Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kiusiu

Użytkownik
  • Postów

    351
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

1 obserwujący

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Kiusiu

  1. Sam napisałem, że religijna wiara to najczęściej wynik wychowania i konformizmu. Tego, że ludzie internalizują przekonania wpajane przez innych. W każdym razie, ogólnie, taka wiara nie jest świadomym wyborem. Przyznam, że nie słyszałem wcześniej o tym człowieku i nic o nim nie wiem. Nie wiem, czym dokładnie jest to u niego spowodowane. Nie wiem, w jakim domu został wychowany, w jak silnym stresie żył itd. Dla części zabieganych ludzi duchowość czy religijność potrafi działać odstresowująco. Tyle że fakt, że jakaś grupa ludzi wyznających określone przekonania staje się obiektem prześladowań, nie mówi nam nic o słuszności tych ich przekonań. Muzułmanie w Birmie (Rohingja) i Palestynie też są obiektem prześladowań - czy to oznacza, że islam jest słuszną religią i że wszyscy ludzie powinni być muzułmanami? Dla większości muzułmanów ich religia jest czymś tak oczywistym, że nie są oni w stanie pojąć, dlaczego nie jest taką dla innych. Z kolei w Wietnamie Południowym prezydent-katolik Diem prześladował buddystów, przeciwko czemu w proteście kilku buddyjskich mnichów dokonało samospalenia w 1963. O tym, jak afgańscy talibowie potraktowali buddystów i buddyzm w ogóle, chyba nie muszę wspominać. Czy to dowód na słuszność buddyzmu? W Polsce katolicyzm jest wszechobecny, nie ma religijnego pluralizmu. Ciekawe, jaka część katolików w krajach takich jak Polska miała lub ma refleksje w rodzaju: "Jakie to wielkie szczęście, że urodził*m się akurat w kraju, w którym to wyznawcy prawdziwej religii prowadzącej do zbawienia stanowią tak znaczną większość i mają tak rozbudowaną organizację, tyle szkół, szpitali, mediów" itp. Jeśli nawet było się "letnim" katolikiem albo wątpiącym, to najprościej jest nawrócić się akurat na katolicyzm, a już trudniej na bahaizm, szyizm, zaratusztrianizm czy candomble. Na tej samej zasadzie, jakoś np. w V wieku nie odnotowano żadnych objawień maryjnych w Ameryce, Australii, Japonii, na Syberii czy w innych miejscach, w których nikt nie słyszał o Jezusie ani chrześcijańskim Bogu. W religiach monoteistycznych istotną rolę odgrywa posłuszeństwo, jednak ponieważ Bóg jest nieosiągalny, posłuszeństwo należy się tym, którzy powiedzieli ludziom o tym Bogu, czyli duchownym, kaznodziejom. Z religijną żarliwością jest istotny problem: tacy ludzie często prezentują podejście: "Nie możesz tego zrobić, bo moja religia ci zabrania", a nie tylko "Nie mogę tego zrobić, bo moja religia mi zabrania". W sumie to problematyczne są oba podejścia, jednak pierwsze zdecydowanie bardziej. W przypadku niektórych mistyków, jak np. Helena Kowalska (znana bardziej jako Faustyna Kowalska), stwierdzono choroby psychiczne, jak choćby ChAD. Aczkolwiek mnóstwo mistyków żyło w czasach, w których psychiatria jako osobna, rozwinięta dziedzina medycyny, jeszcze nie istniała. Więc ci mistycy siłą rzeczy nie mogli być przebadani przez psychiatrów. Zresztą nawet obecnie niewielu jest naprawdę dobrych psychiatrów będących jednocześnie psychologami klinicznymi, skwapliwie przeprowadzającymi dokładne testy psychologiczne. Zresztą, ogólnie, pytanie, jaka część księży i zakonnic jest badana przez psychiatrów i psychologów klinicznych. Takie badania nie są obligatoryjne dla kandydatów do kapłaństwa i zakonów, prawda? Biorąc pod uwagę wypowiedzi wielu księży, trudno oprzeć się wrażeniu, że są to ludzie mocno zaburzeni. Pytanie, co to dokładnie za zaburzenia i jakie mają podłoże.
  2. Te dwa przykłady, które tu podajesz - "Koguta" i "Heada", tylko potwierdzają to, o czym napisałem. Że takie "cudowne" nawrócenia dotyczą zwykle ludzi, którzy byli na dnie, np. z powodu ciężkiego uzależnienia i utraty kontroli nad swoim życiem. To samo z proponowanymi podobnymi świadectwami - już same tytuły, jak "Jezus zdjął mnie z liny", o tym mówią i na to wskazują. A jakoś raczej nie przydarza się to ludziom, którzy przez cały czas po prostu prowadzili normalne życie, uregulowane, stateczne i spełnione. Ludzie, którzy nijak nie mają poczucia, że potrzebują uzdrowienia, bo po prostu cały czas są zdrowi, nie mają potrzeby wspomagania się religijną wiarą i posiłkowania się nią. W dziale "Socjologia" jest o tym mowa.
  3. W przypadku ludzi, którzy byli na dnie, a później przestali na nim być, znaczna religijna żarliwość jest dość częsta. Czasem jest tak samo też u ludzi wychowanych w bardzo religijnych domach. W przypadku ludzi bardziej, nazwijmy to, "zwyczajnych", którzy ani nie byli na dnie, ani nie wychowali się w mocno religijnych domach, jest to rzadsze.
  4. To wygląda na hipochondrię. Która z kolei często bierze się z urazów psychicznych z dzieciństwa. Jest to materiał na terapię. Tak samo jak wyraźne problemy z samoakceptacją. Nie wiem, czy chodzisz na terapię albo się wybierasz, ale na pewno byłoby to uzasadnione. Testy psychologiczne też. Skoro "wkręcałeś" sobie homoseksualizm mając zaburzenia lękowe, a przy tym obawiasz się chorób takich jak schizofrenia, to widać tu problemy z samoakceptacją. Skoro przekonania religijne są powiązane z silnymi obawami o to, czy postępuje się we właściwy sposób i czy nie zostanie się przez to ukaranym przez Boga, to oznacza, że w takim przypadku religia jest nie tym - albo nie tylko tym - co buduje człowieka i mu służy, tylko staje się czymś obciążającym psychicznie. Przekonanie o dawaniu znaków i myśli o testowaniu wiary przez Boga świadczy o myśleniu magicznym, co w tym przypadku najpewniej wpisuje się w zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Choć żeby wiedzieć na pewno i mieć lepsze rozeznanie, polecam zrobić sobie testy psychologiczne i osobowości. Lepiej się nie samodiagnozować. Wprawdzie zetknąłem się kiedyś ze schizofreniczką, która też doszukiwała się wszędzie znaków, cudów, powiązań między zdarzeniami, ludźmi i rzeczami, i uzasadniała to swoimi religijnymi przekonaniami, jednak u niej to nie miało podłoża lękowego i miało inny wydźwięk.
  5. Zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Choć nie podałeś, z jakimi problemami - poza zaburzeniami lękowymi i obsesjami na tle religijnym - się jeszcze zmagasz, jednak takie zaburzenia często współwystępują z innymi. Tak czy inaczej, ewidentnie masz niezdrową relację z własną religijnością. BTW, duchowość nie musi wiązać się z jedną konkretną religią. Religii jest wiele, z czego religie dogmatyczne i autorytarne stanowią mniejszość. Chrześcijaństwo jest przykładem religii dogmatycznej.
  6. To przejaw skrupulantyzmu. Będącego jednym z objawów zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. https://pl.wikipedia.org/wiki/Skrupulatyzm Natomiast raczej nie jest to przejaw schizofrenii. Myślenie magiczne, jakie się tu przejawia, też może być objawem tego. https://pl.wikipedia.org/wiki/Myślenie_magiczne Bez wątpienia to obsesja.
  7. Kiusiu

    Mizantropia.

    Nic w tym dziwnego. Zwierzęta Cię nie obgadują, nie oszukują, nie wykorzystują, nie są przestępcami, politykami, domokrążcami itd. Ogólnie to bardzo często dochodzę do wniosku, że gdyby Ziemię zaatakowali kosmici mający na celu wymordowanie całej ludzkości, to przyłączyłbym się do nich i bym im pomógł, nawet gdybym na końcu sam miał zginąć. A już na pewno bym ich poparł w zredukowaniu populacji homo sapiens o 99,99% - ten inwazyjny i niebezpieczny gatunek zdecydowanie za bardzo się rozplenił. Gdyby światowa populacja homo sapiens liczyła jakieś 30 tys., to nie byłoby problemu. Ludzie bardzo często sami robią z siebie chodzące śmietniki, paląc papierosy, pijąc etanol, wsuwając śmieciowe żarcie, a przy okazji zatruwając wodę i powietrze, szkodząc też wszystkim innym istotom wokół siebie.
  8. Akurat biorąc pod uwagę zasoby wody w Polsce, narastające z roku na rok susze i widmo braku wody w kranach, to nie dziwię się takiemu "opresyjnemu" podejściu. Zasoby naturalne są skończone, nie można z nich korzystać bez ograniczeń. Na tej samej zasadzie, nie można prowadzić rabunkowej gospodarki. Mimo że w praktyce w wielu miejscach często nadal się ją prowadzi, choć to prosta droga do katastrofy.
  9. Części ludzi nie obchodzi, że coś gdzieś uchodzi za standardową procedurę, a coś takiego jak zauważanie norm społecznych i obyczajowych przychodzi im z wielkim trudem, nie wspominając o ich przyswajaniu. Podobnie, części ludzi nie obchodzą stopnie wojskowe, nie obchodzą formalne wymogi i oczekiwania itd. Ja ten film zawsze traktowałem jako dramat. Wprawdzie mający lżejsze momenty mające na celu rozładowanie atmosfery, jednak ogólnie dramat. Co widać już podczas pierwszej sceny, gdzie mamy bardzo dramatyczną i brutalną scenę desantu i walk, odnoszenie ciężkich ran, urywanie ręki żołnierzowi, który za sprawą adrenaliny chwyta tę rękę i biegnie itd. Ogólnie to film o dramatyzmie i brutalności wojny. Bo nie usłyszałem sarkazmu w głosie Dalji. ^^
  10. Skoro o tym mowa, to ciekawe, jak często się zdarzało, że poborowy rzucał się na wojskowego fryzjera, który golił żołnierzy, i gryzł go, drapał po mordzie, bił i kopał, lub robił to oficerowi, który wydawał tam polecenia. Zachowując się przy tym jak dzikus i wariat w jednym, w ataku szału. Pewnie tak robią - choć jest to trudne, bo jednak filmów wojennych i o wojsku powstało od groma, więc trudno tak całkiem zapomnieć o obrazach w nich pokazywanych. Związać w kitę i nie będzie tego problemu.
  11. Czy kobietom-żołnierkom też je golą? Jeśli nie, to czy oznacza, że żołnierki masowo mają wszy? O problemie wszy można mówić chyba odnośnie warunków w okopach i dawnych koszarach o fatalnych warunkach sanitarnych, a nie tego, z czym mamy do czynienia obecnie. Poza tym, czy norwescy żołnierze, którzy mogą mieć długie włosy, masowo doświadczają problemu wszy? Policjantki mogą nosić długie włosy, a policjanci nie - czy tę zasadę też uzasadniasz kwestią wszy? Czy może to po prostu kwestia jakiegoś stereotypu, że mundurowy mężczyzna ma być "prawdziwym mężczyzną", a "prawdziwy mężczyzna" nosi krótkie włosy, a nie jak hipis czy metalowiec, a przy tym wynika z jakiegoś przekonania, że krótkie strzyżenie to element dyscypliny i jednolitości wizerunku żołnierzy? W XIX w. żołnierze mogli nosić długie włosy, i nieraz je nosili. Dopiero później ktoś sobie wymyślił, że żołnierzy należy strzyc na krótko. Niezależnie czy w warunkach wojny, czy pokoju. Na szerszą skalę takie podejście pojawiło się bodaj gdzieś w okolicach I wojny światowej. I o ile można zrozumieć, że w czasie wojny żołnierz nie miał okazji dokładnie zadbać o włosy, to przymusowe strzyżenie poborowych w czasie pokoju jest po prostu elementem ich udupiania i tłamszenia zwanego eufemistycznie "dyscypliną". Skąd ta informacja? Zaraz: twierdzisz, że wojsko uznaje kobiety za bardziej nieprzewidywalne od mężczyzn i dlatego nakazuje mordowanie ich najpierw, przed mężczyznami? Kto wymyślił coś takiego, nie mam pojęcia. Twierdzisz, że żołnierzy też to dotyczy? Wyszkolonych specjalnie do zabijania, i nieraz mających doświadczenie w tej materii, i często nienawidzących swoich wrogów i przekonanych, że ci wrogowie zasługują na śmierć? Przecież podczas walk w zabudowaniach dochodzi np. do walk na bagnety i noże. Kojarzysz może scenę z "Szeregowca Ryana", w której Mellish walczył w budynku z esesmanem, który w końcu go zasztyletował. Esesmani nigdy nie mieli oporów przed bezpośrednim mordowaniem - wręcz sprawiało im to radość i satysfakcję. Ogólnie w tym filmie jest sporo scen walk z całkiem bliskiej odległości.
  12. Patton ujął kwestię walki zbrojnej w taki sposób: "Celem wojny nie jest śmierć za ojczyznę, ale sprawienie, aby tamci sku***ele umierali za swoją". Więc jak najbardziej można nazywać rzeczy po imieniu i nie trzeba nikogo odczłowieczać ani nazywać "celem". Można wydawać rozkaz "zabij go". Używać formy osobowej. A rozkaz w stylu "wyeliminuj cel" czy "zlikwiduj cel" w przypadku, gdy odnosi się do zabicia konkretnego wroga, wywołuje aż chęć poprawienia dowódcy go wydającego i odwarknięcia mu "Popier***iło cię, żeby mówić w taki sposób". Używanie formy bezosobowej to jakiś absurd. Przecież na wojnie chodzi właśnie o zabijanie, prawda? Np. na wojnie Rosji z Ukrainą, im więcej Rosjan zostanie zabitych, tym lepiej - bo tym bliżej zwycięstwa będzie Ukraina. Podobnie, im więcej Rosja straci czołgów, wyrzutni rakiet, samolotów, fabryk itd. "Mózg to inaczej odbiera"? Cóż, mój mózg odbiera absurdalnie sformułowany rozkaz chęcią poprawienia tego, kto go wydaje, i szydzenia z niego, uznania za popier**leńca. Myślałem, że żołnierze walczący na wojnie nienawidzą żołnierzy przeciwnika, życzą im śmierci w męczarniach, są bardzo mocno przekonani, że ci żołnierze wroga zasługują na śmierć, na zabicie, i garną się do wymierzenia im sprawiedliwości, do zabijania ich setkami i tysiącami, chcą widzieć ich cierpienie i lejącą się krew, odrywane ręce i chcą słyszeć ich agonalne jęki. Więc że mówienie o zabijaniu jest czymś całkowicie naturalnym. Zresztą, nie zdziwiłbym się, gdyby w armiach z poboru żołnierze bardzo często żywili podobne uczucia również wobec własnych dowódców, i gdyby podczas bitew wielu oficerów ginęło tak naprawdę od kul swoich żołnierzy, mimo że oficjalnie byli zaliczani jako polegli w boju. W takiej Armii Czerwonej było wielu komisarzy politycznych i oficerów "Smierszu", których na ogół żołnierze się i bali, i nienawidzili. Z kolei w czasach poboru i "fali" w WP wyglądało to pewnie jak w "Samowolce". Zero wzajemnego szacunku, tylko gnojenie jedni drugich. Walki miejskie, walki w zabudowie, walki na ulicach - czyli m.in. walki uliczne. O takie chodziło. Nie o walki kiboli. Jak ktoś wspomina o "uśpieniu psa", to zawsze mam wtedy ochotę spytać: "A jak już pies się obudzi po uśpieniu, to co wtedy?". Powtarzam: zawsze należy nazywać rzeczy po imieniu, a nie wydziwiać z nazwami i określeniami. Nazwanie zabicia żołnierza przeciwnika to coś jak nazwanie krawata "zwisem męskim", który z kolei kojarzy się z siusiakiem. A czy to czasem właśnie nie działa motywująco, na zasadzie "zabij go", bo w domyśle ten, który ma być zabity, to wróg zasługujący na śmierć? Czy żołnierz mający zabić wrogiego żołnierza nie nienawidzi go i nie życzy mu śmierci, nie garnie się do wymierzenia mu sprawiedliwości? A z jakimi krajami mogącymi zaatakować Francję, Holandię i Niemcy, graniczą te kraje? Chodzi o to, że Finowie i Norwegowie są lepiej wyszkoleni i lepiej zaznajomieni z obsługą sprzętu wojskowego niż Polacy? I nadal chciałbym wiedzieć, dlaczego twierdzisz, że "najpierw likwidujesz płeć przeciwną... a dlaczego to już może nie będę pisał ale jest pewna zależność która nakazuje to zrobić i to się sprawdza" - i o jaką zależność tutaj chodzi. Bo zupełnie nie wiem, o czym mówisz.
  13. To oczywiste. Mówiłem o ZSW w czasie pokoju, nie o realiach wojny. Różnica ogromna. Nie mówię o sentymentach, tylko o nazywaniu rzeczy po imieniu. O tym, żeby zabijanie zawsze nazywać zabijaniem. Zawsze. Eufemizmy są idiotyzmem i absurdem. Na tej samej zasadzie, absurdem i idiotyzmem jest mówienie o "usypianiu psów" czy innych zwierząt domowych, gdy mowa o ich zabijaniu. Albo o "regulacji populacji" czy "odstrzale", gdy chodzi o zabijanie dzikich zwierząt. Nie zakłamujmy rzeczywistości. Jasne, że nie. Mówiłem o przypadkach mordowania cywilów przez bandytów w mundurach wykonujących rozkazy innych bandytów w mundurach takich jak Ratko Mladić czy William Calley. To im oraz im podobnym należałoby zgotować los taki, jaki opisałem poprzednio. Ja też. Choć akurat mnie wioska praktycznie zawsze kojarzyła się z cichymi działkami rekreacyjnymi, a mniej z rolnictwem czy hodowlą. No ale to wynik takich a nie innych doświadczeń. Radio Chlew i Żiżej Skwarka pochodzą z Podlasia. Może tam w latach 90. rolnicy byli właśnie tacy, jakimi ich opisali w swoich piosenkach.
  14. No tak - koszarowanie ludzi, przymusowe strzyżenie ich na krótko (a dlaczego żołnierz nie może nosić fryzury takiej, jaka mu się podoba, jak np. w Norwegii, o której sam wspomniałeś?), zmuszanie do wstawania o barbarzyńskiej godzinie, bez oglądania się na to, czy ktoś np. cierpi na przewlekłą bezsenność i o godz. 6 ma za sobą trzy godziny snu (jaki wpływ na zdrowie ma to, że codziennie przez rok sypia się średnio trzy godziny?), traktowanie wszystkich jako jednakowych i niczym się nie różniących bez oglądania się np. na to, że jeden żołnierz waży 50 kg, a drugi 100 kg itd. Ludzie są różni, mają różne warunki fizyczne i psychiczne, a instytucje takie jak wojsko ignorują te różnice i zmuszają wszystkich do tego samego, choć są oni w bardzo różnym stanie. Ciekawe, skąd takie różnice między Finlandią a Norwegią. Mógłbyś podać jakieś linki, źródła informacji, w których je znalazłeś? Bo nie słyszałem o tym, o czym tu wspomniałeś odnośnie Finlandii i Norwegii. Tu zgoda. Choć ogólnie to uważam, że przymusowe koszarowanie ludzi w czasie pokoju nigdy nie jest dobre. Jeśli ktoś ślepo wierzy w moc nakazów i zakazów oraz pruskiej dyscypliny, to może tak uważać. Jeśli jednak ma pojęcie o neuroróżnorodności, to nie stwierdzi czegoś takiego. Poza znikomą pamięcią roboczą, mam też słabą pamięć krótkotrwałą. Gdy człowiek uczy się jakichś procedur, to takie ograniczenia są dla niego naprawdę poważnym utrudnieniem. Zaraz - czyli mówisz, że gdy oficer każe żołnierzowi zabić kobietę, to zamiast "zabij ją" mówi "wyeliminuj cel" lub "zlikwiduj cel"? To chcesz powiedzieć? Dobrze zrozumiałem? Chore i zwyrodniałe. Kto to wymyślił? I czy takich samych sformułowań oficer-bandyta używa, gdy każe żołnierzowi zamordować cywilów, np. wszystkich mieszkańców wioski? Jeśli tak, to... cóż... oficerowi, który mówi coś takiego i wydaje taki rozkaz, należy strzelić z pistoletu w wątrobę i jądra, potem połamać mu ręce i nogi, wydłubać oczy i nasrać na mordę, zanim zdechnie. Zero szacunku dla takich zwyroli. Niech dostają to, na co zasługują, niech piją własną truciznę. To samo z typami takimi jak sierżant Hartman z "Full Metal Jacket". Tyrani odczłowieczający tych, którzy są niżej rangą od nich, nie zasługują na nic lepszego. Oni nie kwalifikują się ani do sądu wojennego, ani nawet do sądu dla ludożerców (nawiązując do cytatu z kapitana Wagnera z "C.K. Dezerterów"). Chodziło o to, że skoro ta piosenka (z 1999 zresztą) jest o tym, że rolnicy to tak często brudne i śmierdzące chamy, to znaczy, że zarówno "coś musi być na rzeczy", jak i że część ludzi, w tym zapewne również decydentów, właśnie tak postrzega rolników. I dlatego ich nie szanują. Stereotypy trzymają się mocno. Choć nie wykluczam, że od 1999 - od tego czasu przecież Polska m.in. weszła do UE i otrzymała unijne fundusze, także na rozwój wsi, a rolnicy otrzymali unijne dopłaty - sporo się w tej kwestii zmieniło. Pytanie, ile. No ja o rakietach zupełnie nic nie miałem na lekcjach PO.
  15. Obie picie? Czyli jedna picia i druga picia? o_O Może gdy dochodzi do walk ulicznych, gdzie widzi się twarze przeciwników, tak jest - nie wiem. A może to zależy. Podobno w historii wojen było ileś kobiet-snajperek, które radziły sobie naprawdę dobrze w zabijaniu przeciwników. Bandyci z wyższym wykształceniem - po politechnikach i uniwersytetach medycznych? Chyba mało prawdopodobne. Ale walki uliczne i pojedynki snajperów też mają miejsce, prawda? A czy tu nie mają wpływu wrodzone predyspozycje, np. pamięć robocza? Ja mam znikomą pamięć roboczą, przez co nigdy nie opanowałem np. układów równań, wielomianów, funkcji i podobnych złożonych zadań matematycznych. Również gdy miałem wykonywać jakieś zadania polegające na wykonaniu określonych manualnych czynności w określonej kolejności, to wszystko mi się mieszało, kolejność i sposoby mi się mieszały, i nawet gdy ktoś mi pokazał coś i powtórzył 30 razy, to ja nadal myliłem. I nie ma to nic wspólnego z pochodzeniem. O tym nie słyszałem. Zawsze wydawało mi się wręcz, że heteroseksualnemu mężczyźnie bardzo trudno byłoby zamordować kobietę, chyba że będącemu skończonym patusem, bandytą i mizoginem. W liceum w roku szkolnym 2003/2004 miałem przysposobienie obronne - choć tam skupiano się o wiele bardziej na pierwszej pomocy i resuscytacji niż na kwestiach rzeczywiście dotyczących obronności. O wojsku, komisjach lekarskich, rutynie dnia w koszarach itd. były tam tylko wzmianki. Było tam też o broni chemicznej i biologicznej i o różnych zagrożeniach, np. upałach i klęskach żywiołowych. W Finlandii, jak to Skandynawii, przede wszystkim obywatele w bardzo dużym stopniu utożsamiają się z własnym państwem i mu ufają. To nieporównywalna rzecz do Polski czy innych społeczeństw post-niewolniczych, włączając post-feudalne. Państwo jest postrzegane przez polskich obywateli jako obca rzecz, której w żadnym razie nie można ufać ani spodziewać się czegokolwiek dobrego czy wspierającego. W Polsce trudno wyobrazić sobie instytucję taką jak Barnevernet (który zresztą nieraz działa w karygodny sposób i przedobrza z wtrącaniem się między rodziców a dzieci). Może np. dlatego.
×