, dopiero wczoraj odzyskał przytomność, jest w koszmarnym stanie, już po 3 operacjach i czekają go jeszcze conajmniej 2. To zdarzenie wstrząsnęło całą rodziną, stres, nie wiadomo co dalej....i fakt, że napadniety został pod własnym blokiem po godzinie 21, w tzw dobrej dzielnicy, na ruchliwym osiedlu....to straszne, boję sie o brata ale jest coś więcej - ja nie potrafię sobie jakoś z tym poradzić. Przeraża mnie ta sytuacja, boje sie wychodzić na ulicę, odczuwam paniczny lęk przed jazdą komunikacją miejską, przed chodzeniem ulicą, chodnikiem, boję sie stać w grupie ludzi, boję sie, ze ktos zrobi mi krzywde. Wczesniej bardzo często bałam sie ludzi i pamiętam jeszcze z moich czasów licealnych obsesje na temat właśnie napadu, panicznie bałam sie, ze ktoś wbije mi nóż w placy. Tak dosłownie; miałam koszmary w których ktoś wbijał mi coś w plecy a ja nie mogłam nawet krzyczeć bo to mnie paraliżowało. Odczuwałam strach przed ludzi, ktorzy za mną stawali, nie ufałam prawie nikomu, bo wydawało mi sie, ze nie jestem bezpieczna i za chwile moze zdarzyc sie cos złego. Nie są to dla mnie całkiem nowe objawy, ale czegoś tak intensywnego, jak teraz jeszcze nie przezywałam, nie wiem co robic:( wydaje, mi sie, że niebezpieczeństwo i napastnicy są wszędzie.
  2. mmaluch

    Syndrom DDA

    Witajcie, jestem DDA po trwającej prawie dwa lata terapii indywidualnej i grupowej. Skończyłam ją jakiś rok temu i z każdym mijającym dniem odczuwam jak jej działanie, i to co udało mi sie na niej osiągnąć, słabnie. Coraz więcej jest rzeczy, ktore podczas terapii wydawały sie prostsze, teraz są cholernie trudne. Zaliczam straszliwe "cofki" i wracam, wracam do swoich stanów lękowych sprzed terapii. Niestety nie wierze w to, że można miec szczesliwe dziecinstwo zawsze, i ze nigdy nie jest za pozno. Wydaje mi sie, ze niestety czasem jest juz za pozno. A mnie ogarnia totalna niemoc i brak chęci do robienia czegoś ze sobą. Czegoś co pomogłoby mi żyć normalnie. Bez wiecznego oglądania sie za siebie, bez rozmyslania jaka to ja jestem biedna i jak bardzo mnie skrzywdzili rodzice w dziecinstwie. Dziecinstwo? Wcale go nie mialam, kojarzy mi sie z czyms gorzkim, zlym, smutnym, pełnym łez, lęku, poczucia wiecznego zagrożenia a jednoczesnie poczucia, ze jako jedyna normalna i odpowiedzialna osoba jestem w stanie zaopiekowac sie domem i młodszą siostrą, albo dla odmiany - pijanym ojcem. Podczas terapi przekonywali mnie o tym, ze droga do wyzdrowienia to jakiegoś rodzaju pogodzenie sie z losem-cos było, było złe, ja to przeszlam, było mi zle, nie mialam wpływu, ale teraz jestem dorosła i juz mam wpływ i wybór i moge wszystko zmienic. Tylko, że w praktyce to nie jest takie proste, łatwiej zdecydowanie mówić niż robić. Poza tym powinnam uwolnic sie od rodziców-nie tylko fizycznie ale przede wszystkim nie pozwolic zeby to co robią miało wpływ na moje dalsze zycie. Zaakceptowac, że mieli wpływ ale teraz już nie pozwolić im na siebie wpływać-to z kolei rzecz, której nawet na terapii nie byłam w stanie ogarnąć. Ja do tej pory, choc juz od dawna mieszkam sama, wyczekuje w ich oczach podziwu, zrozumienia, AKCEPTACJI. Nie potrafie zrobić tak, żeby sobie powiedziec, ze mi nie zalezy na tym co oni mówią, chociaż wyrządzają mi tym czasem krzywdę przeogromną. Zastanawiam sie czy nadejdzie taki dzien kiedy przyjdzie do mnie ojciec i przeprosi za wszytsko co się stało. Mam takie marzenie, chociaż teoretycznie nie powinnam o tym myśleć bo przecież nie mam na to wpływu. Jest mi tak masakrycznie ciężko....nie potrafię sobie z tym poradzić. Pozdrawiam wszystkich.
×