Skocz do zawartości
Nerwica.com

asiak

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia asiak

  1. a ja się boję duchów, istot astralnych, na d którymi nie mam kontroli, a często po prostu czuję lęk i nie wiem przed czym, to jest okropne
  2. Od stycznia tego roku rozstałam się z mężem, po 17 latach wspólnego zycia. Mój mąż, od 30go roku życia leczy się na epilepsję, która jest oporna na wszelkie jak do tej pory stosowane leki. Każdy jego atak powodował u mnie silne stany lękowe (leczę się na nerwicę lękową i uporczywą bezsenność)przez lata żyłam w poczuciu zagrożenia i lęku o niego, jednak przez myśl by mi nie przeszło ze moglibyśmy się rozstać, starałam się szukać wszelkiej pomocy także w medycynie alternatywnej, niestety bez skutku. Mąż stracił pracę, bardzo się tym martwił, ataki się nasiliły, co jeszcze bardziej utrudniało znalezienie pracy, to było błędne koło. Jakby tego było mało,jego ataki zaczęły stawać się coraz "dziwniejsze" np. upadał i wstawał, chodził po mieszkaniu zupełnie bez kontaktu, wyjmował wszystko z szafek, i np. brał nóż do ręki i patrzył na mnie szklanym wzrokiem, ja po prostu odchodziłam od zmysłów, nie wiedziałam co za chwilę zrobi (czy chce kroić chleb czy,,,) i kiedy się to skończy, później nic nie pamiętał. Neurolog rozkładał ręce, mówił, że tak mogą też wyglądać i ataki padaczki i zaburzenia psychiczne, diagnoza jest trudna. Ja już wtedy brałam garść leków, żeby zasnąć i nie mogłam spać - lęk był tak silny -żebym mogła funkcjonować, chodzić do pracy, zdecydowałam, że na noc będę wychodzić spać do rodziców ( mieszkają bardzo blisko)czułam się z tym okropnie, bo wiedziałam, że jest mu przykro i czuje się odrzucony i zostawiony w chorobie. Jakby tego było mało, w święta Bożego Narodzenia dostał ataku psychozy, przejawiło się to bardzo gwałtownie, w nocy, to był po prostu koszmar, nawet nie chcę tego opisywać był miesiąc w szpitalu, objawy dość szybko ustąpiły, ale ja nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie siebie z nim w jednym mieszkaniu tak strasznie się boję, zdecydowałam, że nie będziemy razem, bo czuję, że niedługo ja tez bym się chyba znalazła na takim oddziale. Więc jesteśmy osobno, on mieszka u swojej mamy, rozmawialiśmy wiele razy o tym wszystkim, o moich lękach, o tym, że jest mi bardzo bliski, ale nie potrafię mieszkać razem z nim. Czuję się z tym fatalnie, jakbym zdradziła najbliższą mi osobę, czuję się winna, że teraz kiedy on jest chory i potrzebuje mnie, ja zawiodłam. I nie pomaga mi tłumaczenie sobie, że musiałam ratować siebie, kiedy to wszystko piszę łzy leją się same, czuję że nie zdałam egzaminu z życia. Mój mąż jest bardzo dobrym człowiekiem, o dobrym sercu, dostałam od niego wiele miłości, a teraz kiedy jest chory nie potrafię przy nim być. Chociaż może wyolbrzymiam poczucie zagrożenia, odeszłam od niego, bo czułam że muszę się ratować, ale to nie pomaga uwolnić się od olbrzymiego poczucia winy, które mnie teraz bardzo męczy. Dodam jeszcze, że mimo wieloletniego leczenia, nie mamy dzieci (przyczyna po jego stronie). Czyli: mam 41 lat, nie mam dzieci, rozpadło się moje małżeństwo, za to mam nerwicę lękową i czuję, że jestem na równi pochyłej(w dół oczywiście) Jak przetrwać ten trudny czas, biorę leki, chodzę na terapię, próbuję coś z tym zrobić, ale to tak boli, czuję się bardzo samotna, może tutaj znajdę osoby, które mnie zrozumieją...
×