Skocz do zawartości
Nerwica.com

AnnaUlla

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez AnnaUlla

  1. Mój Boże.... poczytałam sobie o tym trochę i... pierwszy raz, jakby ktoś opisał, co ja myślę i czuję, ale nie z perspektywy innych, tylko ''ze środka'', jak ja to widzę... aż mi się słabo zrobiło. Nie wiem, co teraz... Zadzwoniłam do tego lekarza i zapytałam, ale on nie chciał mnie nawet słuchać, powiedział, że podważam jego diagnozę i on wie lepiej... innego nie ma w mojej okolicy a ja jeszcze mam nerwicę i lęki (zdiagnozowane, kiedy miałam 4 lata) i nie bardzo jestem w stanie udać się teraz do gabinetu na większe odległości... Do jakiego stopnia niepełnosprawności upoważnia autyzm i, czy można na to dostać stałą rentę? Nie chciałabym dla siebie takiego życia, ale, może wtedy ludzie by się ode mnie odczepili - jest upośledzona, na utrzymaniu państwa, to trzeba się do niej odnosić, jak do wariata a nie jak do człowieka normalnego... a ja po każdej sytuacji, kiedy ktoś ma do mnie wymagania, jak do człowieka normalnego a ja nie zrozumiem i nie zachowam się, jak powinnam... a potem ten ktoś zaczyna mi dokuczać, mam nawrót nerwicy i reaguję ucieczką... w ten sposób rzuciłam studia w połowie, bo nauczycielka robiła mi problemy. W ten sposób, nie musiałabym przeżywać ciągłego stresu w pracy, albo na uczelni, że znowu będę pośmiewiskiem, tylko siedziałabym już zawsze w domu i robiła swoje... chociaż, żal mi tego, że ja się w sumie uczyłam dobrze i miałabym tego nigdy nie wykorzystać...
  2. Nie sądzę, żeby autyzm, bo to mi się kojarzy z dziećmi, które mają pięć lat i nie potrafią mówić... a ja pierwsze słowo wypowiedziałam mają 5 miesięcy a mając 9 wypowiadałam dwu-trzy wyrazowe zdania, czemu dziwili się nawet lekarze. Mając dwa lata, komunikowałam się i znałam słowa, jak dziecko 4-5 letnie a mając 4 nauczyłam się czytać i pisać... raczej nigdy nie siedziałam i nie machałam rączkami przed nosem a bawiłam się normalnie, chociaż, to prawda, że lubiłam układać gazetki będące z jednej serii w linii, ale to tylko po to, żeby sobie obejrzeć i porównać okładki na dany miesiąc z różnych lat... i, ja jeszcze kojarzę, że te osoby nie lubią dotyku a ja bym chyba umarła, jakbym się chociaż ze 2 razy dziennie do kogoś nie przytuliła i ta potrzeba mnie czasem gubi, bo naruszam ludzką przestrzeń osobistą, kiedy ja potrzebuję i czuję, że muszę a ktoś nie chce... W sumie, na temat autyzmu wiem tylko tyle, bo moja mama przyjaźniła się z kobietą, która potem urodziła chłopca z tą chorobą i, z tego, co pamiętam, to tak właśnie się zachowywał. A ja nie jestem upośledzona... uczyłam się dobrze - w liceum byłam druga najlepsza w całej szkole. Chyba nie można być upośledzonym do wszystkiego, poza nauką?
  3. Tak, garbię się od dziecka. Mama chciała, żebym chodziła na gimnastykę korekcyjną, ale po drugim spotkaniu mnie wyrzucili... jak ze wszystkich innych kółek i zajęć. I teraz ja już się nawet nie umiem wyprostować. Poszłabym na rehabilitację, ale jestem już chyba za stara...
  4. Tyle, że to nie chodzi o to, że ja WIEM, że czegoś nie zrobiłam, bo mi się nie chciało. To chodzi o to, że ja NIE UMIEM się domyślić, że miałam to zrobić. Nie umiem czytać intencji i aluzji. Np. kiedy ktoś mi powie, że zaraz się potknie o miotłę, którą zostawiłam po zamiataniu w przedpokoju, ja nie zrozumiem, że mam ją zabrać na pawlacz, dopóki mi jasno tego nie powie. Dzisiaj np. było takie zdarzenie. Mama trzy razy mi mówiła o tej miotle, ale w żartobliwym tonie i dopiero po południu przyszła do mnie zła mówiąc, że mi mówiła o tej miotle aż 3 razy a ja jej nie zabrałam... a ja się zdziwiłam, bo przecież mi ani razu nie mówiła, że mam ją zabrać, tylko coś tam o niej żartowała... poczułam się dosłownie upośledzona. Innym razem, kiedy mamy nie było w domu, znalazłam potrawę w lodówce a, że byłam głodna, zjadłam ją. I mama przyszła, zobaczyła talerz na stole i bardzo się zdenerwowała. I, z tego, co mówiła, zrozumiałam, że była zła, że ja tę potrawę zjadłam, zaczęłam, jak zwykle płakać i uciekłam do siebie. A, kiedy ochłonęłam i przyszłam porozmawiać, okazało się, że chodziło o to, że nie wyniosłam talerza do kuchni. Dla mnie mechanizm był taki - miałam tego teraz nie jeść i mama była zła za talerz, bo, przez to, że go zobaczyła, wydało się, że ja to zjadłam. A to chodziło tylko o to, że ja go nie wyniosłam... Był taki czas, że kiedy chodziłam do szkoły, przez dwa lata próbowałam mamie przekazać, że to, że mnie popędza, stresuje mnie i pod wpływem stresu, wszystko mi leci z rąk i automatycznie robię to wolniej... wciąż to tłumaczyłam i nie rozumiałam, dlaczego mama się na mnie denerwuje, kiedy to mówię. A potem, jak byłam starsza, powiedziała mi, że ona to, co mówiłam rozumiała jako "to, że mnie popędzasz wywołuje u mnie złość i na złość tobie robię wszystko wolniej". A ja czułam, że mówię jasno... Takich rzeczy jest cała masa. Ja bym chyba musiała robić notatki, żeby zrozumieć, czego ludzie ode mnie chcą i oczekują... ale już nie mam siły. Bardzo cierpię sama, ale chyba nie ma szans, żeby mnie ktoś zrozumiał... a ja już nie chcę tak żyć...
  5. Nie rozumiem dlaczego Ja tak bardzo się staram, ale czuję, że od ludzi oddziela mnie jakaś niewidzialna ściana - ja nie rozumiem ich, oni nie rozumieją, że ja nie umiem się nauczyć niektórych rzeczy... no po prostu, ile bym czegoś nie powtarzała, zapamiętać nie mogę. Przyznam, że nie rozmawiałam z żadną nową osobą na żywo od 5 lat... po prostu mam dosyć tego, że po dwóch dniach jestem pośmiewiskiem całej grupy, chociaż, robię wszystko, żeby mnie polubili... mnie nawet na forach wyzywają. Czuję się czasem jak z kosmosu i to tak boli, bo ja bardzo potrzebuję kogoś bliskiego, kim mogłabym się opiekować... ale nikt nie chce nawet zapytać, co ja czuję, bo inni wiedzą lepiej A ja nie umiem im tego przekazać tak, jak naprawdę jest bo odbierają mnie odwrotnie... niestety, chyba tutaj też będzie tak samo. Nie mogę uwierzyć, że jestem takim potworem... zostaje mi chyba tylko umrzeć... Bez pasji żyć nie umiem - kiedy jest czas, w których nie mam żadnej, mam obniżony nastrój, czuję pustkę, nawet mi się wstawać nie chce... wtedy to już w ogóle nie mam o czym gadać i po prostu siedzę cały dzień i scrolluję facebooka albo łażę bez celu po mieście... to są straszne okresy.
  6. Pisałam to już na innym forum, ale nikt mi nie odpisał a już mam po prostu dość, więc przepiszę to tutaj - może ktoś mi doradzi Jak w tytule. Jestem kompletnym dziwolągiem od dziecka, czy wręcz jestem po prostu głupia. Jak bym się nie starała, zawsze wszystko, co robię wychodzi mi na odwrót a ja nawet nie rozumiem, dlaczego. Zacznę może od początku: - nie potrafię nawiązywać kontaktów z ludźmi - i to nie chodzi o to, że jestem nieśmiała, bo absolutnie nie jestem. Lubię ludzi, lubię z nimi przebywać, ale zwyczajnie nie mam pomysłu, o czym z nimi rozmawiać. Mnie od początku interesują inne rzeczy. Nie widzę, np. sensu w rozmawianiu o tym, co ktoś kupił tego dnia, czy co było w pracy, jeśli nie zdarzyło się coś naprawdę śmiesznego, czy nieoczekiwanego. Ja mam ''pasje'' - to znaczy, przez rok-dwa interesuję się jakąś dziedziną, bardzo wąską i taką zazwyczaj nietypową do interesowania się i, zwyczajnie nie mam ochoty rozmawiać na inne tematy. A, że bardzo chcę te kontakty podtrzymywać, zazwyczaj męczę się albo ja, kiedy muszę słuchać o czymś, co dla mnie jest oczywiste typu ''złapałam autobus i pojechałam do centrum, poszłam tu i tam, itd.'', albo ktoś się męczy, bo musi słuchać o moich obecnych zainteresowaniach, bo inaczej ja nie mam nic do powiedzenia. Nie potrafię zagadać do obcej osoby, bo tak jakby, kiedy nie wiem, czym ta osoba się interesuje i, jak myśli, nie przychodzi mi do głowy co i o czym powiedzieć w tej pierwszej rozmowie. Nie jestem nieśmiała, ale mam jakąś blokadę. Długo uchodziłam w szkole za dziwoląga i przez ostatnie trzy lata podstawówki spotkałam się z prześladowaniem, co spowodowało, że długo, bałam się gadać z ludźmi ze strachu. Ja szybciej mówię, niż myślę i zazwyczaj zawsze i tak się przy ludziach zbłaźnię i dopiero po czasie zorientuję o co chodziło i dlaczego się śmiali. - ludzie uważają mnie za egoistkę, kiedy ja nie jestem. Mam czasem, wydaje mi się za dużo empatii - kiedy widzę jakieś cierpienie, płaczę i natychmiast chcę pomóc. Udostępniam wszystkie zbiórki, staram się opiekować bliskimi, ale wygląda to u mnie tak, że oni uważają, że ja czegoś od nich chcę i dlatego to robię. Większość ludzi, nawet tych, którym bym nieba przychyliła, ma o mnie bardzo złe zdanie i uważają, że ja myślę tylko o sobie. Z tym, że to nie prawda, ja po prostu jakoś nie myślę, jeśli widzę jasno to cierpienie, to je widzę, ale nie umiem czytać między wierszami i, jeśli ktoś mi nie powie, że potrzebuje pomocy, czy, że go boli, ja się nie domyślę, czy nie zauważę. Czasem też, okazuje się, że ktoś jest na mnie zły, bo oczekiwał ode mnie czegoś a mi po prostu nie przyszło do głowy, żeby to zrobić, bo wiele takich empatycznych zachowań nie jest dla mnie jakby naturalnych i musiałam po prostu zapamiętać, że jeśli ktoś mówi tak i tak, to znaczy, ja powinnam zrobić tę albo inną rzecz. Ciężko mi też po wyrazie twarzy człowieka poznać, czy on jest smutny, zły, czy jakiś inny. Dla mnie, każda mina jest taka sama i, nie rozumiem, jak ktoś po oczach poznaje czyjś nastrój. Ja mogę to zrobić, jak oglądam film, ale może to dlatego, że tam aktorzy grają to te wyrazy twarzy są bardziej, jakby ''wyraziste'' a w życiu to takie niuanse, których ja nie widzę po prostu. Czasem, ktoś ma do mnie pretensje w towarzystwie, że go obraziłam, że powiedziałam coś nieuprzejmego a ja nawet nie wiem, kiedy i co. Ludzie cały czas mówią, że ich nie słucham i lekceważę tylko dlatego, że nie patrzę im w oczy - ale ja, jak na kogoś tak patrzę, nie mogę się już skupić na tym co mówi, stresuje mnie czyjś taki mocny wzrok, czuję się w pułapce nawet, jak to ktoś bliski... nie wiem, dlaczego. - ja mam emocje trzylatka, łatwo mnie wyprowadzić z równowagi i kiedy coś mnie zdenerwuje, to płaczę, krzyczę i gadam bzdury, które sprawiają innym przykrość, ale nie dlatego, że chcę im ją sprawić, tylko dlatego, że to jedyny sposób, który pomaga mi rozładować emocje. Jeśli jestem zdenerwowana, i sytuacja mnie przerasta, to reaguję po prostu histerią, potrafię zaatakować osobę formalnie wyżej ode mnie, chociaż wcale nie chcę, ale po prostu sobie nie radzę z tą emocją... - jestem w życiu kompletnie niesamodzielna, nie potrafię zapamiętać np. co jak posprzątać, czy umyć i robić tego w ten konkretny sposób, ''bo mi tak niewygodnie'' i, ile bym sobie nie obiecywała, że zrobię to po ludzku, i tak robię to po swojemu. Przeszkadza mi bałagan, ale tak jakby wolę, żeby ktoś posprzątał za mnie a ja siedzieć nad obecną ''pasją'', bo nie umiem się jakoś zmobilizować do tego, czego nie lubię. Tak naprawdę chętnie bym to zrobiła sama, wiem, że to egoistyczne i powinnam sama, ale po prostu nie umiem robić rzeczy, których nie lubię. I tak pranie może spleśnieć w pralce, jeśli ja mam transmisję, czy serial dwa dni z rzędu i w końcu i tak, mama to zrobi. Chociaż ja tak naprawdę chcę. Byłam u lekarza i powiedział, że mam cechy 5 różnych zaburzeń osobowości, do tego w bardzo ciężkiej postaci. Tylko, że on też powiedział mojej mamie, że ja jestem egoistką, która widzi tylko siebie i nawet jej nie kocha a martwi się na zasadzie ''bo nie wiem, czy sobie bez niej poradzę, to lepiej, żeby była''. A to nieprawda. Ja bym oddała za moją rodzinę życie, tylko jakoś nie umiem im tego okazać w normalny sposób. Dla mnie to jest tak, jakbym ja mówiła komuś, że niebo jest niebieskie a on mi odpowiadał ''dlaczego myślisz, że niebo jest zielone?'' Nie rozumiem, dlaczego ludzie odwrotnie odczytują moje intencje. Czytałam o tych zaburzeniach, które on wskazał, ale to nie jestem ja, ja tak nie czuję i nie myślę, tak mnie widzą ludzie na zewnątrz... powiedzcie mi, czy ja się łudzę, że jestem inna a naprawdę jestem taka zła? Czy to ja sobie wmawiam, że czuję inaczej, niż mnie widzą inni? Ja już nie wiem sama...
×