Skocz do zawartości
Nerwica.com

anatom

Użytkownik
  • Postów

    67
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez anatom

  1. jakoś się musi ułożyć nie? xD trzymaj się.

     

    Pewnie, że musi. Kwestia tego, w którą stronę się to potoczy. Jak już pożółknę i brzuch mi urosnie do wielkości balona to będę wiedział w którą stronę to poszło ;)

    Dopóki nie chleję pod sklepem i nie budzę się na izbie wytrzeźwień lub izbie przyjęć w szpitalu to nie jest źle ;)

     

    Miłego weekendu.

  2. Nie wiesz nawet jak bardzo bym chciał temu zaprzeczyć :roll: chyba ci niestety na razie rację przyznam. A w sumie jak można dbać o siebie nie mając dla kogo jak ja nawet nie dbam o siebie mając dla kogo? Niszczę się i pociągam za sobą innych. Żeby ciebie to nie spotkało. Powodzenia,

    Pozdrawiam.

     

    Wiesz o tym, że prędzej czy później będziemy musieli coś z tym zrobić? Tylko, kurde, co? :?

  3. Nie bardzo dojrzałe to stwierdzenie ;) powinieneś dbać o siebie bo czy siebie czy innych krzywdzisz to zawsze jest źle.

     

    Może i powinienem, ale nie mam dla kogo się starać (tylko błagam, nie pisz, że dla siebie). Poza tym życie i świat bez alkoholu byłby nie do zniesienia. Przynajmniej ja na chwilę obecną nie potrafiłbym ich tolerować. A alkohol bardzo mi w tym pomaga. I wszystko się jakoś toczy.

     

    Pozdrawiam.

  4. anatom, wielki marsz jest genialny, o ile pamiętam King napisał to pod pseudonimem Richard Bachman, naprawdę warto przeczytać :D

     

    Dobrze pamiętasz :) I zgadzam się, że to lektura obowiązkowa.

     

    Czytałem kiedyś książkę "Chłopak rzeźnika" (Patrick McCabe) - dość ciężka, ale warta przeczytania.

  5. Nie nie, po alko właśnie dobrze śpię, jakby mi zagłuszało demonki.

     

    Umiar - no to taka cienka linia, którą nie wiadomo kiedy się przekracza. Dojrzałem dziś do stwierdzenia, że dopóki szkodzę tylko sobie, to wielkie zło się nie dzieje.

  6. Lubię słuchać muzyki, zwłaszcza lubię smuty.

     

    Na pierwszy ogień Rogucki z Comy

    http://korffosa.wrzuta.pl/audio/AliCaFaYKX/coma_-_a_my

     

    noc jest z milcznia skrzydeł ptasich

    gwiazdy z mądrości swoich oczu

    rozkute w planetarnym czasie

    po grzbiecie nieba światło toczą

     

    modlitwa jest z wziosłości dzwonów

    z zadumy kaplic i organów

    z różańca wpół uśpionych domów

    co na mszę pod kościołem staną

     

    a my z wiecznego niepokoju

    z przelotów wiatru,z garści cienia

    z brzóz przedweiczornych

    które stoją nad cichą rzeką zamyślenia

     

    a my z harmonii i rozdźwięku

    z niecierpliwości strun spragonionych

    które od bólu łzami pękną

    pod gniewem rozpalonych dłoni

     

    a my z harmonii i rozdźwięku

    z niecierpliwości strun spragonionych

    które od bólu łzami pękną

    pod gniewem rozpalonych dłoni

  7. Tak między nami kolegami to ja szczerze mówiąc wolę się zalewać w trupa ale to na prawdę nie jest dobre rozwiązanie. Mimo że lubię uciec z pomocą alkoholu to jednak kreska na życiu. Z tym się nie da żyć po prostu prędzej czy później ale na pewno cię to wykończy.

    Pozdrawiam. ;)

     

    W trupa to się jeszcze nigdy nie spiłem, raczej pamiętam co i jak. W towarzystwie jak piję to z umiarem, góra 2-3 piwa. Jednak najlepiej mi się pije samemu, przed komputerem. Nie powiem, sprawia mi to przyjemność. Te wieczory są taką moją odskocznią, chwilą, kiedy mogę pomartwić się o siebie i mieć w dupie innych, tak zwyczajnie odpocząć. Gdyby nie te moralniaki rano to byłoby w ogóle fajnie.

    Wiem, że to kreska na życiu, ale nikt nie jest idealny. Jeden pali, drugi pije. Cieszę się tylko, że mój alkoholizm nie wpływa negatywnie na innych ludzi, że nie robię żadnych awantur, scen i tak dalej. Mam prostą zasadę - jestem wypity to idę spać.

    Co jeszcze zauważyłem - jak byłem kiedyś na jakichś lekach, których nie chciałem mieszać z alko jakoś niefajnie spałem, wybudzałem się w nocy, męczyłem się. Nie wiem czy to przez brak alkoholu były te wybudzenia, czy raczej odwrotnie - czy to alkohol sprawia, że moje koszmarki nie budzą mnie w nocy (stawiam na to drugie).

     

    Dobra, nie ma to tamto, nie marudzę więcej.

     

    Pozdrawiam znad Leszka.

  8. Dzięki za wszystko co piszecie. I do rzeczy.

     

    Tomek - no rzecz w tym, że nie mam osoby, przed którą mógłbym się swobodnie otworzyć. Jak tylko zaczynam przy kimś wspominać, że cośtam mi nie leży to słyszę "a ja to..." i litania jak temu drugiemu jest źle, lub zwykłe olewanie tego co mówię, a nie chcę (nie potrafię) wywrzeszczeć, że się męczę, że nie jestem tak szczęśliwy za jekiego mnie mają. Tak czy inaczej, idę na bok, moje sprawy się nie liczą.

     

    K. - piszesz "(...) tego chcesz? (...)". Wiesz co? Ja już sam nie wiem czego chcę. Z jednej strony chcę, żeby to wszystko się zmieniło, z drugiej - boję się zachwiać tą "równowagę", którą teraz osiągnąłem. No i powraca problem pustki - nie wiem czym mógłbym zastąpić wieczorne picie.

    A gdybym był egoistą (odważnym egoistą) to raczej nie byłboy tej dyskusji.

     

    Trzymajcie się, dobranoc.

  9. Żeby nie mnożyć wątków - witam wszystkich.

     

    Do sprawy.

    Mam problemy, zdaję sobie sprawę, że mam problemy, że sprawy zaszły już trochę daleko. Nie radzę sobie z własnymi problemami, często je zresztą wyolbrzymiam. Nie dbam o siebie tak jak powinienem - no, dbam o to, żeby jakoś wyglądać, ale zupełnie nie dbam o swoje zdrowie (fizyczne i psychiczne). Może widzę w tym jakąś szansę na przyszłość...

    Zdarza mi się widzieć ludzi z poalkoholową marskością wątroby, nie chcę skończyć jak oni - z wodobrzuszem, chudymi kończynami, ginekomastią. Ale cały czas usilnie na to pracuję (nie mogę się zmusić, żeby zrobić kilka podstawowych badań, żeby zobaczyć na czym stoję - zwyczajnie się boję).

    Jaki jestem na codzień? Słucham ludzi, a ludzie mi sporo opowiadają, zagarniam to wszystko, pocieszam. Ale nigdy (no, od wielkiego dzwonu to się zdarza) nie zdradzam co siedzi we mnie. Czyli - z jednej strony otwarty, z drugiej skryty. I tak kiszę w sobie to wszystko, wieczorami smutki zalewam piwem. I życie się toczy. Każdego dnia marzę o jednym - żeby to życię się zmieniło - w jedną lub w drugą stronę, jak najszybciej.

    Żeby uporządkować ten bełkot - mam dwa problemy - depresja i alkoholizm. Jedno wynika z drugiego. Trzeci problem to brak pomysłu na rozwiązanie tych spraw.

    Poradźcie - jak zawołać o pomoc? Ja nawet nie wiem kogo miałbym prosić.Czy lecieć do psychologa/psychiatry? Czy może próbować rozmawiać z kimś z rodziny (bo powiedzenie "z kimś bliskim" to byłaby przesada). Nie wiem co będzie wymagało większej odwagi...

    Inna myśl - może nie warto prosić o pomoc, tylko robić to co lubię - pić wieczorami? Może nie warto się starać, zwłaszcza, że nie mam dla kogo?

×