Mam pierwszy raz styczność z lekami na depresje, mam 35 lat. Poszedłem pod wortio, bo zmagam sie ze znudzeniem w pracy.
1) Pierwsze cztery tygodnie nie moglem się podnieść po niej, cały czas mi się spać chciało. Byłem zdeterminowany pójść po wellbutrin zeby tylko trzymało mnie na nogach. Ale jakoś wytrzymałem te 4 tygodnie.
2) Musiałem zażywać na początku dawki 10mg co 3h - żeby tyle nie spać. W innym przypadku potrafiłem spać cały dzień. Więc jadłem nawet 40mg dziennie.
3) W nocy miałem problem z zasypianiem i potworny szczekoscisk.
... po równych 4 tygodniach:
Wortio weszło. Czułem się absolutnie znakomicie. Miałem wrażenie jakbym miał dopiero 18 lat, ledwo skończył szkołe i był totalnie szcześliwy. Absolutnie zajebiście się czułem po wortio. Zjechałem więc z dawką do 20mg dziennie raz rano. Trwalo to jakieś dwa miesiące.
4) Nadal miałem szczekoscik podczas zasypiania.
5) Czwarty miesiąc stosowania wortio 20mg efekty:
- złość, agresja
- przyjemność z kłótni z partnerką (przez prawie miesiac sie do siebie nie odzywalismy, spaliśmy obojętnie)
- odczuwalne lęki, na punkcie zdrowotnym
- zaburzenia EKG
- ewidentnie czułem nadmiar noradrenaliny
Ze względu na to, że ide na operacje przegrody nosowej musiałem odłozyć Wortio - potrzebuje dobre EKG. Stwierdzilem że dawka 2,5 do 5mg może być rozwiązaniem bo sprobowalem w ostatnich dniach taką.
Nie mam porównania do innych SSRI/SNRI etc. Nie wiem czy zmieniać na coś innego - proszę doradzcie. Tak czy inaczej w drugim i trzecim miesiąciu bania była znakomita. Czwarty miesiąc to żyletki w mózgu, noradrenalina, koszmar. Może zostać na wortio tylko w mniejszych dawkach? A może zmienić na coś innego? Co sądzicie?