Skocz do zawartości
Nerwica.com

najmniejsza

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez najmniejsza

  1. Czas mija i pomaga :) Każdego dnia można wygrzebać się trochę bardziej, można mieć nadzieję że tego paskudztwa będzie mniej. Spróbuj o tym pomyśleć w ten sposób, możesz przegrać wiele bitew, liczy się przecież tylko wynik wojny :)
  2. Właśnie sobie uświadomiłam że mam natręctwa Od kilku lat mam nerwicę, wsłuchuję się w siebie, reaguję stanem przedzawałowym na ból zęba a nie zauważyłam że dziesiątki małych czynności wykonuję zupełnie bez sensu i co więcej, nie umiałabym chyba przestać.. I tak: 1. Liczę rejestracje samochodowa. Od lat. Dodaję do siebie występujące w nich liczby i wyciągam średnią. Dobrze że tylko arytmetyczną a nie ważoną (chociaż kto wie co mnie czeka w przyszłości) Mam wyniki uprzywilejowane, np 4 2. Pytam wszystkich znajomych o daty urodzenia, dodaję sobie w myślach wszystkie cyfry i.... wyciągam średnią, ewentualnie liczę jaką są astrologicznie liczbą, nie mam pojęcia po co... :/ 3. Jeżeli rozmawiam z kimś przez gadu, piszę sms-y, puszczam sygnały, muszę powiedzieć ostatnie słowo, muszę! Czasem czekam w środku nocy pół godziny przed ekranem żeby sprawdzić czy ktoś się już wylogował. A jeżeli rano okazuje się ze jakaś wiadomość doszla muszę natychmiast odpisać ...i zabawa zaczyna się od nowa, co ciekawe gdybym tę odpowiedź przeczytała dopiero wieczorem, to nie ma problemu;) 4. W ciągu dnia kilkadziesiąt razy sprawdzam czy mam klucze (a wiem ze mam!) 5. Kiedy wychodzę z autobusu wracając do domu owe klucze muszę mieć już w ręce (jeżeli nie mam wysiadam, nie robię ani kroku i szukam w przepastnej torebce aż znajdę ) po czym potrząsając nimi tak, żeby wydawały jak najwięcej hałasu idę do domu. (kiedyś jakiś zbrodzień nie wytrzyma, zdzieli mnie po łbie i klucze zabierze ) 6. Mam dwie komórki. Jedną do nieokreślonego momentu w przyszłości nie mogę robić zdjęć. 7. Jeżeli muszę na coś czekać (a czekać nie cierpię) to liczę sekundy i co 300 porównuję z czasem (czy równo liczyłam) (ostatnio musiałam czekać godzinę... wiecie jak fajnie się liczy do 18000? ) kiedy wyłączam komputer i klikam wyłącz w menu start, muszę poczekać aż ekran zrobi się czarno-biały zanim wyłączę go ostatecznie, a odbierając załączniki w mailach muszę robić to po kolei, jeżeli nie odbieram wszystko jeszcze raz, tamte wyrzucając do kosza;) 9) kiedyś miałam rytuał zasypiania : 60 oddechów na lewym boku, 30 na prawym, leżenie na wznak w pozycji: na śpiącą królewnę (nie pytajcie, byłam mała i marzyło mi się szlachectwo), kilka chwil z mocno zaciśniętymi powiekami na lewym boku, i znowu prawy, w ten oto sposób codziennie zasypiałam - byłam o krok od hiperwentylacji 10) i jak dla mnie najlepsze - jak co drugi nerwicowiec boję się schizofrenii, ubzdurałam sobie ze dopóki w czasie ataku potrafię szybko powiedzieć w myślach moje imię i nazwisko i adres bez pomyłki jestem zdrowa (kiedyś się zacięłam przy numerze domu bo był zmieniany, nie chcielibyście wiedzieć w jakim byłam stanie ) Tyle na dziś No, a najdziwniejsze jest to, że naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że to natręctwa, jakoś tak mi dziś przyszło do głowy że może jednak tak ***** Właśnie zauważyłam niesamowitą zapobiegliwość cenzury niech zostanie, ja się uśmiałam. Ehhh.... i nawet jak mi cenzura na posta natychmiast odpowie to mi nie daje spokoju i muszę się wtrącić
  3. A ja chyba jednak wrócę na forum... Dzisiaj w nocy miałam taki atak paniki jaki nie zdarzył mi się od 3 lat.. Wsłuchiwałam się w ciszę jak głupia wyłapując głosy, szum pracującej lodówki utwierdzał mnie w przekonaniu że słyszę szepczących ludzi i stwierdziłam że strach przed schizofrenią miał jednak podstawy... Już zapomniałam jak to jest tak się bać, myśleć że za chwilę sie zemdleje, czuć ten okropny ból głowy, mdłości, być przekonanym że tym razem jednak zwariuję... Nie wiem czemu wróciło. Tak naprawdę chyba nigdy tego nie wyleczyłam, ale nauczyłam się z tym radzić, chodzić gdzie popadnie, bać się i dawać radę się bać, czułam się taka dumna, że daję radę jechać na studia i jeszcze sie z tego umiem cieszyć.. A teraz? Nie dość że nie mam siły na nic, to jeszcze wrócił lęk.. I przekonanie że tym razem go nie pokonam, że nie dam rady.. Pojutrze muszę wyjechać z domu, wracać na studia.. A dzisiaj było koszmarem ciągłego myślenia o tym, że nerwica wróciła, że nie chcę się ruszać z domu.. Nie wiem czy jeszcze umiem powiedzieć jej nie.. Nie chcę takich dni jak dzisiaj, chcę w końcu normalnie żyć, to naprawdę aż tak dużo?
  4. najmniejsza

    Depresja objawy

    Wiesz, to nie chodzi tylko o związek. To prawda, odszedł Ktoś ale przy okazji posypało mi się bardzo zdrowie, niedługo kolejna operacja, przez pobyty w szpitalach zawaliłam dwa kierunki studiów. I naprawdę nie mam nic. Ja jestem w tej mało komfortowej sytuacji że to co się ze mna dzieje widza wszyscy i się dziwią bo mówią że TAKIEJ mnie nie znali. I że mam się zebrać "do kupy". A ja nie umiem. Zaczęłam się bać że coś sobie zrobię. W piątek idę do psychiatry, poprosze go cokolwiek, byle zabiło ten smutek. Śmieszne, zawsze byłam przeciwniczką leków (od 4 lat jestem posiadaczką nerwicy lękowej i daję radę bez prochów) ale to teraz jest o niebo, a raczej o piekło gorsze. Zaczęłam się znowu bać że jednak jestem nienormalna. Tak bardzo nie widzę sensu.
  5. najmniejsza

    Depresja objawy

    No to teraz ja. Powiedzmy, nie wdając się w szczegóły że miałam ciężki rok. Taki,że obiektywnie mam prawo być smutna, przybita, mieć wszystkiego dość. Ale nie wiem czy przypadkiem nie posunęłam się już o krok dalej. Straciłam wszystko na czym mi zależało. No ale zdarza się, wiem, trzeba żyć dalej. Tylko że ja nie mam siły. Dziś jestem z siebie niesamowicie dumna bo odkurzyłam pokój. Nie wyobrażacie sobie jaki to był dla mnie wysiłek, nie chodzi o to że powierzchnia wielka ale zmuszenie się do wyjęcia odkurzacza z szafy, podłączenie do gniazdka, włączenia przełcznika i chodzenia z nim po pokoju a póżniej wyłączenie go i schowanie. Jejku. Przecież wydawało mi się ponad siły. Tak jest ze wszystkim-umycie głowy, odpisanie na sms-a, umycie kubka, uśmiech, zakupy, nawet włączenie komputera. Najlepiej mi jak siedzę nie robiąc nic. Na to starcza mi sił. Poza tym nie jem. Tzn jem, bo wiem że trzeba ale nie czuję głodu. Czasami dopiero jak zaczyna mi się kręcić w głowie i robić ciemno przed oczami to stwierdzam że muszę sobie coś jednak kupić. I ciągle chce mi się spać tak strasznie, ze na wykładach leżę na ławce. To dziwne bo mimo że jestem taka zmęczona wcale nie jest mi łatwo zasnąć, zasypiam ok 2 w nocy, nie umiem wcześniej a później za nic nie mogę wstać, notorycznie wszędzie się spóźniam. Nie cieszy mnie nic, to co kiedyś wydawało się sensem dziś nie zasługuje na miano powodu do wstania z łóżka. Poza tym wszystko mnie drażni, denerwuję, krzyczę na wszystkich złoszczę się. Sama nie wiem czemu, nie chcę się tak wcale zachowywać. I płaczę. Codziennie. Z byle powodu. Po prostu idę sobie ulicą i zauważam ze po policzkach płyną łzy. Ot tak. Czasami myślę ze muszę wziąć się w garść, myślę że od jutra będę inna... Ale nie umiem. I jeszcze te zawroty głowy, osłabienie, ból głowy, klatki piersiowej, duszności, myślę czasem że umieram, boję się ale bardziej przeraża mnie to że coraz częściej sądzę że tak byłoby lepiej, tylko rodziny mi żal. Najgorsze jest to, że ja nie widzę wyjścia z tej sytuacji, nie widzę nadziei, wydaje mi się ze nikt i nic nie jest w stanie mi pomóc, że tak już będzie zawsze, że już nigdy nie odzyskam tej "iskierki" (tak mnie widzą teraz ludzie, pytałam się koleżanki czy zachowuję się inaczej, powiedziała, że tak bardzo "przygasłam") Nie chcę być taka mam już tego tak bardzo dość, ten smutek już chyba płynie mi w żyłach razem z krwią, czuję go wszędzie i zawsze, jest nie do wytrzymania. Nie daję już rady. To nie jestem ja. Kiedyś byłam taka silna, mówiłam że nic nie jest w stanie mnie zniszczyć, załamać, nie było osoby która by tak nie uważała. Nigdy życie mnie nie oszczędzało ale zawsze wychodziłam zwycięsko, wzbudzałam tym podziw. A teraz? Teraz wzbudzam tylko litość. Taka inna byłam, taka uśmiechnięta. Czy to minie samo? Czy taki smutek może sam zniknąć. I czy kiedyś będę dawną "najmniejszą"?
×