Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zielona Mewa

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Zielona Mewa

  1. Sugeruję i polecam prywatną psychoterapię. I leki koniecznie, jak jesteś w takim stanie! Leki pomagają, grunt, żeby lekarz je dobrał dla Ciebie.
  2. Jakby im zależało na rozgłosie, to by Julii W. pozwolili. Może będą ją specjalnie traktować? Na pewno. Sława jest atrakcyjna. Ta dzisiejsza moda na dokumentowanie swojego życia.. psyche sprawy są ważne, ale też trzeba mieć szacunek do siebie i innych. Tu potrzeba jakiejś prywatności. Ona tam będzie gwiazdą, zawlaszczy całą przestrzeń, albo rozwali system, albo wyjdzie stamtąd i w mediach będą info, w jak ciężkim jest stanie. I Olzon upadnie, a pani Ewa Niezgoda pójdzie się uczyć inteligencji emocjonalnej. Hurraa!!
  3. Chcesz sobie pomóc? To się rozwijaj, a nie stój w miejscu. Elementarzem, który każdy powinien przerobić jest książka "Inteligencja emocjonalna" D. Golemana. To jest podstawa. Jak się nauczysz czym są emocje,co jest Ci potrzebne, żeby je ogarnąć, i zmienisz sposób myślenia i działania, wtedy przyjdą zmiany. Brak Ci inteligencji emocjonalnej z tego co mówisz. Po drugie - potrzebujesz dobrej terapii. Polecam Gestalt, albo najlepiej nurt integratywny. Szpital odradzam, pobedziesz sobie tam i nic więcej. Skup się na tym co możesz robić i działaj. Zawsze jest rozwiązanie, wybór. Musisz mieć wysoką samoświadomość. Pytanie czy się rozwijasz czy tylko psujesz sobie życie?
  4. Słyszałam, że na ogólnym jest patologia. Ludzie się tną, krzyczą, wariują na maksa.. nie wiem czy jest tam terapia w ogóle?
  5. Możesz powiedzieć czego oczekujesz od tego miejsca, to powiem Ci czy tam to dostaniesz. Ogólnie nie polecam. Serio. Jedyne wg mnie pozytywne co może być to spotkanie fajnych, ciekawych ludzi. Tyle. Możesz sobie z nimi spędzać czas, rozmawiać, grać i inne. Personel znajdzie Twój słaby punkt i może to obrócić przeciwko Tobie. Jeśli masz wykształconą asertywność i umiejętność wyrażania swojego zdania, próbuj, ale po co. Będziesz się albo zderzać z personelem albo zyskasz szacunek (o ile nie będziesz przeciwko im). Na taką masę ludzi, która się tam przewija.. nie wiem czy ktoś zrobi takie postępy (z czego jak nie dostajesz zasobów?), że ugruntuje się w sobie i będzie lepiej z jego psychiką. Ja tam byłam, bo nie widziałam wcześniej opinii, wtedy pewnie bym się nie zdecydowała, szukałabym gdzie indziej. Przecierpialam w tym miejscu, straciłam zaufanie do psychoterapeutów, przez ponad pol roku byłam bez wsparcia, popadłam w jeszcze gorszy stan niż wcześniej. Taki pożytek. Jedyne co dobre, że spotkałam kogoś fajnego z kim mam kontakt. Oblicz koszta dziewczyno. Gdzieś może być dobrze, tu tylko cudem.. nigdy chyba nie zapomnę jak tam traktują ludzi. Nawet miłosierdzia w nich nie ma do słabszych psychicznie. Szukaj tego co Cię wzmocni. Dobrze, że czytasz opinie. Są inne szpitale, w Radomiu podobno jest świetny, spróbuj.
  6. Dziękuję Kacper, wzajemnie. Na marginesie, gdybym posłużyła się słowem "sekta" w szpitalu, uznano by, że to moje dodatkowe zaburzenie się odzywa - paranoidalne np. W szpitalu najlepiej kogoś przygwoździć stwierdzeniem, że ma jakieś zaburzenia i dlatego źle (bo inaczej niż ktoś) postrzega jakieś sytuacje. Pff.
  7. Zapomniałam dodać, że po wyjściu ze szpitala przez pół roku byłam bez psychoterapii, bo straciłam zaufanie do terapeutów i zwątpiłam w skuteczność tej formy współpracy. W końcu jednak byłam w tak trudnym stanie, że kogoś znalazłam i wciąż mam z tą osobą terapię.
  8. Skoro jest takie miejsce jak to, postanowiłam, że napiszę też coś od siebie. To dla mnie przyjemność móc się wypowiedzieć. Już dawno to chciałam zrobić. Nie wiem od czego zacząć. Dużo powiedzieli moi poprzednicy. Niestety potwierdzam te złe rzeczy, o których wspomnieli. Byłam na 7f w tamtym roku, przez 2,5 miesiąca, do czasu jak covid zaczął dawać się we znaki wszystkim pacjentom. Pojawił się nowy temat na społecznościach: nie wytrzymuję zamknięcia, nie wiem co mam ze sobą robić, martwię się o kogoś. Tak, zamknęli nas. Może wystarczyło zaopatrzyć nas w maseczki, nie wiem jak jest teraz szczerze mówiąc. Na ich usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że to były początki nowego wirusa i po prostu chcieli nas zostawić w „leczeniu” i chronić przed zarażeniem się od np… pani z pobliskiego kiosku. Notapsycho, użyłaś trafnego określenia: sekta. To miejsce sprawia takie wrażenie – robią pacjentom takie pranie mózgu, że ci potrafią występować przeciwko sobie i dążyć do aprobaty pani ordynator. Ordynator jest jak wyrocznia. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że wzbudza postrach przez swoją oschłość, krytycyzm i totalny brak delikatności. Uśmiech raczej rezerwuje dla wąskiego grona osób. Myślę, że to ona nadaje ton narracji całego personelu. Wiele wyraża już to, że większość osób nie lubi czwartków, ponieważ w tym dniu w społeczności uczestniczy pani ordynator, a ona zawsze robi dym, wpędza w konsternację, przekonuje nas jakimi jesteśmy nędznymi ludźmi, że zachowujemy się jak dzieci, idioci etc. Także jest rozkosznie budująco! Czy ktoś mógłby zaprzeczyć temu, że pacjenci są traktowani jako ci gorsi, bo zaburzeni? Na czas „terapii” oddajesz się pod skrzydła „specjalistów” z OLZON-u i musisz tańczyć jak ci zagrają. W innym wypadku zostaniesz zdegradowany słownie lub wydalony ze szpitala. Może też zostać przeciwko tobie nastawiona cała społeczność. Osobistego kontaktu z panią ordynator nie miałam (w sensie sam na sam), a szkoda. Zgadzam się, że to oddział przeznaczony dla osób o mocnych nerwach, silnej osobowości, nie stłamszonych przez silny lęk lub coś innego. Dla osób, które są asertywne i których stan nie jest bardzo zły. Mój stan psychiczny był na tamten czas wyjątkowo krytyczny. No mniejsza o to. Nie byłam akurat tą napiętnowaną osobą, może dlatego nie mam aż takiej traumy z pobytu i myślenia o sobie, że jestem kimś bardzo fatalnym, bo tak wywnioskowałam ze zdań jakichś osób z oddziału. W centrum społeczności byłam dwa razy. Raz z powodu czegoś głupiego, a drugi raz, jak oświadczyłam, że chcę się wypisać. Na marginesie, sama chęć wypisania się nie wystarczy, to trzeba „omówić” na społeczności z innymi. Czyli wysłuchać jak inni ci mówią, że jak jest źle, to tym bardziej powinieneś w to iść, a nie „uciekać”. Co niby zamierzasz po wyjściu itp. W ogóle mottem tego oddziału powinno być: „im gorzej tym lepiej!”. Nawet dla głupich racji można znaleźć potwierdzenie i argumenty, byleby pacjent był wystarczająco słaby i nie miał siły postawić się personelowi. Hm, w sumie raz mi się udało obronić, jak ordynator chciała zbić mój argument w kwestii wypisania się. Trzeba mieć jasny umysł… Użyłam wcześniej słów „leczenie”, „terapia” i „specjaliści” w cudzysłowie, ponieważ to miejsce prezentuje sobą wyłącznie karykaturalne znaczenie tych słów. Czyli działa nie tylko na niby, ale wręcz na szkodę pacjentów. I nie obchodzi mnie, że w innych miastach Polski jest gorzej. Czy dlatego mam się dać szorować przez specjalistów z 7f? No way. Teraz coś o samej terapii. Spędzanie czasu samemu jest niedozwolone. Kij z tym, że ci lekarze wracają sobie do domków, gdzie w samotności piją wino, bo właśnie tak odpoczywają po całym dniu przebywania z ciężkimi ludźmi. Oni, rzekomo niezaburzeni, bez stanów lękowych przynajmniej, więcej mogą znieść niż my, ale to my mamy ciągle być w czyimś towarzystwie. Borys Szyc ładnie powiedział, że „samotność jest higieną życia”. Obchodzi to kogoś? Do dziś pamiętam, jak pielęgniarka wkroczyła do jednego z pokojów dziewczyn i krzyknęła, że mają się brać do życia, bo akurat leżały, coś robiły same sobie. A jak się mierzy postęp w leczeniu osób nieśmiałych? Tym, że widzi się je często w świetlicy na przykład. Terapia psychodynamiczna i psychoanalityczna faktycznie nie mają potwierdzonej skuteczności. Ciekawe, że ciągle się je prowadzi. Moja terapeutka nie była najgorsza… Dziewczyna z mojego pokoju miała spotkania z terapeutką, która przez całą sesję praktycznie się nie odzywała. Cholera wie, czy to słucha czy nie słucha. Bez kitu. Przychodzisz i możesz gadać od rzeczy. A jak powiesz coś nie tak, to dowiesz się na społeczności lub „połówce”. Jednak jest jakieś „ale”. Pamiętam, jak na jednej sesji terapeutka zdeprecjonowała pewne moje traumatyczne doświadczenie. Zbiła mnie tym z tropu. A że wtedy nie byłam w formie oraz nie miałam obecnych zasobów, nie powiedziałam jej, że jest chyba popierniczona, że mówi pacjentowi coś takiego. Możliwe, że była to jakaś prowokacja. Oni bardzo lubią prowokować. Często pacjenci są potulni, więc się nie bronią, a przynajmniej nie atakują, nie mają więc siły przebicia. Innym razem na sesji zostałam dosłownie obrażona ze względu na moją wiarę. Przede wszystkim terapeuta nie powinien wnikać w tę sferę i OCENIAĆ (słowo klucz). Zapewne mądre i słuszne jest tylko to, co wyznaje terapeuta i jego współpracownicy. Moja nowa terapeutka oduczała mnie oceniania siebie i innych. To szkodliwe. Jak oceniasz innych, to znaczy, że z tobą jest coś nie tak. Na OLZON-ie nie ma czegoś takiego jak troska, wyrozumiałość; szacunek jest w małym stopniu. Nie ma atmosfery wsparcia. Jest atmosfera drapieżności, naskakiwania na siebie. A społeczności to jakaś kpina (podobnie jak coffee brejki) – pacjenci podpowiedzą ci więcej niż wykształceni specjaliści. Te ich certyfikaciki są nic nie warte wobec takiego nieprofesjonalizmu, chamstwa i braku talentu do tego typu pracy. Na jednych z zajęć podrapałam się, bo nie mogłam wytrzymać swoistego napięcia… Postanowiłam o tym porozmawiać z pielęgniarką. Jak mnie wsparła? Jak mnie wzmocniła? Zrobiła teatr. Zaczęła mnie przedrzeźniać, tak, że zgłupiałam i zaczęłam się faktycznie śmiać, ale to mi w niczym nie pomogło, skoro dalej nie wiedziałam jak mam sobie radzić z moimi dolegliwościami. Tam nie dostaniesz żadnych narzędzi i zasobów. Wchodzisz z patologią do patologii. Totalna paranoja. Coffee brejki są nieobowiązkowe, ale zdarzyło się, że pani ordynator zrobiła obchód i wyganiała z pokojów do świetlicy. Bez gadania! Co ciekawe, pacjenci wychodzą ze szpitala z diagnozą (sic!), ale nie ozdrowieni. Zostają rozkopani wewnętrznie, przeżuci, a potem wypluci za drzwi. Niewiele się u nich zmienia, albo jest gorzej niż przed pobytem. Jaki sens w traceniu miesięcy na taki pobyt? Lepiej iść na prywatną psychoterapię i sukcesywnie wychodzić na prostą. W wypisach zwykle odnotowują, że masz narcyza. Tak, przyszłam z inną diagnozą, olali ją i wpisali narcyza. Ich świat, ich kredki. Nawet jeśli mam jakiś ułamek z narcyzmu, to nie jest mój główny problem, który zakłóca życie. A narcyzmowi zaprzeczali moi terapeuci, więc to kolejny argument dowodzący krótkowzroczności „specjalistów” olzonowskich. Ogólnie nie polecam psychiatryków. Może poznasz tam kogoś fajnego, nawet bratnią duszę, kto wie. Ale będziesz też mieć kontakt z ludźmi agresywnymi, humorzastymi, nieuprzejmymi, które wywalają swoje trudne emocje na innych. Możesz się ciągle z kimś zderzać... Jak jesteś w stanie to unieść, to zapisz się na 7f. trzymajcie się.
×