Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nrilliree

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nrilliree

  1. Przepraszam jeśli zły dział, nie wiedziałam, gdzie temat pasowałby najbardziej. Chcę dostać się na oddział dzienny psychiatryczny i telefonicznie podałam już wszystkie dane, teraz mam czekać aż zadzwoni koordynator "w ciągu kilku dni". Dzwoniłam do nich przedwczoraj, we wtorek mam comiesięczną wizytę u psychiatry i obawiam się sytuacji, w której zgodzą się mnie przyjąć, ale zadzwonią po wizycie. To wizyta prywatna, bo w moim rejonie na NFZ czeka się grubymi miesiącami, nietania, więc nie bardzo widzi mi się iść kilka dni później po samo skierowanie. Czy ktoś był na oddziale dziennym i wie, czego wymagają oprócz skierowania i podsumowania choroby, bo tylko o tym dowiedziałam się przy rejestracji? Chciałabym wziąć od psychiatry papiery w razie "w", żeby mieć je gotowe jeśli zdecydują się mnie przyjąć. I z tym oddziałem mam też pewien problem - przebywam aktualnie na zwolnieniu od psychiatry, które przeplotło mi się ze zwolnieniami od chirurga, i 182 dni miną mi 22 maja. Jeśli miałabym dostać się na oddział dzienny na trzy miesiące, raczej wykluczałoby to pracę, bo muszę tam dojechać (30 km od mojego miasta) i tam przebywać. Sądzicie, że jeśli mam CHAD i osobowość chwiejną emocjonalnie z dużymi tendencjami do okaleczeń, a do tego oczekuję na przyjęcie na taki oddział (a w międzyczasie uczęszczam do psychologa i na terapię dla współuzależnionych), to byłaby szansa na to, żeby ZUS klepnął świadczenie czy ktoś miał z tym do czynienia i raczej nie ma co się łudzić?
  2. Witam. Od kilku tygodni lekarz zmienił mi farmakoterapię (wcześniej leczyłam się z rozpoznaniem F41.1 i F60.3, jednak po pewnym czasie padła diagnoza F31) i aktualnie biorę Cirabax 40, Symlę 100 mg i Olzapin 10 mg, wcześniej Citabax i Zolafren. Czy ktoś z was miał może po którymś z leków nasilone sny samobójcze? Biorę Olzapin i Symlę wieczorem, bo nie mogłam spać, a nagromadzenie snów wzrosło mniej więcej z podniesieniem dawek leków (wszystko w górę, wcześniej Citabax 20 i Symla 50). Nie mam zbyt natarczywych myśli samobójczych, przynajmniej nie aktualnie, ale sny zaczynają dobijać. Są tak realistyczne, że kiedy ostatniej nocy śniłam o tym, że wieszam się w altanie i zawieszam sznur na haku do podwieszania fotela, to rano musiałam upewnić się, że sznur tam nie wisi. I niemal co nocy wieszam się, skaczę z kładki do jeziora (nie umiem pływać, w ostrej fazie depresji właśnie tak to planowałam) albo ostro się samookaleczam. Do wizyty u psychiatry jeszcze dwa tygodnie, terapia zaczyna się dopiero od kwietnia, stąd chciałabym wiedzieć, czy ktoś może ma podobnie i jakoś sobie z tym radzi
  3. Od dłuższego czasu mój nastrój to ciągłe górki i dołki. Mam okresy, w których czuję, że świat jest mój. Wstawałam rano i czułam, że to jest właśnie to, szłam do pracy i wszystko szło świetnie. Plany sprzedażowe z założeniem miesięcznym realizowałam w tydzień, góra dwa. Był dzień, w którym potrafiłam sama zrobić dwieście procent założonego planu miesięcznego na ubezpieczenia w oddziale. Po prostu czułam, że wszystko mogę, wszystko się uda i mogę zrobić to, cokolwiek sobie założę. Powiedziałam, że sprzedam coś każdemu klientowi w kasie? Robi się. Powiedziałam, że hej, wsiadam do samochodu i jadę dwieście kilometrów nad morze? No to jazda. Naszła mnie ochota na zakupy? Mogłam pójść i wydać połowę wypłaty na rzeczy, których nie potrzebowałam, bo potem przecież jakoś to będzie. Wszyscy byli zachwyceni… aż przychodził dołek. Ogarniało mnie takie poczucie beznadziei, że nie potrafiłam zmusić się do niczego ani w życiu zawodowym, ani prywatnym. Odcinałam się od ludzi, irytowali mnie, nie chciałam z nimi rozmawiać i ciężko było mi zmusić się do rozmowy z klientem choćby o pogodzie. Wszystko mnie irytowało, zwykłe zwrócenie mi uwagi skutkowało tym, że złość zaczynała we mnie buzować. Nerwica łapała mnie przez cały czas, drżały mi ręce, miałam duszności, nie mogłam na niczym się skupić. Bezsenność to była norma – nie mogłam spać do trzeciej i budziłam się o szóstej, często z przerwami. Myśli o wjechaniu pod tira i rzuceniu się z mostu to codzienność. Pewnego dnia nie mogłam równo ułożyć włosów, więc pod wpływem impulsu po prostu obcięłam kosmyk przy czole. Teraz noszę grzywkę. Ale potem wracała górka i jakoś brnęłam dalej. Ostatnio jednak w pracy posypały się zwolnienia i zmieniono nam kierownictwo. Zaczęło się raportowanie co pół godziny, wyzwiska i groźby, bo niczego nie sprzedałam i nic nie robię, bo moją pracą jest sprzedaż i telemarketing, a nie obsługa kasowa klientów w placówce (pracuję w banku, nie mogę odmówić opłacenia rachunków przez klienta, ale dla kierownika tylko sprzedaż to prawdziwa praca), zmuszanie (oczywiście ustne, żeby nie było tego na piśmie) do robienia rzeczy niezgodnych nie tylko z regulaminem, ale i prawem. Kłamstwa, naciągowo, wręcz wyłudzanie. Kiedy odmówiłam robienia takich rzeczy, zaczął się mobbing pełną gębą. W naszej pracy nikogo nie zwalniają, po prostu zgnębią człowieka tak, że sam się zwolni. Przez to wpadłam w taki dołek, że przedawkowałam Zoloft i trafiłam na SOR z zespołem serotoninowym i zatruciem. To był moment, w którym powiedziałam sobie dość i po dwóch latach wróciłam z powrotem do psychiatry. Od pięciu tygodniu jestem na zwolnieniu lekarskim i sama myśl o tym, że mam wrócić do tej pracy wywołuje u mnie drżenie rąk jak u alkoholika i biegunki, bo wiem, że moja kierownik tylko czeka aż wrócę do oddziału. Zwolnienie lekarskie to dla niej cos nie do pomyślenia, bo słabi nie nadają się do tej pracy. Wiem, że muszę zmienić pracę, bo ta mnie wykończy, ale sama myśl o zmianie w tej chwili mnie przeraża. Biorę Escipram i Pregabalin rano i wieczorem, ale póki co nie czuję zmiany. Ostatnio jednak znów zaliczyłam górkę. Po prostu obudziłam się pewnego dnia i znów czułam, że wszystko mogę. Wysłałam multum CV, przemalowałam garaż, wysprzątałam dom od piwnicy po strych, bo wreszcie miałam na to siłę i chęć, przefarbowałam włosy, bo taką miałam ochotę, wszystkie lęki odeszły w zapomnienie. Tylko ten czas znów minął i znowu od dłuższego czasu tkwię w tym dołku, w którym nie potrafię sobie ze sobą poradzić. Próbuję odreagowywać stres w sposoby, które wiem, że są niezdrowe – gryzę policzki od środka do takiego stanu, że czasem nie mogę jeść, obgryzam paznokcie, rozdrapuję rany. Czasem czuję, że muszę zrobić sobie krzywdę i już wiem, że nóż do tapet najlepiej nadaje się do cięcia. Wiem, że to jest złe, wiem, że nie powinnam tego robić, ale to robię. Nie wiem, co mam z sobą zrobić, i martwię się, czy to na pewno "tylko" nerwica lękowa.
×