Cześć, oraz z szacunkiem dzień dobry lub dobry wieczór.
Już od dłuższego czasu zastanawiałem się czy nie spróbować opisać mojej historii gdzieś w internecie, podzielić się i prosić o wskazówki... no i jak widać przyszedł w końcu ten moment.
Mężczyzna, 24 lata z trochę średnim dzieciństwem, krótko mówiąc ojciec alkoholik, przemoc, wyprowadzka z matką, zamieszkanie z matką, oraz babcią nad którą na dzień dzisiejszy musimy sprawować opiekę, gdyż jest już osobą bardzo starszą i ze swoimi chorobami. To może od początku...
Pamiętam, iż w młodym wieku byłem raczej dzieckiem, które lubiło przebywać na dworze, grać w gry i po prostu żyć dzieciństwem. W wieku nastolatka jakoś przyszedł moment, że nabawiłem się kancerofobii, aczkolwiek nie trwało to długo, gdyż po jakimś czasie zniknęło. Później co jakiś czas na krótko przychodziły jakieś stany lękowe, które w zasadzie były błahostką. Jakoś to wszystko przeszło, zacząłem później ćwiczyć i stałem się maszyną, która była oporna na stres, dawałem z siebie bardzo dużo, wykonywałem takie treningi, że potrafiłem wrócić z pracy o 23 po całym dniu, chwilę odpocząć i pójść o 00/01 w nocy na prawie 2h treningu. Tak wiem, brzmi fajnie. Ale wszystko sypnęło się w dwóch etapach. Pierwszy to śmierć babci w październiku 2017r. (nie tej, którą się opiekujemy). Prawie dwa tygodnie rozpaczy, przeżywania, depresji... jakoś później zeszło. W lutym 2018 postanowiliśmy z dziewczyną pojechać na ferie nad morze. Wróciliśmy i ja rozchorowałem się do tego stopnia, że tydzień gorączkowałem, 3 tygodnie l4 ale to nie była grupa, tylko wirus, więc lekarz kazał brać tylko przeciwgorączkowe/przeciwbólowe i tyle, przeczekać i wypoczywać. Po 3 tygodniach wróciłem do pracy i tego samego dnia po powrocie do domu stwierdziłem, że trochę się rozluźnię. Włączyłem muzykę i w drodze pod prysznic w zasadzie tańcząc poczułem, że serce nagle zaczęło wariować. Nie było to przyśpieszenie tętna, lecz gubienie rytmu. Cóż, postanowiłem to przeczekać, położyłem się do łóżka, ale nie przechodziło. Po dwóch godzinach wezwaliśmy karetkę i okazało się, że złapałem migotanie przedsionków w takim wieku. Do dziś nie znam pełnej diagnozy, aczkolwiek mówili mi, że miałem obniżone elektrolity i ponoć nadczynność tarczycy. Przeglądając historię te elektrolity nie są jakoś drastycznie obniżone, ba, były tylko w dolnej normie (potas) a wyników z tarczycy nie widać. Nie wiem, zapomnieli wpisać czy co, ale po prostu nie ma. Jest tylko ft3/ft4 a TSH tak jakby znikło. Wiem, że dosyć często miałem niedoczynność tarczycy, kiedyś leczoną, później leki odstawione i żyłem dobrze. Tarczyca raz albo była w porządku, albo lekka niedoczynność a tu nagle nadczynność? Dziwne, no ale już to pominę. Później w takim lekkim skrócie, 2 miesiące później znowu pobyt w szpitalu, incydent sercowy... tym razem nic! Panie Danielu, Pan się chyba nabawił nerwicy serca, bo wszystko jest w porządku. Nie pamiętam jakie wtedy miałem objawy, ale na pewno nie jakieś straszne jeśli pomyśleć o tym na dzień dzisiejszy. No i zaczęły się potem zaburzenia lękowe, strach etc. konsultacja z psychologiem, przepisane leki. Brałem ponad miesiąc paroksetyne, ale jak któregoś dnia dziewczyna spytała mnie czy ją kocham to czułem taką pustkę, niewiedzę. Więc rzuciłem w cholerę te leki. Przez trochę było ciężko, ale przeszło. Później znowu przyszła kancerofobia, ale chwilowa. Badania, gastroskopia, kolonoskopia (na szczęścia oba na śpiąco), 1 mały polip, którego wycięli (nie groźny), za około 5 lat do kontroli czy coś nowego się nie pojawiło.
Jakoś ten 2018 zleciał. 2019 a w zasadzie jakoś od maja, apogeum pełną parą. Znowu zaczęło się od incydentu sercowego. Pewnego dnia po prostu idąc na ogródek moje serce dostawało dodatkowych uderzeń. Inaczej mówiąc, jedno bicie było normalne a zaraz po tym było drugie mocniejsze, które powodowało u mnie odruch kaszlowy (jedno kaszlnięcie). Wiadomo, strach, panika, wszystko wróciło. Pojechałem na sor ale tam nic nie stwierdzili. Podali elektrolity, leki na uspokojenie serca i tyle. Drugi incydent miesiąc później, to samo. Postępowanie to samo, sor, badania, nic. Ale przy robionym echo serca akurat serce mi tak zabiło i lekarz stwierdził, że to skurcze dodatkowe nadkomorowe. Trudno, metoda ta sama i powrót do domu. Kolejny miesiąc później 3 incydent i już na tyle, że przekopał mnie i nie potrafię z tego wyjść. Po 3 incydencie wszystko zaczęło się walić ze mną i moim organizmem.
Od 3 incydentu sor to praktycznie do 2-3 razy w miesiącu odwiedziłem. Miałem wiele razy robione EKG, żyły to już miałem tak podziabane... Teraz pomijając całą historię, chciałbym przejść do sedna.
Od dobrych 2 tygodni mam wrażenie, że powoli mnie coś zabija, że nadchodzi mój koniec. Praktycznie 24/h mam objawy somatyczne. Mam dziwne przeskoki w klatce piersiowej gdzieś na wysokości przełyku/serca i jest to na tyle zmylające, że nie wiem czy to skurcz dodatkowy, bo jest zupełnie innym uczuciem niż skurcze nadkomorowe/komorowe, czy to po prostu przełyk się kurczy i rozkurcza. Codziennie mam odruchy wymiotne, aczkolwiek bez wymiotów. To po prostu dźwiganie, takie uczucie jakby ktoś mi coś w przełyk wkładał, oraz nonstop gniecenie/uczucie czegoś pod prawym żebrem (aczkolwiek nie jest to tak daleko w rodzaju wątroby, tylko bliżej żołądka). Ogólnie jestem rozbity, mniej odporny na stres, nie mam 5 minut spokoju od objawów, zmęczony, obolały, nie potrafię się uśmiechać. Gdy są momenty w których się śmieję natychmiast czuję blokadę, wszystko od środka mi się spina etc. Badania wykonane w 2018: ekg, gastroskopia, kolonoskopia, różne badania krwi
Badania wykonane w 2019: ekg, echo, próba wysiłkowa, holter (próba oraz holter były robione jeszcze w czasie kiedy było dobrze, między drugim a trzecim incydentem sercowym, wtedy jeszcze fizycznie i psychicznie byłem w miarę stabilny), rezonans przysadki mózgowej (bez kontrastu), różne badania krwi. w EKG jedyną moją zmianą (ostatni taki wynik jest sprzed 4 lat) to wzniesienie punktu J w ekg. Lekarze twierdzą, że taka moja natura. Internet ma dwa zdania, jedno, że może być przyczyną nagłego zgonu. Druga, że duży % ludzi młodych, sportowców etc. to posiada. Leki, które na dany moment zażywam: aspargin 1x rano, magne b6 2x rano i wieczorem, positivum 3x dziennie (od 1,5 tygodnia).
I wiecie co, ręce rozkładam na wszystkie strony. Siedzę tak dzień w dzień, próbując coś zmienić, od 5 dni staram się ćwiczyć, wrócić do tego sportu, ale wszystko na nic. Raz to nic nie da, a za drugim razem jest ze mną po tym jeszcze gorzej. W piątek narzeczona wraca z rodzicami z wakacji i raz a porządnie chcemy razem znaleźć odpowiedź co jest problemem.
Drodzy forumowicze, nie chcę tutaj prosić o diagnozę, bo już nauczyłem się tego, że internet nie da diagnozy. Chciałbym Was prosić abyście pomogli mi dotrzeć do punktu wyjścia. Z czym i gdzie uderzyć, co może być przyczyną tego wszystkiego. Co może być powodem, że nonstop objawy się utrzymują. Czy tutaj raczej psychika wyrządza taką krzywdę i przez to są objawy somatyczne? Czy może faktycznie są objawy somatyczne i odbija się to na psychice? Podsumowując objawy, które zauważam/doświadczam: przeskoki w klatce piersiowej, uczucie zapchanego przełyku, osłabienie, ospałość, bóle zazwyczaj rąk/karku, ciągłe odczuwanie różnych objawów, utrata wagi, brak uśmiechu, pogorszenie objawów przy emocjach (przy negatywnych jak i pozytywnych), czasami derealizacja, dosyć często nie potrafię opisać co mi dolega, taki wolno płynący lęk przed przyszłością, myśli o śmierci. Napadów lęku (takiego wybuchu strachu) nie miałem już z jakieś 2 miesiące.
Na pewno w drodze jest psychoterapia, aczkolwiek co dalej? Dziękuję. ps. jeżeli będziecie mieli jakieś pytania, postaram się na nie odpowiedzieć. Z drugiej strony zawsze zastanawiało mnie (czytając po internecie tematy) co się podziało z ludźmi, którzy tworzyli tematy z ich dolegliwościami i nagle urywało się wszystko i zazwyczaj odpowiadałem sobie, że albo osoba zmarła, albo przestała odwiedzać temat. ps2. mam nadzieję, że jakoś to wszystko złożyłem do kupy. Ciężko jest mi w tym stanie skupić się na różnych czynnościach a co dopiero na opisywaniu problemu.
ps3. w międzyczasie na pewno było wiele incydentów, aczkolwiek starałem się opisać te najbardziej ważne. Chyba, że coś mi się przypomni, albo znajdzie się pytanie, które może naprowadzić mnie jak i czytelnika na odpowiedź na ów pytanie.