Cześć...
Moja historia jest długa i niestety smutna, gdyż wciąż borykam się z emetofobią. Jestem Ema, mam 19lat, za kilkanaście dni 20. Fobię mam odkąd pamiętam... Już jako 4 letnie dziecko miałam napady paniki, które moi rodzice,dziadkowie łagodzili podaniem hydroksyzynki. Na własną rękę oczywiście. Silne bóle brzucha, mdłości, uczucie "braku śliny" i ten potworny lęk. Nie wiem skąd wzięła się fobia. Mogę tylko podejrzewać, że to przez to, że jako dziecko ciągle chorowałam na anginę i towarzyszyły jej silne wymioty. No ale byłam tak mała, że nic z tego nie pamiętam. Ostatni raz wymiotowałam w wieku 3/4lat po czerwonej oranżadzie( po dziś dzień jej unikam). Później aż do teraz zdarzały się tylko odruchy wymiotne na szczęście. W zasadzie to nie wiem jakie to uczucie. Nie pamiętam, czasem mam wrażenie, że nie umiem tego robić. Zawsze byłam bardzo nerwowa i wrażliwa. Ale dopiero w wieku 14lat wszystko zaczęło mi doskwierać o wiele mocniej i utrzymuje się to do teraz. Może myślicie, że opowiadam to z takim stoickim spokojem, więc nie może być tak źle. Powiem wam, że samo rozmawianie o tym już nie jest dla mnie aż takie "emocjonujące". Ale nie zawsze tak było. Dawniej sama niewypowiedziana myśl "wymioty" powodowała u mnie przyspieszone bicie serca i panikę. Przetoczyłam się przez różnych specjalistów... Pedagog, psycholodzy, psychiatrzy, psychoterapeuci, byłam nawet na jakichś masażach leczniczych (pomysł mamy która ,swoją drogą, nie rozumie mnie). W zasadzie nie wiem czy mówić u mnie o poprawie... Jestem po prostu bardziej oczytana, zaznajomiona z tematem, po wielu doświadczeniach, w różnych miejscach o z różnymi ludźmi. Nie czuję się jak dawniej. Ale nie oznacza to że jest lepiej. Jest po prostu inaczej. Mój lęk ciągle ewoluuje, wciąż "wynajduje" kolejne rozwiązania, które działają... doraźnie. Obecnie jestem na etapie noszenia ze sobą wody, gum do żucia, cytryny i imbiru( wyczytałam że działają przeciwwymiotnie), kropli żołądkowych i leku uspokajającego Nervobonisol (ten ostatni dlatego, że ma równiez ziołowy posmak, który pomaga niwelować mdłości). Jestem bardzo zestresowana, gdy nie mam tych rzeczy przy sobie lub gdy mam a nie mogę użyć. Dodam że pije te krople "z gwinta" ale tylko odrobinę. Tłumacze sobie że sam smak na ustach czy zapach już mi pomoże opanować nudności i wtedy jest lepiej. Chociaż nie zawsze. Zdarza się, że panikuję bo właśnie nic nie pomaga, i wtedy jest najgorzej... Bo nie wiem co mam zrobić. Czuję że pewnie zaraz zwymiotuję, choć nigdy to się nie dzieje. Ale nie mam pewności. I nigdy miec nie będę... Zwłaszcza że ja nawet nie mam pojęcia jak to wygląda, jak to się czuje. Po prostu panicznie się boję.
Wpadłam na pomysł jakiś rok temu, aby udać się do Katowic na hipnoterapię. Gość tam oferuje pomoc stricte dla emetofobików. I szczerze, jest to dla mnie ostatni deska ratunku. Kiedyś miałam depresję, nie radziłam sobie z tym. Obecnie raczej jej nie mam, jednak podchodząc do sprawy logicznie i na chłodno uważam że powinnam umrzeć. Nie nadaję się do życia w takim stanie, gdyż fobia ingeruje w całe moje życie. Nie jestem jakąś napaloną samobójczynią. Nie mam planu na to. Po prostu w tym świecie nie ma dla mnie miejsca. I pewnie będę się męczyć do końca życia jeśli zdecyduję się z tym żyć. Problem w tym, że ja jestem tego wszystkiego świadoma i nie chcę żyć w ten sposób. Jak będę mieć w końcu odłożone (bo ciągle zmieniam pracę przez to) to wybieram się na tę hipnoterapię. Pokładam w niej całą nadzieję... Jak to nie pomoże to już chyba nic.
Jestem studentką psychologii. Pewnie większość znając mój problem wyśmiała by mnie. Zawsze chciałam pomagac ludziom. Długo utrzymywałam że będę lekarzem,ale z emetofobią zrozumiałam że to nie możliwe. Mając własne problemy i dużą dozę empatii uznałam że psychologia to jest to. Przez emetofobie zaczynałam się w psychologicznych książkach i poczułam że to jest to co mnie interesuję. Nie ukrywam też że jestem na tym kierunku, aby może dowiedzieć się czegoś więcej o naszej fobii, sposobach leczenia itd.
Co do rodziny, nie mam wsparcia. To oni zniszczyli mnie psychicznie, ale i całe otoczenie w którym żyłam. Dlatego na studia wyniosłam się do innego miasta i już nie odwiedzam tamtych stron jak nie muszę. Nie wrocilam nawet na święta. Coś tam pomagają finansowo,ale nie mogę liczyć na nic więcej niż kasa na mieszkanie. Na jedzenie mam sobie zapracować... No właśnie. A tu zaczynają się schody. Pracuje bo muszę. I jest to ogromny stres, zwłaszcza że na każdym kroku widzę możliwość wymiotowania. Ale jestem dorosła prawda, muszę sobie radzić. Chce żyć na swoim to muszę pracować. Studiuje zaocznie więc i na tę studia potrzebuje kasy... Mimo tego nie pracowałam do grudnia.
Mieszkam z chłopakiem. Jest jedyną osobą która mnie dobrze rozumie, szanuje to co czuje i pomaga mi jak może. Ufam mu najbardziej na świecie. I choć byłoby ze mną nie wiem jak źle to gdy on zapewni mnie że nic mi się nie stanie psychika w końcu daje mu sobie przetłumaczyć i faktycznie mi przechodzi. Dzięki niemu mogę czuć się bezpieczniej, stara się zadbać by te pieniądze były... nie wymaga ode mnie chodzenia do pracy ale ja czuję że powinnam więc co chwila się czegoś łapie...
Na koniec jeszcze, co do skutków emetofobii w moim życiu : lęk przed zatruciem, sprawdzanie dat ważności, wyrzucanie jedzenia gdy nie jestem pewna czy jest dobre, lęk przed podróżami , lęk przed szpitalem, lekarzami, lęk przed ciążą i chorobami dzieci, lęk przed bólem brzucha, nudnościami, nie jadam w restauracjach itp., obsesja na punkcie czystości, częste długie mycie rąk, dokładne zmywanie naczyń, lęk przed dentysta ponieważ mam odruch wymiotny,lęk przed grypa żołądkowa i wszystkimi chorobami którym mogą towarzyszyć wymioty, gdy ktoś kaszle długo i 'specyficznie' mam atak paniki, że może wymiotuje... od kilku miesięcy mam też problemy ze snem, ponieważ wieczorami robi mi się bardzo niedobrze, a jak już zasnę to prawie każde nocy budzę się co najmniej raz i mam wrażenie że zwymiotuję bo tak mi niedobrze.
To rzecz jasna nie wszystko. Dużo by jeszcze mówić. Chciałam wygadać się w "skrócie" podczas gdy leżę znów przeziębiona z ostrym bólem gardła i staram się powstrzymać mdłości które ten ból wywołuje...
Jest mi bardzo ciężko. Chciałabym żyć normalnie, naprawdę... To moje największe marzenie w tym momencie- pozbyć się tego świństwa. Ja nawet nie mogę sobie wyobrazić jak to jest się nie bać wymiotować bo nigdy się tak nie czułam...
Pozdrawiam wszystkich, i przepraszam że aż tak długi post...