Skocz do zawartości
Nerwica.com

Maria.B

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

Osiągnięcia Maria.B

  1. Dzień dobry. Szukam realnej oceny sytuacji w której się znajduję, bez moich subiektywnych odczuć. Mam 40 lat, wciąż żyję w jednym domu z mamą emerytką lat 73. Zawsze nasze relacje były dobre, do czasu gdy mama nie popadła w relację koleżeńską w pewną panią. Z czasem ta osoba naciągnęła ją na wielki kredyt w celu "pomocy" (bezrobotna starsza pani, mająca dar do zjednywania sobie naiwnych). Mama na to przystała, wzięła duży kredyt, pieniądze dała tej kobiecie. Obecnie 10 lat go spłaca i sama nie ma za co żyć gdyż zabiera jej on całą emeryturę( jeszcze będzie tak 5 lat). Z ową panią nadal utrzymuje koleżeńskie kontakty, choć już nie tak częste jak dawniej ( nie żałuje tego co zrobiła i nie czuje się oszukana choć ja to widzę inaczej i chętnie bym wystosowała pozew, choć pewnie nic by to nie dało). Obecnie zastanawiam się dokąd zmierza moje życie. Nie mam własnej rodziny, muszę utrzymywać mamę, zarabiam najniższą krajową i nie stać mnie na utrzymywanie jednocześnie własnego domu i domu mamy. Kiedy kredyt się skończy będę mieć 45 lat. Niekiedy w napadzie złości sugeruję mamie, że mogłaby iść do pracy skoro tak się zadłużyła, wiedziała co robi niech poniesie konsekwencje swoich czynów. Nie ma renty chorobowej ,ani grupy inwalidzkiej, siedzenie na portierni by jej nie zaszkodziło(choć fakt, że nie jest 100% okazem zdrowia). Mama wtedy robi smutne oczy i zawsze mówi " skąd ja na to siły wezmę, raz dziennie po chleb pójdę i już mam dosyć, a ty mnie do pracy chcesz posłać.." Ja jej wierzę, że może źle się czuć. I źle mi z tym, że posyłam "starą matkę" w myślach od pracy, ale też ogarnia mnie wściekłość na jej naiwność i upór. Nie wiem co o tym myśleć. Chcę mieć własne życie, móc się usamodzielnić. Z drugiej strony nie chcę być wyrodnym dzieckiem i zostawić mamy samej sobie, bo jest już starszą osobą i sobie nie poradzi z opłatami. Czuję, że ją kocham i jest moją przyjaciółką mimo tego co zrobiła. Z trzeciej strony natomiast egoistycznie podchodząc czuję się wykorzystywana, bo wychodzi na to, że opłacam pośrednio kredyt wzięty na oszustkę, której szczerze nie cierpię, a moje życie mija. Bywają momenty, że targa mną uczucie nienawiści i bezsilności. W międzyczasie doświadczyłam też nerwicy lękowej , która trwała około lat 15tu. Nie wiem czy to z winy tej oszustki, która za mocno ingerowała w życie rodzinne i wtedy kiedy potrzebowałam mamy jej nie było, czy może z innych przyczyn. Teraz od 2 lat czuję się wolna, choć to coś o czym wciąż się pamięta. Mama teoretycznie wie, że ja cierpię w obecnej sytuacji przez brak szerszych perspektyw na zmiany, ale jednocześnie tkwi w przekonaniu " jakoś to będzie, trzeba przetrwać" i nic nie robi by to zmienić, przytuli, popłacze... Żal mi jej , ale też żal mi mnie. Jestem ciekawa opinii osób postronnych co by zrobili w mojej sytuacji, czy powinnam tak trwać do końca, czy odejść nie zważając na nic. Są dni kiedy myślę, że zmarnowałam życie tkwiąc w zawieszeniu, bez możliwości pójścia własną ścieżką. Będę wdzięczna za porady i opinie, może jest coś czego ja nie dostrzegam, a pomoże mi to inaczej podejść do sprawy.
×