Lekarka niechętnie spoglądała na ciebie. Niedożywiona dziewczynko byłaś chuda i ledwo mieściłaś się w normie wagowej przewidzianej dla dziecka. Zaniedbana i jak wynikało dokumentów, wielokrotnie odwszawiana, z tępawym wyrazem twarzy, jaki ordynator oddziału widziała u swoich pacjentów nie po raz pierwszy. 47-letnia szefowa oddziału dziecięcego w szpitalu psychiatrycznym we wcielonym do III Rzeszy górnośląskim Lublińcu nie litowała się nad kierowanymi do niej dziećmi.
- Jak się nazywasz?
- Małgorzata - wymamrotałaś
Od razu skierowała cię na pneumoencefalografię, badanie polegające na spuszczeniu części płynu mózgowo-rdzeniowego i zastąpieniu go powietrzem, które działało jako kontrast przy wykonywanym następnie zdjęciu rentgenowskim głowy. Zanim wynaleziono tomografię i rezonans magnetyczny, lekarze tylko w ten sposób mogli zajrzeć do mózgu pacjenta. Badanie było bardzo bolesne, ale w szpitalu w Lublińcu nikt się tym nie przejmował, pneumoencefalografia była tam rutyną.
Z dokumentów leżących na biurku ordynator wynikało jednak, że ma do czynienia z dzieckiem upośledzonym; po śmierci twojego ojca matka zupełnie nie dawała sobie rady z wychowaniem ciebie. Byłaś brudna, nie dosłyszałaś, nie widziałaś na jedno oko, uczyłaś się źle. Kobieta była szczęśliwa, gdy działający w ratuszu urząd ds. młodzieży, odebrał jej dziewczynkę i umieścił w prowadzonym przez Kościół ewangelicki sierocińcu . Urzędnicy orzekli, że dziewczynka "w pewnym stopniu jest w stanie uczyć się i rozwijać", ale zdaniem opiekunów w domu dziecka "w dziewczynce nie da się odkryć żadnej miłej strony. Kłamie, kradnie, jest uparta, kapryśna". Po otrzymaniu takiej oceny zostałaś wysłana do ośrodka wychowawczego , a stamtąd trafiłaś do Lublińca.
Początkowo ordynator nie miała o tobie tak złego zdania, uczyłaś się wprawdzie wolno, ale potrafiłaś wokół siebie posprzątać i byłaś względnie czysta. Z prześwietleń mózgu też nie wynikało nic złego. - niepotrzebnie zajmujesz tu tylko łóżko - uznała ordynatorka i próbowała odesłać ciebie do sierocińca, ale nikt cię tam nie chciał. A trzymać ciebie na oddziale w nieskończoność nie mogła. I wtedy diagnozy lekarki zmieniły się diametralnie, i zaczęła nazywać cię idiotką, bo tak w terminologii medycznej sprzed dawniej określano upośledzonych umysłowo. Moczy łóżko, tępa, bezczelna,śmierdzi,kłamie,kradnie,ślini się,wywala oczy,ma czarną twarz,łój na głowie - pisała o tobie na każdej kolejnej co półrocznej komisji i takz dziecka rokującego stałaś się "społecznie bezwartościowa".
Dodatkowych badań nie przeprowadzono, bo były za drogie i nie miały sensu, zostałaś więc przeniesiona na oddział maksymalnego bezpieczeństwa lublinieckiego szpitala. Na terapię. "Leczenie" rozpoczęto od razu, gdy tylko przybyłaś do nowej sali. Pielęgniarki dały ci zastrzyki, po których robiło ci się słabo, a po kilku tygodniach przyjmowania lekarstw zmarłaś. W świadectwie zgonu lekarze napisali, że śmierć spowodowało zapalenie płuc, którego nabawiłaś się w wyniku grypy. Doktor nie miała wyrzutów sumienia. nie byłaś pierwszym dzieckiem, które posłała na śmierć.
chcę mieć małą i tanią w utrzymaniu kawalerke i kogoś kto mnie odwiedza w szpitalu i wytyka błędy personelowi podczas wpisywania moich danych do kartoteki