Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie_wyrabiam

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Nie_wyrabiam

  1. Tak naprawdę nie wiem, czy to są ataki paniki, wg mnie tak, ale to tylko zgodnie z definicjami. Jak to u mnie wygląda, to chyba w miarę opisałem. Szczególnie jak gdzieś jestem, w sklepie np., to jak wyjdę już jest w porządku :) choć to też nie za każdy razem się zdarzają. Raz, kiedyś. Najgorsze są niepokojące stany umysłu, negatywne myśli, które doprowadzają do poczucia lęki. To są z niczego biorące się myśli, np. "co ja będę robił wieczorem..." - i wyobrażam sobie siebie leżącego i dręczonego negatywnymi myślami, lub np. "kurde, jutro znowu do pracy", "znowu trzeba zjeść śniadanie", z tym, że zamiast mózg przepuścić takie myśli i lecieć dalej z życiem, to zaraz czuje mnie niepokój, lęk, zupełnie niepotrzebnie i jakby nieadekwatnie do tych myśli! Nie do końca też wiem, jak to opisać... To nie jest tak, że muszę mieć cały czas zajęcie, czy ruch, żeby uspokoić myśli. Czasem nawet jadę samochodem, wleci mi w głowę jakiś niepokój, lęk i przez kilka sekund źle się czuję. Pamiętam sytuację, gdzie po weekendzie zakrapianym, na niedzielny wieczór całkiem już trzeźwy i w ogóle, pojeździłem z koleżką samochodem, wysadziłem go pod domem, zapaliliśmy papierosa i nagle taki napad dostałem, że ledwo do łóżka się położyłem. Wsiadłem do auta, tętno ze 200 uderzeń na minutę, panika dosłownie, nie wiadomo z czym związana. Wysiadłem, cały się trzęsąc, położyłem się do łóżka i cudem zasnąłem. Do tej pory powiązałem to z zapalonym papierosem, ale tak naprawdę czasami jadąc z tym kolegą autem, po dłuższej rozmowie, zaczyna się taki stan "przedlękowy", czuję niepokój, mam wrażenie, że zaraz dostanę właśnie chyba ataku paniki, ale do tego nie dochodzi. Nie wiem, skąd to się bierze. No nie mam pojęcia. W każdym razie, znalazłem ciekawy kanał na YT, Odburzeni. Bardzo sensownie prowadzą dialogi, jestem po pierwszym odcinku i już w nim znalazłem kilka odpowiedzi, na nie zadane nawet przeze mnie pytania. Zaczerpnąłem trochę wiedzy na temat lęków, dlaczego wracają, jak działa podświadomość, itp.
  2. Spokojnie, brudów nie mam żadnych. Rodzice wspaniali, życie towarzyskie jak i w związku też w porządku :). Pomijając stres w szkole i na studiach, tak sobie teraz myślę, u mnie w głównej mierze działo się to na kacu. Kiedyś miewałem kaca typowo somatycznego, ból głowy, mdłości, dzień pod kołdrą i przeszło. Natomiast wszystko zaczęło się na pierwszym roku, po dosłownie czterodniowej alkoholizacji w grupie. W piąty dzień miałem silny bodziec stresowy, po którym momentalnie zaczął się stan lękowy. Panika. Przerażenie. Serce waliło, myśli jakbym nie był sobą i lęk, że muszę się męczyć w swoim ciele. Od tamtego czasu czuję non stop bicie swego serca, w każdej sytuacji. 24h. Dodatkowo, mój kac to już nie ból głowy, a lęki, niepokój, dodatkowe skurcze serca. Po tamtym ciągu, że tak to nazwę, stany lękowe miałem tylko dwa razy. Czyli na przeciągu 12 lat. Najgorsze są właśnie te ataki paniki, jak jestem w szczególności sam. Bo jak idę na zakupy z partnerką czy kolegą, wszystko jest w porządku, fobia wtedy przywiera mniejszy wymiar.
  3. Teraz to dopiero mam nerwicę :D Dzięki Bogu nigdy jeszcze nie zemdlałem, ale jestem pewien, że miałem podobnie...
  4. Może i tak, jednak mój umysł "działa" tak, że jakbym dzięki lekom poczuł się lepiej, to po ich odstawieniu miałbym do siebie żal, że nie zrobiłem wszystkiego, by ich nie brać. Na razie nie zrobiłem w tym celu nic, prócz wątku na forum. W takim wypadku, jutro poszukam psychologa. Może terapia przyniesie oczekiwane skutki, zanim sięgnę po lekarstwa.
  5. W życiu bym nie przypuszczał, że takie coś mnie dotknie. Przecież jestem zdrowy psychicznie, nie mam jakichś zaburzeń, czy tam myśli samobójczych, itp. Nie wiem, czy chcę brać jakiekolwiek leki. Dziękuję, za odpowiedź, poszukam pomocy psychologa - ale leków "na głowę" nie ma mowy, że wezmę. Może to być nerwica, nawet jeśli nie jest na stałe, tylko epizodycznie?
  6. Cześć, mam 33 lata. Od kilku lat, właściwie od 17 roku życia, mam swego rodzaju fobię społeczną. Zaczęło się podczas pobytu w technikum, kiedy to musiałem publicznie występować przed całą szkołą i do dziś pamiętam, jak waliło mi serce i cały się trzęsłem. Od tamtego czasu, w mniejszym bądź większym stopniu ta fobia się uwidaczniała. Przez studia przebrnąłem ledwo, każde wystąpienie przed grupą, to był stres. Imprezy na trzeźwo? Zapomnij. Trzęsły mi się ręce, głos, pociłem się. Nerwy powodowały, że często nie wiedziałem, co mówię. Oczywiście, wszystko znikało pod wpływem alkoholu. Problemu z kobietami nie miałem, aczkolwiek pierwszy randki były z reguły stresujące. Żadnych kawiarni, ni miejsc, gdzie będzie widać moje trzęsące się łapska. Później jakoś szło, chociaż każde wyjście do rodziców (partnerki), znajomych, obcych miejsc, na trzeźwo, powodowały dyskomfort, stres i lęki. Dochodziło do sytuacji, nawet niedawno, że zacząłem się stresować nawet siedząc z partnerką w kinie! Są przypadki, gdzie nie mogę nawet zjeść w restauracji, czy napić się kawy, bo stres mi nie pozwala. Wyjście do pubu, dyskoteki, na mecz, na domówki - gdzie będzie spożywany alkohol - tylko, kiedy wcześniej łyknę "na odwagę". Umożliwia mi to spędzenie czasu swobodnie, moje nerwy i stres są uspokajane dawką zmrożonej substancji. W pewnym stopniu przyczyniło się to też do mojego częstego sięgania po alkohol. Lecz proszę, nie o tym w tym wątku. Póki byłem młodszy, jakoś sobie z tym żyłem. Pogodziłem się, że nigdy nie wystąpię w telewizji, nie pójdę do pracy jako kelner/sprzedawca czy wszędzie, gdzie jest kontakt z ludźmi w większym gronie. Pogodziłem się, że nie dożyję 40-ki, że w końcu dojdzie do zawału czy wylewu jak będzie trzeba załatwić coś na mieście. Wszystko się jednak zmieniło, gdy urodził się mój syn. Dla niego chcę i muszę żyć! Jednak ostatnio, sytuacja ma się gorzej. Odczuwam zawroty głowy w miejscach publicznych, bądź przy większej grupie osób. W zależności od mojego stanu psychicznego, nawet jak jestem w gronie najbliższych. Miałem parę sytuacji, gdzie musiałem nawet zakupy w koszyku zostawić na środku sklepu i szybko z niego wyjść, bo pojawiły się: zawroty głowy, zaburzenia percepcji, suchość w ustach, pot i serce, łomoczące jak stukot wierzchowca. Nawet na spacer z dzieckiem nie wychodzę, bo się boję, że się przewrócę. Idąc do Kościoła, zastanawiam się, czy dam radę wrócić do domu. Ciągle mam wrażenie, że się przewrócę, że osunę się na ziemię. Są dni, kiedy jest lepiej, ale są dni, kiedy boję się wyjść z domu. Są sytuacje, kiedy czuję, jakby mi miała głowa wybuchnąć, twarz spłonąć. Ciśnienie miewam czasami pod 200/120. Boję się iść na badania, bo raz jak miałem pobieraną krew mało nie zemdlałem. Boję się mierzyć w domu ciśnienie, bo jak tylko zakładam kołnierz, czuję jak mi skacze do maksymalnych granic. Z cudem czasami sobie cukier z palca strzelę, bo nawet już cukrzycę sobie wmawiałem. Proszę o pomoc, może ktoś miał kiedyś podobne sytuacje. Co robić, jak z tym żyć, gdzie się udać po pomoc? Psycholog, psychiatra?
×