Tak mi się wydawało, kiedy namówiono mnie do walkę o swoje życie, ale rzeczywistość okazała się jeszcze gorsza od moich wyobrażeń, które i tak były straszne.
Wiem, że najłatwiej jest kogoś wyśmiać i wykpić, pojechać ironią, ale na mnie to już nie robi wrażenia. Całe życie słucham, że jestem bezwartościowym przegrywem, więc już się przyzwyczaiłem. Żałuję tylko, że uwierzyłem przez chwilę, że cokolwiek jednak da się zmienić, że jest dla mnie jakakolwiek nadzieja. Nie każde życie ma jakiekolwiek znaczenie, ja się muszę wreszcie pogodzić z tym, że mam je tylko przetrwać zapewniając najbliższym byt. Gdybym stracił tę możliwość, to już całkiem nie byłoby po co wstawać. A tak przynajmniej żyję, bo muszę.
Cognac, Fobic - dziękuję Wam za dobre słowo, naprawdę to doceniam! Jeśli kogoś pominąłem, to przepraszam!