Szanowni Państwo, kochani moi, przeglądałem wypowiedzi użytkownika oko.grzegorz i nie mogłem
się powstrzymać, żeby się w końcu nie zarejestrować i nie napisać kilku zdań od siebie,
bo ręce opadają, gdy czytam takie kategoryczne stwierdzenia jak "Twoje libido w depresji
jest takie samo jak podczas pssd" albo "Na moje oko ci co maja pssd wkrecaja to sobie."
Po pierwsze: wiele bym dał, żeby nigdy nie łyknąć pierwszej pigułki i żeby mieć taką depresję jaką
miałem przed rozpoczęciem tego nieszczęsnego "leczenia". Depresja to było nic, w porównaniu ze
spustoszeniem jakiego dokonały w moim życiu antydepresanty.
Po drugie: Z moim libido nie było żadnych problemów, dopóki nie zacząłem zażywać trucizny zwanej
wenlafaksyną, a nawet w czasie zażywania, jedyny problem jaki był, to sporadycznie pojawiający się
nieco przedwczesny wytrysk. Wszystko się zaczęło w momencie, gdy zorientowałem się jak bardzo na
niekorzyść zmieniła się moja kondycja psychiczna i fizyczna pod wpływem leków i postanowiłem je
odstawić.
Przeszedłem przez piekło, próbując się uwolnić od wenlafaksyny. Pierwsze 2 miesiące czułem
się tak źle, że budząc się rano pierwszą myślą było "dzisiaj już na pewno umrę". Miałem taką masę
różnych przerażających objawów, że mój dzień składał się głównie z ciągłych ataków paniki, płaczu i
umierania ze strachu. Dojście do jako takiej formy zajęło mi ponad 8 miesięcy, ale pełni zdrowia już
nigdy nie odzyskałem, ale nie będę się tu szczegółowo rozpisywał, bo pewnie tylko "wrkęcam to sobie",
a zaburzenia widzenia, buczenie w prawym uchu, i inne objawy, które pojawiły się po odstawieniu
prochów, których nigdy przed wenlafaksyną nie miałem, to tylko moja imaginacja.
Na wszelki wypadek napiszę: tak, byłem u lekarza i to nie raz, bo gdy zaczął się cyrk z odstawianiem
wenlafaksyny, wylądowałem najpierw na pogotowiu, później na neurologii i jeszcze kilka razy w różnych
gabinetach lekarskich, na kompleksowych badaniach wzroku, kolonoskopii, gastroskopii jak i rezonansie
magnetycznym głowy i kręgosłupa.
Co do PSSD, to pojawiło się niemal od razu po zejściu do zera z wenlafaksyną; jakby mi ktoś
pstryczek w mózgu przełączył - dysfunkcje seksualne pojawiły się natychmiast z całą siłą i nie
ustąpiły w najmniejszym stopniu. 5 lat później jest dokładnie tak jak było, czyli: zniknął zupełnie
poranny wzwód, zmniejszona wrażliwość i zupełny brak orgazmu - totalnie nic nie czuję. Ejakulacja bez
odczuwania choćby odrobiny przyjemności.
Jeśli chodzi o zniknięcie pssdforum, to trafiłem kilka tygodni temu na reddit na informacje, że mieli jakąś
poważną awarię, a do tego osoba, która je prowadziła i próbowała przywrócić do życia, pod
wpływem licznych pretensji i gróźb, zrezygnowała zupełnie z dalszej opieki nad
forum i teraz ktoś inny próbuje to ogarnąć - stąd taka długa przerwa. Z tego co pamiętam,
dane przetrwały, więc nie będzie to zaczynanie od zera.
Na koniec jeszcze jedna kwestia, bo chyba nie wszyscy to rozumieją: PSSD, jak sama nazwa wskazuje,
to dysfunkcje seksualne, które pojawiają się po odstawieniu antydepresantów. Zlitujcie się więc i nie
piszcie, że wyleczyliście się z PSSD, bo zaczęliście łykać jakiś inny syf SSRI/SNRI. To trochę tak,
jakby alkoholik powiedział, że przy pomocy whisky wyleczył się z delirki, której dostał po
odstawieniu wódki.