Skocz do zawartości
Nerwica.com

bebaba123

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez bebaba123

  1. hej, jestem nowa na forum, emetofobia dotyczy mnie odkąd sięgam pamięcią... mam wrażenie, że od kilku lat jest lepiej, umiem z nią żyć (nie biorę i nigdy nie brałam leków, jem już zupełnie normalnie, również na mieście, piję alkohol i wydawało mi się, że jest uśpiona....) aż do wczoraj... jeden z domowników (dorosły) zaraził się wirusem objawiającym się wymiotami i biegunką. O ile biegunka mi nie straszna to bardzo się boję, że mogę się zarazić A jeszcze czytałam, że chory zaraża kilkanaście dni.... że choroba wylęga się 2 dni... no zwariuje. @Angel_1896 nie chcę Cię straszyć, ale kiedyś śniło mi się, że wymiotowałam i to się stało za kilka dni ALE to było kilkanaście lat temu, od tamtej pory miałam dziesiątki podobnych snów i na szczęście się nie spełniły. Przede wszystkim śni nam się to często, bo tego się boimy! nie są to raczej sny prorocze.
  2. ja stosuje akurat ashwagandhę - staram się regularnie od kilku miesięcy - i zdecydowanie dostrzegam jej pozytywny wpływ na samopoczucie (nie działa niestety na te lęki po alkoholu, lecz wyraźnie wycisza i reguluje emocje na co dzień).
  3. @Nieistotne00 dziękuję za odpowiedź to jest dokładnie taki scenariusz jak opisałaś - przebudzenie w środku nocy, "walenie serca", uczucie niepokoju... tak jest za każdym razem gdy wypiję (nawet trochę) za dużo. Później analizowanie każdej sekundy, schizy... (Dodam, że nie upijam się, zawsze wracam spokojnie do domu, prowadzę normalne rozmowy itd. Zachowuję się wesoło, jestem otwarta do ludzi, nie doprowadzam się do stanu mocnego upojenia. ) Nie wiem dokładnie skąd to się bierze, ale łączę to ze stanami lękowymi, a także problemami z alkoholem mojego byłego chłopaka ("moralniaki" jak i stany lękowe pojawiły się wraz z dostrzeżeniem jego problemu, a także równocześnie z moimi problemami hormonalnymi). Myślę, że ma to też związek z tym, że towarzystwo nie było moimi bliskimi przyjaciółmi - koleżanka oraz nowi ludzie. W związku z tym mam też postanowienie, aby pozwalać sobie na większą ilość alkoholu jedynie w gronie bliskich przyjaciół. Myślę, że wtedy tak okropnego samopoczucia psychicznego nie będzie lub będzie ono minimalne. Zastosuję się także do Twojej rady, by odstawić alkohol na kilka godzin przed zaśnięciem - faktycznie, odzyskanie niemal pełnej "trzeźwości" przed pójściem spać sprawia, że takie moralniaki są mniejsze lub ich nie ma. No i oczywiście zminimalizować spożycie, choć był to raczej taki nieplanowany "wyskok" Ale mam teraz nauczkę, że im mniej tym lepiej. Osoby z podobnymi doświadczeniami zachęcam do wypowiadania się w temacie - zarówno te, które z problemem sobie poradziły (z czego u Was wynikał? co Wam pomogło?) oraz te, które borykają się z podobną przypadłością
  4. Cześć! To mój pierwszy temat. Problemy nerwicowe mam odkąd pamiętam... są okresy gdy jest bardzo dobrze, są okresy lekkiego pogorszenia. Myślę, że na co dzień radzę sobie z objawami i problemami, jednak zaostrzają się one w pewnych sytuacjach.... Zacznę od tego, że ponad ok temu zakończyłam trudny związek,, ponieważ zauważyłam u partnera pewne skłonności do picia alkoholu w większej częstotliwości ( i często ilości) niż dla mnie to było akceptowalne. Piszę o tym, gdyż może to mieć związek z moim problemem. Prowadzę normalny tryb życia. Raz na tydzień-dwa wyjdę na weekendowe "piwo" z koleżankami, aczkolwiek nie mam potrzeby picia samej w sobie (jest to raczej dodatek do spotkania, choć lubię niskoprocentowy alkohol). Niestety zauważyłam, że jeśli zdarzy mi się raz na jakiś czas wypić trochę więcej, mam paskudne kace moralne, CHOCIAŻ nie zdarzyło mi się ośmieszyć, robić czegoś co bym później żałowała. Mam bardzo silne "moralniaki" bez wyraźnego powodu, bez przyczyny. Sam fakt wypicia większej ilości sprawia, że żałuję każdej sekundy imprezy - podczas gdy dzień wcześniej świetnie się bawiłam, wszystko było okej. Nie mam pojęcia, skąd to się bierze. Najgorzej jest jednak, gdy trochę mi się "rozplącze język" i pozwolę sobie na więcej... ostatnio po % wspominałam o byłym chłopaku, rozmawiałam na jego temat z nowo poznanymi osobami (które mogły go kojarzyć). To wystarczyło, by zagwarantować bardzo silną schizę i moralniaka (choć nie rozmawiałam o nim długo). Odtwarzałam sekunda po sekundzie spotkanie, czułam okropne poczcie winy, bardzo silne obniżenie nastroju, byłam załamana przez 2 dni i chciało mi się płakać, czułam także mocny wstyd. Wydaje mi się, że gadałam również o chłopaku z którym się kiedyś spotykałam (a który jest wspólnym znajomym między mną a nowymi znajomymi z ostatniego spotkania) ,Wkręcam sobie, że mogłam powiedzieć coś co go ośmieszyło... Nie jestem nawet w 100% pewna czy o nim rozmawiałam, czy nie wkręciłam sobie tego ze strachu (odtworzyłam sekunda po sekundzie całe spotkanie, ale nie pamiętam każdego jednego tematu na który gadaliśmy pod domem, a chwilę pogadaliśmy jeszcze w samochodzie...). Także sami widzicie - histeria w najczystszej postaci. Jak sobie z tym radzić? Oczywiście wiem, najlepiej unikać większej ilości alkoholu, ale jak już się zdarzy wypić jednego drinka za dużo...jak przeżyć moralniaka i te lęki? Czy są one wyolbrzymione? Dlaczego są one tak okropnie silne? Czego tak bardzo się boje? Dodam, że pisałam z tymi znajomymi po imprezie i nie spotkały mnie żadne nieprzyjemności, wszyscy się świetnie bawili, zatem dlaczego tak bardzo katuje się - niepotrzebnie chyba -myślami? Dodam, że mam tak niemal zawsze po wypiciu większej ilości alkoholu od około 2-3lat , zaczęło się w związku z byłym chłopakiem (który nadużywał) . Również wtedy zaczęłam mieć objawy nerwicy lękowej, (przez ciężkie wydarzenia w życiu i problemu hormonalne) i od tego momentu te "chore kace" trwają. Kiedyś w życiu nie przejmowałabym się takimi "pierdołami". Tęsknie za czasem, gdy mogłam jak normalny człowiek wyjść, poznać kogoś, poplotkować nawet - bez tego okropnego poczucia winy, że coś zrobiłam nie tak, bez tego uczucia niepokoju, nieuzasadnionych lęków..
×