O rany, nie spodziewałam się, że znajdę tyle osób, które tak samo jak ja cierpią na ten paskudny lęk! Czasami czytając Wasze posty, mam wrażenie, że piszecie o mnie! Witam się więc i pewnie przycupnę tu na dłużej!
Mam ponad 30 lat, w całym swoim życiu nie wymiotowałam dużo - ostatni raz 8 lat temu (jelitówka). Moja fobia zdecydowanie nasiliła się w momencie, kiedy mój synek poszedł do przedszkola. Wszędzie widzę wirusiska i zarazy. W kwietniu w przedszkolu panowała jelitówka, moje dziecko miało "tylko" mdłości i gorączkę, mnie i męża ominęło. Najgorsze jest to, że latem zawsze czułam się bezpiecznie, a teraz mam wrażenie, że jeden kij - czy styczeń, czy lipiec - zawsze to cholerstwo może nas dopaść. Tylko wyczekuję informacji o tym, że kolejny wirus panoszy się w przedszkolu. Gdy wychodzimy "do ludzi" - sklepy, znajomi, place zabaw - zawsze mam pierdyliard myśli o tym, że coś przywleczemy. W nocy sprawdzam, czy synek spokojnie śpi, jeśli się wierci, od razu mam wrażenie, że to TO. Spokojna jestem tylko wtedy, gdy mały zostaje w domu, a z drugiej strony chcę, żeby chodził do przedszkola, bo sprawia mu to dużo frajdy.
Aaa, no i ja też serwuję probiotyk (Sanprobi Super Formula), mam wrażenie, że to on nas uchronił w kwietniu. Ciągle tylko się zastanawiam, czy nie przesadzam podając go przez tak długi okres czasu. Chyba powinno się robić przerwy?