Skocz do zawartości
Nerwica.com

rose479

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

Osiągnięcia rose479

  1. Tak, tylko farmakologiczne. Byłam raz u psychoterapeuty, ale to nie dla mnie.
  2. Witajcie. Pewnie mój problem wyda Wam się błahy, ale czuję potrzebę "wygadania się". Mam 23 lata, studiuję medycynę, mam zainteresowania, generalnie niczego mi nie brakuje, ale nie jestem szczęśliwa. Nie mam absolutnie żadnych znajomych, poza osobami z grupy, ale i z nimi nie utrzymuję żadnego kontaktu poza zajęciami na uczelni. Nie wiem czemu tak odpycham od siebie ludzi. Mimo że zawsze każdemu chętnie pomagam, uśmiecham się, to nikt nie chce nawiązać ze mną jakiejś relacji. Nie mam też chłopaka. Byłam 2 lata w związku, i po tych 2 latach dowiedziałam się, że mój facet ma drugą dziewczynę. Moje poczucie własnej wartości jest strasznie niskie, czuję się jak najgorsze zero. 2 lata temu zdiagnozowano u mnie depresję, leczyłam się ponad rok i faktycznie z efektem, bo myśli samobójcze mi minęły, emocje się wyciszyły i przestałam się przejmować problemami. Ale szczęśliwa dalej niestety nie jestem. Gdy przychodzą wakacje, nie mam się do kogo odezwać, poza mamą. Moi rodzice się rozwiedli, gdy miałam 11 lat, a od 13 roku życia mój ojciec zerwał ze mną kontakt. Próbował ponownie nawiązać relację, gdy skończyłam 18 lat, ale ja nie potrafiłam udawać, że wszystko jest okej, nie miałam ochoty na spotkania, a rozmowy z nim mnie męczyły. Jakieś 1,5 roku temu znów przestał utrzymywać ze mną kontakt. Około 6 lat mieszałam razem z mamą, dziadkami i ojcem w jednym domu, tyle że my na górze, a on z nową żoną i jej dzieckiem na dole. Mijał mnie jak powietrze. Strasznie się tego wstydziłam. Przestałam zapraszać moją jedyną przyjaciółkę, którą znałam od urodzenia do domu, bo było mi cholernie wstyd. I nasze relacje stopniowo się pogarszały i od 5 lat nie mam z nią żadnego kontaktu. Od 18 roku życia mieszkam już tylko z mamą i z jej mężem, z którym się nie dogaduję. Denerwuje mnie to, że traktuje dom jak hotel, nic nie robi, nawet nie potrafi umyć po sobie kubka. Gdy byłam gimnazjum większość czasu spędzałam z babcią, bo mamy ciągle nie było w domu. Wiem, że jestem dla mamy ciężarem, chciałaby mieć inną córkę, cieszącą się życiem i to też mnie dodatkowo dobija. Gdy mam taki zły humor jak dziś, pyta mnie co mi jest, próbuje ze mną rozmawiać, ale ja nie potrafię. Nie umiem rozmawiać o moich emocjach i o tym, co mi leży na sercu. Zawsze wtedy wprowadzam ją z równowagi,kończy się na krzyku i płaczu, a moje wyrzuty sumienia tylko się powiększają. Najgorsze są dla mnie właśnie te wakacje. Czuję wtedy taki kompletny bezsens mojej egzystencji. Poza miesiącem, w którym mam praktyki w szpitalu i jest naprawdę super, to potem jest porażka. Z utęsknieniem czekam na to, aby skończyć studia i zacząć już pracę i wyprowadzić się z domu. Czuję się nikomu nie potrzebna. Mam wrażenie, że gdybym teraz umarła, to na moim pogrzebie pojawiłaby się tylko moja mama. Czuję się niekochana, zbędna, mam wrażenie, że tylko przeszkadzam. Strasznie jest mi z tym źle. Próbuję sobie tłumaczyć, że naprawdę powinnam się cieszyć, z tego, co mam, bo mam 2 ręce, 2 nogi, jestem zdrowa, ale to wszystko nie działa. Na co dzień staram się o tym nie myśleć, wpadam w wir nauki i wyłączam emocje, ale przychodzi dzień, że coś we mnie pęka, jak dziś, i jest mi strasznie źle. Macie jakieś recepty na bycie szczęśliwym?
×