Skocz do zawartości
Nerwica.com

zibex92

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zibex92

  1. Autorze, jak się trzymasz?
  2. ...ale też w temacie optymizmu. Jako że dziś mam doskonały humor, a przy tym nie mam z kim spędzić wieczoru - jest tu ktoś z Katowic i okolic, kto chciałby się spotkać i pogadać, nie tylko o nerwicy?
  3. zibex92

    Dobry wieczór

    Drodzy Forumowicze Kontaktuję się z Wami nie tylko z uwagi na to, co widnieje w tytule/nazwie forum, ale też (a w zasadzie głównie) z uwagi na znaczny deficyt kontaktów społecznych. Mam 30 lat, w terapii od ponad pół roku (z pewnymi efektami). Co ciekawe (i chyba istotne z punktu widzenia uczciwości wobec Was), jestem praktykującym psychologiem, jednak podkreślam, że nie przybywam tu bynajmniej w celach zawodowych (choć w razie potrzeby mogę posłużyć jakąś wskazówką). Po prostu często bywa że szewc bez butów chodzi, i być może to jest ten przypadek Nie chcę w pierwszym poście zanudzać Was opisem swojej sytuacji, tym bardziej że zakładam, iż przyjdzie na to jeszcze czas i przestrzeń. Obecnie jestem na etapie kształtowania swojej tożsamości, gdyż dotychczas nie było ku temu warunków. Zbieram się do kupy po nieudanych związkach, w których w zasadzie nie uczestniczyłem, panicznie bojąc się odrzucenia. Nie wiedziałem zupełnie kim jestem i jak mam się odnaleźć. Szukałem siebie sam, często na piechotę i niezwykle okrężną drogą, gdyż w moim życiu nie pojawił się nikt, kto pokazałby mi gdzie, jak i którędy iść. Obecnie sam zaczynam to dostrzegać, ale dzieje się to bardzo powoli, choć konsekwentnie. Mam głęboką nadzieję że tak pozostanie, a interakcja z Wami będzie dla mnie kolejnym krokiem na drodze do osiągnięcia celu. Witajcie serdecznie!
  4. zibex92

    nerwica

    Drodzy Forumowicze i Nerwicowcy Piszę ten tekst po raz drugi, ponieważ gdy pisałem go za pierwszym razem padł mi dysk w laptopie, co niestety przerwało mój ówczesny strumień świadomości. Być może dzisiejsza wersja nie będzie się znacząco różnić od poprzedniej, niemniej ubolewam, gdyż mam wrażenie że ta poprzednia była "w punkt", doskonale oddająca istotę sprawy i wszystkich moich "przejść". Z nerwicą zmagam się w zasadzie odkąd pamiętam. Chłodna i nieobecna mama, ojciec nieradzący sobie z emocjami, nieodporny na kłopoty choć na zewnątrz twardy, używający alkoholu jako "regulatora". Wychowywanie w dużej mierze przez nadopiekuńczą babcię - trudno o lepszy grunt do zbudowania osobowości neurotycznej. Po dziś dzień (mam 30 na karku) czuję że ten bagaż który wówczas otrzymałem - bagaż zerowego poczucia własnej wartości, wyuczonej bezradności, poczucie niedopasowania do świata, ciąży mi na plecach. Bywa ze jest go mniej, czasem ściągam ten plecak na chwilę, ale on wraca do mnie natychmiast. A właściwie cały czas mi towarzyszy. A do tego poczucie winy (a także wstydu), które wciąż, w mniejszym czy większym stopniu, jest u mnie obecne. Do pojawienia się i napisania na Waszym forum skłoniła mnie sytuacja która wraca do mnie raz po raz we wspomnieniach, mimo że upłynęło od tego czasu prawie 8 lat. Było to związane z moją ówczesną dziewczyną, i z tzw. tabletką po stosunku, do zażycia której, usilnie ją namawiałem. Uroiłem sobie wówczas, że (mimo braku jakichkolwiek podstaw), mogliśmy "wpaść", więc stwierdziłem że muszę coś z tym fantem zrobić, za wszelką cenę. Nic do mnie nie docierało, żadne argumenty, racjonalizacje, nic. O ile aborcja nie wchodziła dla mnie w grę, o tyle tabletka wydawała mi się wówczas wyjściem "kompromisowym", pozwalającym na uporanie się z lękiem przed jej ciążą - choć w gruncie rzeczy był to chyba lęk przed samym lękiem, gdyż nawet nie spróbowałem wówczas wyobrazić sobie co by było gdyby jednak okazało się, że ona w tej ciąży jest. Dominowało u mnie wówczas poczucie nie bycia gotowym na ojcostwo, zniweczenia jakichś (nie do końca sprecyzowanych) planów na przyszłość, ale przede wszystkim, sama wizja bycia ojcem, podczas gdy sam byłem (i czułem się) wówczas znerwicowanym dzieckiem - kompletnie mnie przerastała. Dziś oczywiście patrzę na to wszystko w zupełnie inny sposób. Dążę do tego, by wreszcie stać się mężczyzną - i by móc zasługiwać na to miano. Ale jednocześnie mam niebywałe poczucie winy - co prawda do zażycia tabletki ostatecznie nie doszło, nie udało mi się jej "zdobyć" (choć w pewnym momencie, podczas rozpamiętywania tamtych wydarzeń, zacząłem sobie wkręcać że jednak mi się udało), to fakt, że byłem gotów w imię swojego lęku i egoizmu narazić bliską mi osobę na, bądź co bądź, ingerencję w organizm, jest dla mnie czymś, co napawa mnie niebywałym wręcz obrzydzeniem w stosunku do siebie. Tchórzostwo jakim się wówczas "wykazałem" przekraczało wszelkie granice przyzwoitości. Wstydzę się za to, i czuję się z tym po prostu fatalnie. Ten wstyd, poczucie winy i poczucie bycia złym człowiekiem, leżały w dużej mierze u podstaw tego, że mój kolejny związek kiepsko wyglądał, a jeszcze gorzej się zakończył. Zawsze czułem że przez to wszystko co Wam tutaj opisałem, nie zasługuję na to, by móc mnie kochać, i by móc mi zaufać. Że jestem niewystarczający. Że muszę po prostu przyjąć to piętno, i tak z nim funkcjonować, do końca życia. Które i tak nie jest wiele warte. Po dziś dzień, mimo uczestnictwa w terapii, to przeświadczenie jest ogromne, i ciążące. Powoli zaczynam rozluźniać ten gorset w który sam się przed laty zapakowałem, ale przychodzi mi to z ogromnym trudem. To chyba wszystko na chwilę obecną, z góry dziękuję za poświęcony czas i refleksje.
×