Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pracuś

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Pracuś

  1. Witam, mam dziwną matkę. Od dziecka skłócała nas ze światem, buntowała przeciwko ludziom (przyznała się do tego otwarcie po latach), wzbudzała wyrzuty sumienia, ale jednocześnie drażniła. Jest bardzo złośliwa. To człowiek o dobrym sercu, ale dziecinny i z najwidoczniej chorą psychiką, bo wszystko ją drażni. Jest nerwowo chora, nienawidzi wszystkich. Bardzo tępa, pomimo pozorów normalnego IQ. Naturalnie odziedziczyłem większość cech osobowości, ale nie do końca. Podstawowa różnica – ja nie cierpię kłamać. Ona kocha, robi to dla sportu. Obrzydliwość. Tymczasem ja cierpię na t. zw. sztywną osobowość. Najbardziej wkurza mnie jej duma z takiego postępowania. Myśli, że jest silna, a zachowuje się jak śmieć bez honoru. Mam dwie siostry. Starsze. Jedna zawsze ją broni, nawet niesłusznie, druga zawsze była jej ofiarą. I choć bardzo się zawsze kłóciliśmy, jednoczy nas niechęć do niej. Oraz – co ważne – chorowitość. Przez to jesteśmy balastem, co ona wykorzystuje. Bo my nie pracujemy zawodowo. Ta siostra była od małego zadręczana przez tego potwora, nie wierzyłem jej. Aż do obecnych czasów... Co z nią robiła? To, co potrafi najlepiej - denerwowała, wzbudzała wyrzuty sumienia, obrzydzała świat i ludzi. Mój tata także jest toksyczny. Złośliwy, awanturnik, ale jest inteligentniejszy, i bardziej kulturalny. Razem biorą się za łby (za przeproszeniem). Ona bardzo staje po stronie swojej toksycznej rodziny, a ta nią gardzi. To mnie oburza! Dzisiaj miarka się przebrała. Podniosła z ziemi maskę, którą zgubiła 3 dni temu (!). Chociaż jest wirus. Zrobiła to na pewno na złość, w dodatku pewnie podświadomie chce nam zrobić krzywdę. Ciężko w tą historię uwierzyć... Nie mam dziewczyny, nigdy nie miałem, bo ta wariatka zawstydzała mnie od dziecka. A teraz kpi z tego! Bezczelność, która mnie wykańcza… Musi wszystko kontrolować, każdy papierek, każdą okruszynkę. Z nerwów sprząta, często bezcelowo. Robi ciągle i o wszystko awantury. Jest cwaniaczkiem, który wyznaje zasadę "kto pierwszy...". Lubi obrażać coś, co jest dla kogoś święte. Ma tę szczerość (o dziwo), że przyznaje się do tego w chwilach rozluźnienia. To bardzo humorzasty człowiek. Potrafi zmienić zachowanie w moment. Kolejna rzecz nie do zniesienia. Dodam, że matka ma też wspaniałe cechy. Potrafi być szczodra, dbająca, zrobiła dla nas wiele dobrego. Przeważają jednak negatywy, zwłaszcza w latach ostatnich. Mam zasady w życiu jak ktoś mnie nęka, to przestaje się liczyć wszystko. Nienawidzę jej. Przykro mi to wszystko pisać, ale muszę. Dla dobra sprawy. Co o tym sądzicie? Kto tu ma rację? Co mam robić? Błagam, nie piszcie mi, że mam obsesję, jestem zakłamany, niesprawiedliwy. Zranicie mnie bardzo, i to niesłusznie. W mojej toksycznej i pożałowania godnej rodzince byli sami słabeusze i lewusy, tylko raptem dwóch zawodowych żołnierzy przed wojną; to bardzo ważne, kluczowe. Bo po nich odziedziczyłem nienawiść do kantów. Złośliwi napiszą, że mundurowi to dranie, oczywiście. Ale w tym przypadku naprawdę musieli to być osobnicy z honorem, jestem tego pewien. Tak mi wstyd za tego człowieczka… to nie mama, to śmieć. Nie boję się tego napisać. Być może ma jakieś zmiany w mózgu, albo wraca do korzeni na starość. Chciałbym się od niej odizolować, ale prześladuje mnie pech, choruję, nie stać mnie. Nie jest to psychopatka, bo oni, choć szmaty, mają raczej silne nerwy. A ona jest tchórzem. Ma też, jak pisałem, ludzkie odruchy. No ale te manipulacje… Wysiadam przy tym. Dla zabawy i korzyści obraca wszystko na swoją korzyść. Zawsze jest niewinna, co jest głupią taktyką, ale ona ma to w nosie. Wiecznie zarzuca nam, że nic nie pomagamy w domu, co jest prawdą, ale nie może być usprawiedliwieniem dla drażnienia ludzi. Nie mam sobie wiele do zarzucenia – chyba tylko to, że jestem: rozwydrzony (a raczej byłem, życie oduczyło), wredny i chciwy, ale nie w stosunku do rodziny. Szanuję swoje gniazdo, chciałbym szanować i matkę, tak jak dawniej… Jeśli ktoś z Was ją obroni, to niech zada sobie pytanie: "Czy jestem człowiekiem honoru?". Bo to właśnie przytakiwacze i porządniaccy służbiści palili ludzi w piecach, a teraz np. pałują w policji. Dla mnie tradycyjne wartości są ważne, ale jeśli stawia się je ponad czyjąś godnością, to... ale to moje zdanie.
  2. Nikt mnie nie obraził, szukam tutaj właśnie rad, mniejsza o formę. Czasem trzeba powiedzieć prawdę, nawet ostro. Tyle, że @giroditalia się myli. Według mnie, oczywiście Tak samo powtarzała psychiatra, u której się przez kilka lat leczyłem - że rzekomo boję się psychoterapii. A to prawda połowiczna. Bo jestem w stanie zacisnąć zęby, ale... czy to mi pomoże? Sądzę, że nie! Lecz jestem otwarty na dyskusję. Ktoś powie: a co ci szkodzi spróbować? To jednak nie będzie wypowiedź rzeczowa. W tym wątku chcę się dowiedzieć, czy da się wzmocnić temperament. Że jest to wykonalne, każdy z nas wie, ale jakim nakładem pracy? Być może należy zastosować ćwiczenia jak podczas badania siły układu nerwowego, to byłoby logiczne. Do administracji - to post merytoryczny.
  3. Witajcie forowicze Mam do Was kilka pytań, na które nie znalazłem odpowiedzi w internecie, nawet na angielskich stronach (ale korzystałem z translatora, w dodatku kiepskiego). Na początek o mnie: jestem nadwrażliwy, oczywiście od dziecka, strachliwy, słaby psychicznie jak i fizycznie. Zapewne mam też depresję, zespół stresu pourazowego, osobowość unikającą, sztywną i CHAD. Nie to jest jednak najgorsze. Największa trauma dla mnie to ogólna "miękkość" osobowości - jestem skrajnie niepewny siebie, zawstydzony, inne "zwierzęta" to wyczuwają. A ponieważ obok cech dobrych, mają też te złe, to w najgorszym razie tacy jak ja skazani są na bycie ofiarami. Najczęściej na lekceważenie. Tak się żyć nie da. To piekło. Wiara (w moim przypadku chrześcijańska) ani stworzenie sobie własnego światka rzecz jasna nie do końca pomagają. Ciekawa sprawa, że mam też olbrzymie wyrzuty sumienia z błahych powodów i wstydzę się dosłownie wszystkiego (zwłaszcza to ciekawe zaburzenie, nic na ten temat nie znalazłem). To wszystko może być związane z różnego rodzaju chorobami, lecz nigdy nie chciało mi się leczyć. Chodziłem do endokrynologa, psychiatry, szprycowałem się antydepresantami. Psychoterapii nie podjąłem. Dlaczego? Bo jestem zdania (jako laik pewnie mylnego), że generalnie swojego temperamentu nie zmienię. A teraz zagadnienie, o którym wspomniałem na samym początku (nikt tego tematu nie poruszał nigdzie!), mianowicie... siła układu nerwowego. W fachowej literaturze (Strelau itp.) mówi się o melancholikach, że mają słaby wspomniany system. A więc... temperament! Osobowość można (chyba) zmienić bądź poprawić, a temperament? Psychiatrzy i psycholodzy (np. w. w. Strelau) na ten temat milczą. Fizjolodzy z kolei polecają układ nerwowy ćwiczyć. Tyle, że im chodzi o przyrost siły fizycznej (okazuje się, że te dwie rzeczy są nierozerwalnie związane). I teraz: orientuje się ktoś, czy można efektywnie poprawić odporność psychiczną tą drogą? Lub jakąkolwiek inną? A jeżeli tak, to w jaki dokładnie sposób? Najlepiej, gdyby wypowiedzieli się również specjaliści. Poza tym liczę na literaturę lub linki. Uważam, iż jest to prawdopodobnie jedyny środek pozwalający wyleczyć się z nadwrażliwości. Inaczej będą nas prześladowały wszelkiego rodzaju zaburzenia. Być może "trening" potrwa lat kilkadziesiąt, albo parę pokoleń (!). Ale... skądś się przecież brali silni ludzie, prawda? Bo właśnie genetyka ma tutaj pewnie sporo do powiedzenia. Drugi rewolucyjny (chyba) lek na słabą psychikę to być może stymulacja mózgu. Na depresję potrafi pomóc, a na inne schorzenia? Pozdrawiam, i życzę zdrowia.
×