Cześć.
3 lata temu poznałam chłopaka, który jest alkoholikiem. Zakochałam się w nim niemalże od razu, zabawny, inteligentny itd. Jednak zaślepiona ja- pozwalałam na złe traktowanie siebie (tzn. nigdy nie przezywał mnie ani nie uderzył - ale zaraz wytłumaczę co nazywam złym traktowaniem). Wiem, że był w złym stanie (od szpitala do szpitala, utrata domu, osiągnięcie dna) i jego zachowanie wynikało z nadużywania alkoholu ale ja nie potrafię zapomnieć tego jak dawałam sobą pomiatać. Mój chłopak przeszedł terapię, od dwóch lat nie pije, teraz ma mieszkanie i wyszedł na prostą i kiedy nie pije: dotrzymuje obietnic, nie jest impulsywny, nerwowy, nie podejmuje głupich decyzji.
Teraz między nami jest OK, mogę na niego liczyć, pomaga mi we wszystkim, bardzo dobrze się do mnie zwraca, nie mogę narzekać.
Problem polega na tym, że bardzo często wracają wspomnienia z czasu kiedy byliśmy na początku związku. Nie mogę sobie odpuścić tego, że notorycznie traktowana byłam jak gów*o. Np. umówił się ze mną, mówił, że do mnie już jedzie i zaraz będzie (ja czekałam cały dzień) po czym wyłączył telefon i przez 2 tygodnie się nie odzywał. Ja go szukałam po szpitalach, po dworcach.. takie zachowania były na porządku dziennym. Tak było ciągle, umawiał się ze mną, nie przychodził. Znikał. Wyłączał albo gubił telefon, spał byle gdzie, i ślad po nim ginął. Kiedyś wyjechałam do pracy do innego miasta. Zadzwonił do mnie z tel. kolegi od picia (przez tydzień tylko raz znalazł czas, żeby do mnie zadzwonić) z pretensjami, że "po co ja wyjechałam?!".
Wytłumaczyłam mu, że znalazłam pracę z zakwaterowaniem. Na to on oznajmił, że spróbuje do mnie dojechać. Naiwnie czekałam. Oczywiście nie dojechał (można było się tego spodziewać jednak gdyby mu zależało to przynajmniej zadzwoniłby i powiedziałby, że nie da rady). Ja popadałam w coraz cięższą depresję. Nie byłam w stanie tam pracować, wróciłam do swojej miejscowości. Później była sytuacja, w której wmawiał mi, że nie mówił tego co powiedział (może bym mu uwierzyła gdybym nie czytała o gaslightingu). Mianowicie powiedział, że mnie nie kocha. Ja się rozryczałam, on zaczął mi wmawiać, że nic takiego nie powiedział (wiem, że się nie przesłyszałam). I odeszłam do domu. Po drodze były rozstania, powroty i tak ciągle.
***
A teraz? Teraz chyba nawet nie boję się, że "tamte" czasy wrócą. Jeśli wróci do picia, to zapowiedziałam mu, że to będzie koniec związku. Zmądrzałam i teraz jak patrzę na to co było 3 lata temu to wiem, że już nie dałabym się tak traktować. Pierwsze jego zniknięcie i zakończyłabym związek.
Po prostu chodzi o to, że często przypomina mi się to piekło jakie z nim przechodziłam przez pierwszy rok. Moja samoocena jest poniżej zera. Myślę o sobie jak najgorzej.
Poniżałam się biegając za nim jak głupia. Szukając go, pytając ciagle innych bezdomnycb czy go nie widzieli, ściągając (nachalnie) do domu, żeby tylko nie pił. Szukając go mimo że on wtedy nie był zainteresowany moją osobą. Poniżałam się w jego i w swoich oczach.
Nie umiem tego zapomnieć.
Nie umiem sobie poradzić.
Chciałam wrócić na terapię ale czekam na tel, od terapeutki, na razie nie ma wolnych terminów.
A ja cierpię przez skrajnie niską samoocenę i złe wspomnienia.