W temacie - ja nerwice epizodycznie mam od małego. W dzieciństwie straszne natręctwa (mycie rąk x razy, parzyste wykonywanie czynności itd.), jak już byłam starsza to hipochondria - każdy najmniejszy ból od razu był dla mnie symptomem nieuleczalnej choroby i to najczęściej mi nawraca. Przez rok na studiach miałam nerwice z atakami paniki. Co jakiś czas, szczególnie w sklepie albo po wypiciu alkoholu zawroty głowy, pisk w uchu i uczucie braku słuchu na jedno ucho. Przeszło samo jak poszłam do pracy i przez 2 lata spokój. Teraz od kilku tygodni jest jakaś masakra (dużo czynników - brat zachorował na depresje i było z nim bardzo średnio, ciężkie egzaminy i nawał pracy) dopadła mnie straszna depresja, nic mnie nie cieszy co wcześniej robiłam, rano budzę się z okropnym lękiem, który czuje fizycznie mięśniach (w najgorszym momencie lęk utrzymywał się przez cały dzień, nie mogłam spać, nawet prowokowałam wymioty żeby się zmęczyć i zasnąć bo już nie mogłam wytrzymać, ciagle rozwolnienia), paniczny lęk przed chorobami (zaczęłam palić żeby się lepiej poczuć i oczywiście wszystkie choroby związane z paleniem na świeczniku). Lekarz rodzinny dał mi pramolan, który odrobine pomógł, potem psychiatra (wcześniej się nie leczyłam, ale teraz już mnie to przerosło) zmienił mi na Cital i Trittico, po których niestety znowu zjazd, wróciła bezsenność i objawy ze strony układu pokarmowego, ale biorę dopiero kilka dni wiec mam nadzieje ze z czasem będzie lepiej... jeszcze dochodzi do tego strach przed braniem leków na noc, ze coś mi się stanie rozważam psychoterapię, ale obawiam się ze jak będę te leki uzewnętrzniac to będzie jeszcze gorzej