Skocz do zawartości
Nerwica.com

LostStar

Użytkownik
  • Postów

    192
  • Dołączył

Odpowiedzi opublikowane przez LostStar

  1. Wasze komentarze i wszelkie artykuły i książki na te tematy są bardzo "budujące". Przeczytałam multum książek na ten temat, m.in. Lwa-Starowicza i nie pomogły. Wręcz przeciwnie, nienawidzę tego jeszcze bardziej. Jakie to wszystko brudne, pokrętne, oślizgłe, nieogarnione, mgliste. 

    Seks, związki, małżeństwa, relacje damsko-męskie-to najgorsza dziedzina ludzkiego życia. NAJGORSZA. Chcę, aby to nie istniało. Świat byłby lepszy bez tego cholerstwa. Byłoby o połowę problemów mniej. 

    NIENAWIDZĘ zakochanych par. Nienawidzę ludzi, którzy są po ślubie. Nie mogę na nich patrzeć. Chce mi się wtedy płakać i wyć z rozpaczy i bezsilności. Jakby pokazywać kulawemu zwycięzców maratonów.

  2. Jestem na urlopie zdrowotnym na studiach. Zaledwie 1,5 roku zaliczone, akurat na półmetku...A miało być tak dobrze.

    Przeczytałam kilkanaście artykułów, że u kobiet w wieku 30+ znalezienie miłości, męża, drugiej połówki graniczy z cudem. Jestem załamana. Tak pewnie będzie. 25 lat i 2 m-ce. Będzie tak dożywotnio. Nie zaznam miłości, związku, seksu. Nie zaznam bliskości fizycznej i duchowej z mężczyzną. Czy ja chciałam coś złego, chciałam za dużo? Jestem zdziwaczałą osobą, czasem (mam tak od przedszkola), czuję się mężczyzną. Zostanę dożywotnią dziewicą z nawykami starego kawalera. Chodzę od 1,5 roku na psychoterapię u psychoterapeuty psychologa/seksuologa. Ale.....Efekty żadne. Jestem zmęczona. Nie mam żadnej radości życia. W rodzinie nie mam NIKOGO, kto mnie kocha. Mam ochotę zasnąć i już nigdy się nie obudzić. A młodych mężczyzn 18-35 to ja sobie mogę pooglądać tylko w Internecie. Ktoś na to ciężko zapracował, żeby ukształtować tak dysfunkcyjną seksualnie i życiowo jednostkę, jak ja.

  3. Pojutrze skończę 25 lat. Nie mam NIC. Nie mam pracy, wykształcenia (jestem dopiero na drugim roku studiów, a powinnam być już rok po magisterium), nie mam mężczyzny. Nigdy nie byłam w związku. Nawet gdybym była, to nie wiedziałabym, co robić. Przegrałam wczesną młodość (17-25). Dlaczego średnia (25-29) miałaby być inna? Czy jest sens, żeby 50-letni analfabeta uczył się czytać i pisać? Jest już za stary, żeby się uczyć. Jednak szczeniackie miłostki to ważne życiowe doświadczenie.

  4. Za tydzień moje 25. urodziny. I pójdzie mi na 26. rok dziewictwa, a nie należę do zwolenników czekania do ślubu, więc....Jestem totalne nieudolna. Miesiąc temu przez emaila wyznałam miłość chłopakowi. Bałam się wprost. To i tak dużo. On mi dał kosza.Boli. Straszliwie boli. Minęły cztery miesiące od napisania przeze mnie tego wątku i moja sytuacja nie poprawiła się nawet o milimetr. Podejrzewam, że w wieku 30 lat już wszyscy będą mieli pierwszy raz za sobą, połowa będzie już w związku małżeńskim albo niedługo przed. Ja będę 30-letnią dziewicą, która nigdy nie była nawet z chłopakiem na spacerze. Obwiniam o swój żałosny stan środowisko, które mnie tak wychowywało. Seks, miłość-tematy zakazane. Przez 20 lat wdychałam dym tytoniowy i teraz mam złośliwy nowotwór płuc (metafora)-jak mam nie nienawidzieć ludzi, którzy mi to samotne, wstydliwe cierpienie zgotowali???!!

  5. refren, treść Twoich wypowiedzi jest przerażająca. Jak wszystkich pisanych przez konserwy. Dla Ciebie człowiek to kawał mięsa, maszynka do rodzenia, prokreacji.

    I bardzo podoba mi się XIX-wieczny romantyzm, powieść gotycka itd.

    Ja nigdy nie chciałam być matką i być nie zamierzam. Chcę współmałżonka, który będzie podzielał moje poglądy. I mam do tego prawo.

    Boję się wypowiedzi ludzi, którzy wyznają taką ideologię, jak Ty. Jest przerażająca. Przesycona brutalnym, mrocznym biologizmem-afirmacja gorzkiego zwycięstwa gatunku nad jednostką.

  6. Jak w temacie. Chcę wierzyć, że po 30 nie jest za późno (zwłaszcza dla kobiety), aby się zakochać, wziąć ślub i przeżyć pierwszy raz. Czy ktoś z Was przeżył coś takoego po 30? Albo zna kogoś takiego? Wiecznych samotników, przekreślonych przez otoczenie, którzy niespodziewanie szczęśliwie zakochali się np. w wieku 34 lat?

  7. Może to zabrzmi pretensjonalnie, ale bardzo brakuje mi miłości i dotyku. Bardzo cierpię. Mam swój scenariusz wymarzonej śmierci.  Chciałabym odejść w ramionach ukochanego mężczyzny. Aby mnie podtrzymywał i rozmawiał ze mną w ostatnich chwilach. Chcę odejść pierwsza.

    Boże, tak bardzo boję się wdowieństwa!!! Nie chcę zostawać sama i być na pogrzebie mojej drugiej połówki!!! Nawet gdybym znalazła drugiego towarzysza życiowego, to nie chcę dzielić swojego serca dla dwóch. To by było schizofreniczne. Chociaż prawdopodobieństwo, że ten drugi też umrze przede mną, byłoby na szczęście już mniejsze. Jeżeli by mój pierwszy ukochany umarł, to mam plan 🙂 Przeczytałam gdzieś o historii pewnego starszego wdowca i zrobię to samo, co on.

    Pójdę z moim nowym towarzyszem życiowym na grób mojego pierwszego ukochanego, przedstawię go i zapytam się, czy mogę wziąć z tym drugim ślub 🙂 Na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Ale wyedy na pewno moje serce będzie do tego pierwszego należało. Tego drugiego będę lubić i uprawiać z nim seks, ale ten 1 to będzie moja pierwsza i najczystsza miłość. 

  8. 10 godzin temu, refren napisał:

    Jest "surowa", ale też najbardziej spójna i konsekwentna. Nie wiem zresztą dokładnie, jaka jest etyka świadków Jehowy, poza tym, że seks jest dozwolony tylko w małżeństwie. Z opowieści wiem, że dzieci są raczej niemiło widziane, ponieważ ludzie, którzy mają dzieci są mniej dyspozycyjni dla swoich przywódców i mniej chętni, by oddawać wspólnocie swoje pieniądze. Z kolei za wykroczenia moralne, w tym seksualne, staje się przed "sądem" i można zostać wykluczonym ze wspólnoty w ogóle. Wtedy pozostali świadkowie mają zakaz kontaktu z taką osobą, nie podchodzą do niej na ulicy, udają, że jej nie znają. Tako to tolerancyjna religia.

    Myślę, że przesadzasz, zwłaszcza z tym rokiem, ale nie będę wnikać w szczegóły. Poza tym w trakcie ciąży akurat najpierw nie trzeba się hamować, więc nie jest źle.

    Nieporozumienie wynika też z tego, że współcześnie ludzie uważają, że  nawet w małżeństwie się nie chce dzieci poza wyjątkowymi momentami, natomiast nauka Kościoła zakładała, że się cały czas chce mieć dzieci, poza wyjątkowymi momentami (więc z założenia nie miało być dużo ograniczeń). Z tym że katolicy zaczęli stosować metody naturalne jako po prostu odpowiednik sztucznej antykoncepcji,  z kolei naciski i zmiany społeczne powodują, że ciężko jest być wielodzietną rodziną, bo na każde dziecko wypada ogromna presja, aby zapewnić mu odpowiednie warunki i ogromne wydatki.

    Jak na moją wątłą wiedzę, to sądzę, że mocno przesadzasz co do tych kilku dni, ale nie jestem specjalistką od naturalnych metod. Moim zdaniem jednak ochota się bierze też z abstynencji, więc jakby to było faktycznie  tylko  kilka dni w miesiącu, to bez względu na moment cyklu by się chciało - przez wyposzczenie, poza tym kobieta ma dwa przesilenia hormonalne, które sprawiają, że ma zwiększoną ochotę na seks, drugie w trakcie okresu, co czyniłoby sprawę beznadziejną, ale hormony działają już na wysokich obrotach zanim się zacznie okres. Poza tym nie tylko czynniki hormonalne decydują o tym, czy się chce. Z kolei sztuczne metody mogą zaburzać spontaniczność i naturalność w trakcie seksu.

    Stosowanie naturalnych metod nie jest sensem małżeństwa, te metody mają  wzmacniać małżeństwo, ale dobro małżeństwa jest od nich istotniejsze. Jeśli ludzie nie dają rady, to powinni być wobec siebie  wyrozumiali. Analogicznie, jeśli czasem zjesz fastfooda, to nie umrzesz, ale nie ma się co okłamywać, że to zdrowe jedzenie. Sensem małżeństwa nie jest też odgradzanie się od siebie przez sztuczne blokady, rozwalanie sobie cyklu hormonalnego, obawa przed dzieckiem czy wielka dyskusyjność tego, czy je w ogóle mieć. Chęć posiadania dziecka jest naturalnym dążeniem człowieka i efektem miłości i nie powinno się ograniczać w tym męża/żony w imię "zdroworozsądkowych" racji, które mogą być bezduszne (najpierw się doróbmy, zróbmy doktorat, karierę, a potem może dziecko). Druga osoba może z pozoru ulec tym racjom czy z braku pewności siebie ulec obawom przed dzieckiem, a jednak w głębi duszy czuć się niespełniona czy stracić szansę, by rozwinąć w sobie powołanie do bycia rodzicem.   Jeśli się kogoś kocha, pożąda, akceptuje, to kocha się, pożąda i akceptuje się też wspólnie poczęte dziecko.

    Dlaczegi "dorabianie się, doktorat" mogą być bezduszne? Co w tym złego? To prokreacja, rozmnażanie jest bezduszne!! Prokreacja to śmierć!!! Gorzkie zwycięstwo gatunku nad jednostką. I nie chcę być nigdy w ciąży ani rodzić dzieci!! I cieszę się, że moje obecne depresanty mogą spowodować poronienie-to daje mi pretekst dla otoczenia, iż nie mogę teraz powiększać rodziny. I tak, boję się ciąży, porodu, macierzyństwa. I uważam, że małżeństwa mają prawo nie mieć dzieci. A Twoja wypowiedź to przejaw bezdusznego pronatalizmu.

  9. Właśnie się dowiedziałam, iż mój daleki kuzyn, lat 27, żeni się w przyszłym roku. Jestem przeszczęśliwa. Kolejna znana mi osoba, która bierze ślub przed 30. Ja mimo 25 nigdy nawet za rękę się z chłopakiem nie trzymałam. Ta para ma ten etap dawno za sobą. Jednak według GUS najwięcej ślubów jest w grupie wiekowej 25-29. To "cudowne" uczucie-ten pożerajacy głód bliskości przy jednoczesnym emocjonalnym upośledzeniu, widoku setek zakochanych par i tej piekielnej świadomości, iż nikt ze mną nie chce i nie będzie chciał chodzić. To okrutne. Dlaczego moim znajomym się udaje chodzić z drugą połówką, a mnie nie? Czy ja nie mam prawa do miłości i bliskości???

     

  10. Mnie od związku odrzuca też m.in. idea płodzenia dzieci, zakładania rodziny. Fuj. Boję się, że np. w wieku 40 lat mojemu wybrankowi włączy się instynkt ojcowski, przykuje kajdankami do łóżka i napluje mi spermą od dołu wbrew mojej woli. 

    Do dzisiaj mam traumę "uświadomionego dziecka". Wciąż nie mogę się pogodzić z tym, wciąż nie dociera do mnie, że niewinne dzieci powstają przez...Uprawianie seksu!!!! Ludzie, to jest ohydne!!! 

    Brzydzę się tego. Kobieta rozkłada nogi jak martwa kałamarnica, jak martwy kraken. A mężczyzna pluje jej od dołu białym kleikiem. Przez trzy kwartały kobieta wygląda jak obleśny hipopotam. Poród to rzeźnia. A noworodki są tak szpetne, że trudno uwierzyć, że to człowiek. 

    Pamiętam jak dziś w LO-nauczycielka przedsiębiorczości o noworodkach i porodach (poruszała temat o tym, jak w zakłamany sposób są pokazywane małe dzieci w reklamach):"Prawdziwy noworodek to przypomina taką różową małpkę. Dziewczyny, jak urodzicie dziecko, będzie to dla was najpiękniejszy widok na świecie."

    A niech się goni!!!! A ja w środku umierałam ze strachu, byłam tym przerażona, poczułam nienawiść do aspektów swojej płci związanych z rozmnażaniem. To upadlające. Moja dusza cieepi!!! Ale wiem, że nikogo to nie obchodzi. Nie chcę zaszczytnej roli noszenia w sobie życia i wydawania na świat potomstwa. Nie......To tak, jakby ktoś mnie żywcem wymyślnie torturował i ubierał to w gornolotne słowa. Zabierzcie to!!!! Dajcie jakiejś kobiecie, która tak chce żyć i mieć 7 dzieci!!!!! Ale mnie to zabierzcie!!!! Nie chcę tego!!!!!

    NIC nie chroni przed ciążą. Nawet wiek. Ile to kobiet po 40. przestało się zabezpieczać z myślą, że mają minimalne szanse na zapłodnienie? Multum-i multum z nich zaraz zaliczyło wpadkę zostając mamusiami w wieku 43, 45 i więcej lat. Ma ktoś podobny problem? Na pewno niektórych mężczyzn też odrzuca idea zostania ojcem i czują, iż nie podołają temu zadaniu?

  11. Mnie od związku odrzuca też m.in. idea płodzenia dzieci, zakładania rodziny. Fuj. Boję się, że np. w wieku 40 lat mojemu wybrankowi włączy się instynkt ojcowski, przykuje kajdankami do łóżka i napluje mi spermą od dołu wbrew mojej woli. 

    Do dzisiaj mam traumę "uświadomionego dziecka". Wciąż nie mogę się pogodzić z tym, wciąż nie dociera do mnie, że niewinne dzieci powstają przez...Uprawianie seksu!!!! Ludzie, to jest ohydne!!! 

    Brzydzę się tego. Kobieta rozkłada nogi jak martwa kałamarnica, jak martwy kraken. A mężczyzna pluje jej od dołu białym kleikiem. Przez trzy kwartały kobieta wygląda jak obleśny hipopotam. Poród to rzeźnia. A noworodki są tak szpetne, że trudno uwierzyć, że to człowiek. 

    Pamiętam jak dziś w LO-nauczycielka przedsiębiorczości o noworodkach i porodach (poruszała temat o tym, jak w zakłamany sposób są pokazywane małe dzieci w reklamach):"Prawdziwy noworodek to przypomina taką różową małpkę. Dziewczyny, jak urodzicie dziecko, będzie to dla was najpiękniejszy widok na świecie."

    A niech się goni!!!! A ja w środku umierałam ze strachu, byłam tym przerażona, poczułam nienawiść do aspektów swojej płci związanych z rozmnażaniem. To upadlające. Moja dusza cieepi!!! Ale wiem, że nikogo to nie obchodzi. Nie chcę zaszczytnej roli noszenia w sobie życia i wydawania na świat potomstwa. Nie......To tak, jakby ktoś mnie żywcem wymyślnie torturował i ubierał to w gornolotne słowa. Zabierzcie to!!!! Dajcie jakiejś kobiecie, która tak chce żyć i mieć 7 dzieci!!!!! Ale mnie to zabierzcie!!!! Nie chcę tego!!!!!

  12. 2 godziny temu, refren napisał:

    Tylko że Ty sobie dokładasz rygoryzmu do tego co mówi nauka Kościoła i identyfikujesz własne blokady z jego zakazami. W tym przypadku rzeczywiście jest to szkodliwe.  Katolickie podejście do seksu to nie jest asceza czy aseksualizm, seks tylko dla prokreacji ani wyłącznie zakazy, raczej Ty tak to postrzegasz.

    Opychanie się słodyczami nie jest zdrowe, ale jeśli anorektyk zje ciasto, to jest w jego wypadku sukces. Ty pod względem seksualności jesteś niczym anorektyk, który obwinia dietetyków, że mówią o negatywnej stronie jedzenia słodyczy. To faktycznie nie jest dla Ciebie w tym momencie budujące, ale dla innych ludzi może być.

    W liberalnym świecie jakoś też dużo cierpienia, samotności i samobójstw.

     

    Dlaczego uważasz, że mam postawę "seksualnego anorektyka"? Możesz rozwinąć myśl? Zaciekawiło mnie to porównanie. 

  13. Refren, ja jednak uważam, że ta wizja moralności, którą reprezentujesz, jest szkodliwa. Stoję po stronie tego "zepsutego świata". Stoję po liberalnej stronie i uważam, że liberalne podejście jest rozsądne. A ten moralny rygoryzm i ascetyzm to przyczyna ogromnych, niewyobrażalnych cierpień i dramatów. To moje ostatnie słowo w tym temacie. Nie chcę dalej ciągnąć tej polemik z Tobą. W ogóle mnie Twoje argumenty nie przekonują. Uważam też, że zwolennicy tej rygorystycznej seksualnej moralności przejawiają lekceważenie dla ogromnych cierpień młodych ludzi oraz brak elementarnego nawet zrozumienia dla inności. Zero empatii i współczucia. Tylko nakaz i zakazy. Taki rygoryzm i ascetyzm to prosta droga do zaniku miłości (zostaje wtedy tylko poczucie obowiązku, a to za mało, negacja emocji, uczuć to takie samo wypaczenie co negacja logiki i rozsądku), do depresji i alienacji ludzi, którzy nie wpisują się w schemat "jedynie słusznej drogi".

  14. W dniu 31.01.2019 o 21:00, refren napisał:

    LolStar, ta etyka na pewno nie jest dziełem Pawła VI, istniała już przed naszą erą w judaizmie, poza tym, że Żydzi zaczęli kombinować z rozwodami, co potępił Jezus, a na pewno od początku chrześcijaństwa. "Nie cudzołóż" - co może być prostszego i zdrowszego? Wymysłem współczesności są śluby cywilne, rozwody, masowa antykoncepcja, małżeństwa homoseksualne, aborcja, seks bez zobowiązań itd. Kiedyś ludzie pobierali się, kochali, płodzili dzieci, jak było im dane i byli szczęśliwi. Nie wiedzieli, że istnieje 6 płci, a dziecko przeszkadza w karierze i samorealizacji i że dziecko musi kosztować materialnie tyle co dziś (dziś musi mieć smartfon, własny pokój w mieszkaniu na kredyt, masę zajęć, a obowiązek szkolny wymusza olbrzymie nakłady pieniędzy przez kilkanaście lat, bo obowiązek jest darmowy, ale wyposażyć dziecko do szkoły muszą rodzice. Jeszcze za komuny dziecko nie budziło takiego przerażenia jak dziś, ponieważ była mniejsza presja i "jakoś to było", dziecko było "tańsze" i szczęśliwsze).

    To nie moralność chrześcijańska jest zła, przeciwnie, jest ona genialna i rozwojowa dla człowieka, tylko kultura seksu i lewicowe ideologie zamotały ludziom w głowie. Dzisiaj cała masa ludzi jest od seksu uzależnionych i myśl, że w tej dziedzinie mogą być jakiekolwiek ograniczenia moralne budzi ich wstręt.

    "Seks przedmałżeński NIE"

    seks przedmałżeński - nazwa wskazuje, że nastąpi potem małżeństwo, co jest fałszywe.. Nie ma seksu przedmałżeńskiego, jest poza małżeński i wszystkie cywilizowane kultury stawiają go niżej niż małżeński, ponieważ dojrzałością człowieka jest żyć w rodzinie, a poza tym małżeństwo reguluje wiele spraw, przede wszystkim zapewnia ochronę kobiecie, która ponosi ciężar rodzenia dzieci oraz zapewnia byt dzieciom, dziedziczenie dóbr wewnątrz rodu i wiele innych rzeczy, jak np. uprzywilejowany status danego związku w społeczności.

    "Fantazje seksualne (które są zupełnie NORMALNE u 99% dorosłych ludzi) NIE"

    Jak słusznie zauważasz, są normalne i nawet gdyby rzeczywiście istniała jakaś etyka zakazująca ich, to byłaby niemożliwa do wykonania z powodu natury psychologicznej człowieka. Nauka Kościoła nie twierdzi, że mamy się wyzbyć tego, co naturalne, ale pokazuje, że należy być ostrożnym, ponieważ z fantazji rodzi się pragnienie grzechu cudzołóstwa. Jeśli np. zdrada męża/żony się zakorzeni w myślach, to bardzo trudno wyrzec się potem realizacji, jeśli jest taka możliwość. Poza tym nawet niezrealizowane fantazje o kimś innym, jeśli się nadmiernie rozrosną, mogą spowodować zmiany w uczuciach i wyziębić związek. Fantazje rozbudzają pragnienia, a pragnienia są dobre, jeśli nie prowadzą do grzechu, tylko do miłości i małżeństwa lub miłości w małżeństwie. To jest po prostu konsekwencja, jeśli człowiek ma nie cudzołożyć, to musi się nauczyć pewnej wstrzemięźliwości.

    "Antykoncepcja (nawet w małżeństwie!!) NIE"

    To nie jest prawda, po pierwsze metody naturalne (nie kalendarzyk) są oparte na wiedzy medycznej i jeśli je stosować sumiennie są skuteczne. Nie mają też skutków ubocznych. Dla mnie niewiarygodne jest, że kobiety zgadzają się zniszczyć cały swój naturalny cykl hormonalny, żeby facet mógł sobie do woli używać. Pewnie zaraz się pojawią głosy, że kobieta też czerpie przyjemność i też jej zależy na planowaniu potomstwa, owszem, a jednak widzę to w ten sposób, bo gdyby nie ucieczka mężczyzn od odpowiedzialności, to kobiety by tak nie zgłupiały.

    Po drugie, są sytuacje, w których można dostać dyspensę na antykoncepcję sztuczną.

    "Seks w małżeństwach tylko cywilnych NIE"

    Jeśli ktoś jest osobiście zainteresowany tym, co ma do powiedzenie Kościół w kwestii grzechu, to nie jest zainteresowany ślubem cywilnym. Małżeństwa cywilne są dla niekatolików lub dla ludzi mających problem ze związaniem się na zawsze - czego nie należy wspierać.

    " Masturbacja NIE "

    Kościół tak mówi, ale też wskazuje drogę: pornografia nie, uzależnianie się od seksu nie, małżeństwo tak. W kulturze tradycyjnej ludzie zawierali małżeństwa szybciej, już jako nastolatkowie i nie zdążali przywyknąć do samozaspokajania się, które z pewnością nie jest rozwojowe dla człowieka i długotrwale praktykowane raczej utrudnia potem czerpanie przyjemności z seksu z drugą osobą lub może utrudniać.

    Poza tym jest spowiedź.

    "Seks homoseksualny NIE (A sama skłonność nie jest grzechem. Więc co? Taki człowiek ma całe życie nie uprawiać seksu. To okrutne. To tak, jakby powiedzieć:"Wolno ci odczuwać głód, ale nie wolno ci jeść.")"

    Zakładasz, że 1. skłonność ta determinuje człowieka 2. skłonność homoseksualna jest tym samym, co heteroseksualna, tylko w innym wariancie. To są dwa mity, o pierwszym długo by dyskutować, o drugim też, zauważę tylko, że heteroseksualizm ma potężne podpory w biologii (biologia wyposaża nas w masę funkcji służących rozmnażaniu i u kobiety opiece nad potomstwem) oraz prowadzi do tego, że dziecko ma zapewnione właściwe warunki rozwoju. Homoseksualizm bez podpory biologicznej (hormony, pociąg płciowy), bez psychologii różnic między mężczyzną i kobietą, które czynią ich dla siebie atrakcyjnymi i dopełniającymi się, wspiera się na perwersjach (seks analny to nie jest wcale dominująca aktywność homoseksualistów) takich jak zadawanie sobie bólu, oddawanie na siebie moczu i wszelkich innych, o czym się nie mówi z powodu poprawności politycznej i  prowadzi do związków z (nie)natury nietrwałych, a w konsekwencji do depresji co wrażliwszych jednostek, nie mówiąc o problemach zdrowotnych.

    "Bezdzietne małżeństwa z wyboru NIE"

    To zależy, bo można z wyboru związać się z kimś, z kim wiadomo, że niemożliwe jest mieć dzieci lub zrezygnować z dzieci np. z powodu ryzyka wad genetycznych, czego Kościół nie potępia. Ale zasadniczo małżeństwo jest związkiem, w którym naturalne są dzieci i takie jego traktowanie zapobiega np. zakusom państwa totalitarnego, żeby regulować dzietność odgórnie, jak w Chinach. Ale rozumiem trochę ból, jeśli ktoś nie chce mieć dzieci, pytanie tylko, czy nie zachce np. koło 40tki i wtedy się zacznie z kolei wkurz, że Kościół zabrania in-vitro.

    "Komu wolno według KK uprawiać seks?"

    To jest odbiciem tego, o czym już mówiłam wyżej.

    "Księża NIE

    Zakonnicy/zakonnice NIE"

    Jak zostają księżmi i zakonnicami, to wiedzą na co się decydują, poza tym mają formację duchową, która ich przygotowuje do życia w celibacie. To się wydaje dziwne w dzisiejszych czasach, ale człowiek MOŻE nie uprawiać seksu i ŻYĆ a ksiądz i zakonnik są choćby po to, aby  to ludziom okazywać. Szkoda tylko, że niektórzy pokazują odwrotnie, ale to nie zmienia faktu, że większość żyje w celibacie i się rozwijają duchowo.

    NIKOMU i Z NIKIM! Tylko z MĘŻEM/ŻONĄ! No co za tragedia dla jednostki i ludzkości. ;)

    Wiem, że jak się jest młodym, to problem seksu i nauki Kościoła może spędzać sen z powiek, ale z czasem się łapie do tej tematyki dystans, ponieważ jest jeszcze parę innych problemów w życiu. Pewnie 10 lat temu bym miała więcej empatii. Można też spojrzeć na zasady moralne w szerszym kontekście, nie tylko osobistym, ale np. ich znaczenia społecznego, co pozwala zobaczyć ich sens mimo własnych grzechów. Te zasady czemuś służą, wyznaczają kierunek, do którego człowiek powinien dążyć i wyznaczają ład.

     

     

     

    Wiem, że niektórzy ludzie żyją bez seksu i jest im z tym dobrze, jednak jest ich niewielu, jakieś % społeczeństwa, tzw. aseksualiści. Jednak większość ludzi nie jest aseksualna. Twój wywód jest może i logiczny na ekranie komputera, jednak nie liczy się to zupełnie z osobistymi dramatami, doświadczeniem, empiryzmem.

    Zakony-życie w odosobnieniu, noszenie zgrzebnych szat, brak relacji intymnych z drugim człowiekiem, kolektywizm-nie, to NIE jest zdrowe. To prowadzi do szaleństwa. Wystarczy sobie poczytać zapiski mistyczek, np. św. Teresa z Avila, św. Faustyna Kowalska. Przerażające jest to, jak bardzo te, z pozoru zupełnie "niewinne" wizje, są rozerotyzowane. 

    Ja swoje zasady mam. Powoli, z oporami, ale jednak, uczę się akceptować moje sny i fantazje erotyczne, moje ogromne libido. I czuję się z tym trochę lepiej. Dzięki temu nie zadręczam się z powodu moich skłonności i nie skrzywdzę żadnego chłopaka. Nie wymuszę na nim seksu. Dzieliłam pokój z chłopakami podczas prac w terenie (kierunek pokrewny z geologią). Towarszystwo lat 20-30. I co? ZERO seksu. Owszem, były żarty, ale nikt nikomu krzywdy nie zrobił.

    Twoje podejście do rozmnażania jest dosyć niefrasobliwe. Wolę jednak te Oświeceniowe wartości. Zapewnienie btu materialnego i odpowiedniego poziomu życia dziecku jest bardzo ważne. Dewaluacja tego to błąd.

    "Czystość"-już sama ta nazwa sugeruje, iż seks, zarówno stosunek seksualny, jak i fantazje erotyczne, to zło, brud. Mam rację?

    Refren, ja jednak uważam, że ta wizja moralności, którą reprezentujesz, jest szkodliwa. Stoję po stronie tego "zepsutego świata". Stoję po liberalnej stronie i uważam, że liberalne podejście jest rozsądne. A ten moralny rygoryzm i ascetyzm to przyczyna ogromnych, niewyobrażalnych cierpień i dramatów. To moje ostatnie słowo w tym temacie. Nie chcę dalej ciągnąć tej polemik z Tobą. W ogóle mnie Twoje argumenty nie przekonują.

  15. Wydaje mi się, że jeszcze tego tematu nie było, a jest dosyć powszechny.

    Od dzieciństwa miałam wątpliwości na temat wiary, religii, Boga itd. Dużo czytałam, poszerzałam wiedzę. Moi rodzice i krewni mieli niemal zerową

    wiedzę na temat katolicyzmu, który niemal przemocą mi wpajali. Kazali mi chodzić do kościoła, nawet w wieku 18-19 lat. Nie było zmiłuj się. Nie, nie miałam

    ŻADNEJ mocy przeciwstawić się. Ukaraliby mnie taką "przemową", awanturą, że dla świętego spokoju wolałam chodzić.

    Nienawidziłam chodzić do kościoła. Nienaiwdziłam tego, że muszę stać na baczność niemal. Ze złości gryzłam hostię zębami w ustach za to, że moja rodzina mnie źle 

    traktuje, a do kościółka się elegancko ubieramy i cała 4 grzecznie chodzi w każdą niedzielę i święta nakazane. Tylko po co?

    W moim domu nie mówiło się o Bogu, wierze, miłości, religii. Chyba chodzili po to tylko, żeby się ludziom pokazać. 

    Drugie dziecko, z którym mam zakaz kontaktu, wysłali do katolskiej szkoły. Na bierzmowanie rodzeństwa nie zaprosili ani mnie, ani dziadków. M.in. stąd mam taką

    nienawiść do KK, do katolicyzmu. I nikt mi nie wmówi, że to nei katolicyzm jest zły, tylko ludzie to wypaczają. Nie. Mam mocne podstawy twierdzić, iż to sam katolicyzm, jego założenia, sprzyjają

    takim patologom rodzinnym. Na moje wątpliwości do Biblii itd., matka mówiła: "Twoja prababcia całe życie Biblii nie czytała i całe życie do kościoła chodziła". Jak w III LO chciałam się przepisać na etykę, bo religia była farsą, a na etyce było mało ludzi i można było każdy temat poruszać, to "nie demoralizuj drugiego dziecka".

    Gdy ogromnie cierpiałam psychicznie i fizycznie, oni na to:"Chrystus też cierpiał"....Nienawidzę ich i tej postaci.

    Ktoś miał podobnie?

     

  16. W dniu 31.01.2019 o 21:00, refren napisał:

    LolStar, ta etyka na pewno nie jest dziełem Pawła VI, istniała już przed naszą erą w judaizmie, poza tym, że Żydzi zaczęli kombinować z rozwodami, co potępił Jezus, a na pewno od początku chrześcijaństwa. "Nie cudzołóż" - co może być prostszego i zdrowszego? Wymysłem współczesności są śluby cywilne, rozwody, masowa antykoncepcja, małżeństwa homoseksualne, aborcja, seks bez zobowiązań itd. Kiedyś ludzie pobierali się, kochali, płodzili dzieci, jak było im dane i byli szczęśliwi. Nie wiedzieli, że istnieje 6 płci, a dziecko przeszkadza w karierze i samorealizacji i że dziecko musi kosztować materialnie tyle co dziś (dziś musi mieć smartfon, własny pokój w mieszkaniu na kredyt, masę zajęć, a obowiązek szkolny wymusza olbrzymie nakłady pieniędzy przez kilkanaście lat, bo obowiązek jest darmowy, ale wyposażyć dziecko do szkoły muszą rodzice. Jeszcze za komuny dziecko nie budziło takiego przerażenia jak dziś, ponieważ była mniejsza presja i "jakoś to było", dziecko było "tańsze" i szczęśliwsze).

    To nie moralność chrześcijańska jest zła, przeciwnie, jest ona genialna i rozwojowa dla człowieka, tylko kultura seksu i lewicowe ideologie zamotały ludziom w głowie. Dzisiaj cała masa ludzi jest od seksu uzależnionych i myśl, że w tej dziedzinie mogą być jakiekolwiek ograniczenia moralne budzi ich wstręt.

    "Seks przedmałżeński NIE"

    seks przedmałżeński - nazwa wskazuje, że nastąpi potem małżeństwo, co jest fałszywe.. Nie ma seksu przedmałżeńskiego, jest poza małżeński i wszystkie cywilizowane kultury stawiają go niżej niż małżeński, ponieważ dojrzałością człowieka jest żyć w rodzinie, a poza tym małżeństwo reguluje wiele spraw, przede wszystkim zapewnia ochronę kobiecie, która ponosi ciężar rodzenia dzieci oraz zapewnia byt dzieciom, dziedziczenie dóbr wewnątrz rodu i wiele innych rzeczy, jak np. uprzywilejowany status danego związku w społeczności.

    "Fantazje seksualne (które są zupełnie NORMALNE u 99% dorosłych ludzi) NIE"

    Jak słusznie zauważasz, są normalne i nawet gdyby rzeczywiście istniała jakaś etyka zakazująca ich, to byłaby niemożliwa do wykonania z powodu natury psychologicznej człowieka. Nauka Kościoła nie twierdzi, że mamy się wyzbyć tego, co naturalne, ale pokazuje, że należy być ostrożnym, ponieważ z fantazji rodzi się pragnienie grzechu cudzołóstwa. Jeśli np. zdrada męża/żony się zakorzeni w myślach, to bardzo trudno wyrzec się potem realizacji, jeśli jest taka możliwość. Poza tym nawet niezrealizowane fantazje o kimś innym, jeśli się nadmiernie rozrosną, mogą spowodować zmiany w uczuciach i wyziębić związek. Fantazje rozbudzają pragnienia, a pragnienia są dobre, jeśli nie prowadzą do grzechu, tylko do miłości i małżeństwa lub miłości w małżeństwie. To jest po prostu konsekwencja, jeśli człowiek ma nie cudzołożyć, to musi się nauczyć pewnej wstrzemięźliwości.

    "Antykoncepcja (nawet w małżeństwie!!) NIE"

    To nie jest prawda, po pierwsze metody naturalne (nie kalendarzyk) są oparte na wiedzy medycznej i jeśli je stosować sumiennie są skuteczne. Nie mają też skutków ubocznych. Dla mnie niewiarygodne jest, że kobiety zgadzają się zniszczyć cały swój naturalny cykl hormonalny, żeby facet mógł sobie do woli używać. Pewnie zaraz się pojawią głosy, że kobieta też czerpie przyjemność i też jej zależy na planowaniu potomstwa, owszem, a jednak widzę to w ten sposób, bo gdyby nie ucieczka mężczyzn od odpowiedzialności, to kobiety by tak nie zgłupiały.

    Po drugie, są sytuacje, w których można dostać dyspensę na antykoncepcję sztuczną.

    "Seks w małżeństwach tylko cywilnych NIE"

    Jeśli ktoś jest osobiście zainteresowany tym, co ma do powiedzenie Kościół w kwestii grzechu, to nie jest zainteresowany ślubem cywilnym. Małżeństwa cywilne są dla niekatolików lub dla ludzi mających problem ze związaniem się na zawsze - czego nie należy wspierać.

    " Masturbacja NIE "

    Kościół tak mówi, ale też wskazuje drogę: pornografia nie, uzależnianie się od seksu nie, małżeństwo tak. W kulturze tradycyjnej ludzie zawierali małżeństwa szybciej, już jako nastolatkowie i nie zdążali przywyknąć do samozaspokajania się, które z pewnością nie jest rozwojowe dla człowieka i długotrwale praktykowane raczej utrudnia potem czerpanie przyjemności z seksu z drugą osobą lub może utrudniać.

    Poza tym jest spowiedź.

    "Seks homoseksualny NIE (A sama skłonność nie jest grzechem. Więc co? Taki człowiek ma całe życie nie uprawiać seksu. To okrutne. To tak, jakby powiedzieć:"Wolno ci odczuwać głód, ale nie wolno ci jeść.")"

    Zakładasz, że 1. skłonność ta determinuje człowieka 2. skłonność homoseksualna jest tym samym, co heteroseksualna, tylko w innym wariancie. To są dwa mity, o pierwszym długo by dyskutować, o drugim też, zauważę tylko, że heteroseksualizm ma potężne podpory w biologii (biologia wyposaża nas w masę funkcji służących rozmnażaniu i u kobiety opiece nad potomstwem) oraz prowadzi do tego, że dziecko ma zapewnione właściwe warunki rozwoju. Homoseksualizm bez podpory biologicznej (hormony, pociąg płciowy), bez psychologii różnic między mężczyzną i kobietą, które czynią ich dla siebie atrakcyjnymi i dopełniającymi się, wspiera się na perwersjach (seks analny to nie jest wcale dominująca aktywność homoseksualistów) takich jak zadawanie sobie bólu, oddawanie na siebie moczu i wszelkich innych, o czym się nie mówi z powodu poprawności politycznej i  prowadzi do związków z (nie)natury nietrwałych, a w konsekwencji do depresji co wrażliwszych jednostek, nie mówiąc o problemach zdrowotnych.

    "Bezdzietne małżeństwa z wyboru NIE"

    To zależy, bo można z wyboru związać się z kimś, z kim wiadomo, że niemożliwe jest mieć dzieci lub zrezygnować z dzieci np. z powodu ryzyka wad genetycznych, czego Kościół nie potępia. Ale zasadniczo małżeństwo jest związkiem, w którym naturalne są dzieci i takie jego traktowanie zapobiega np. zakusom państwa totalitarnego, żeby regulować dzietność odgórnie, jak w Chinach. Ale rozumiem trochę ból, jeśli ktoś nie chce mieć dzieci, pytanie tylko, czy nie zachce np. koło 40tki i wtedy się zacznie z kolei wkurz, że Kościół zabrania in-vitro.

    "Komu wolno według KK uprawiać seks?"

    To jest odbiciem tego, o czym już mówiłam wyżej.

    "Księża NIE

    Zakonnicy/zakonnice NIE"

    Jak zostają księżmi i zakonnicami, to wiedzą na co się decydują, poza tym mają formację duchową, która ich przygotowuje do życia w celibacie. To się wydaje dziwne w dzisiejszych czasach, ale człowiek MOŻE nie uprawiać seksu i ŻYĆ a ksiądz i zakonnik są choćby po to, aby  to ludziom okazywać. Szkoda tylko, że niektórzy pokazują odwrotnie, ale to nie zmienia faktu, że większość żyje w celibacie i się rozwijają duchowo.

    NIKOMU i Z NIKIM! Tylko z MĘŻEM/ŻONĄ! No co za tragedia dla jednostki i ludzkości. ;)

    Wiem, że jak się jest młodym, to problem seksu i nauki Kościoła może spędzać sen z powiek, ale z czasem się łapie do tej tematyki dystans, ponieważ jest jeszcze parę innych problemów w życiu. Pewnie 10 lat temu bym miała więcej empatii. Można też spojrzeć na zasady moralne w szerszym kontekście, nie tylko osobistym, ale np. ich znaczenia społecznego, co pozwala zobaczyć ich sens mimo własnych grzechów. Te zasady czemuś służą, wyznaczają kierunek, do którego człowiek powinien dążyć i wyznaczają ład.

     

     

     

    Wiem, że niektórzy ludzie żyją bez seksu i jest im z tym dobrze, jednak jest ich niewielu, jakieś % społeczeństwa, tzw. aseksualiści. Jednak większość ludzi nie jest aseksualna. Twój wywód jest może i logiczny na ekranie komputera, jednak nie liczy się to zupełnie z osobistymi dramatami, doświadczeniem, empiryzmem.

    Zakony-życie w odosobnieniu, noszenie zgrzebnych szat, brak relacji intymnych z drugim człowiekiem, kolektywizm-nie, to NIE jest zdrowe. To prowadzi do szaleństwa. Wystarczy sobie poczytać zapiski mistyczek, np. św. Teresa z Avila, św. Faustyna Kowalska. Przerażające jest to, jak bardzo te, z pozoru zupełnie "niewinne" wizje, są rozerotyzowane. 

    Ja swoje zasady mam. Powoli, z oporami, ale jednak, uczę się akceptować moje sny i fantazje erotyczne, moje ogromne libido. I czuję się z tym trochę lepiej. Dzięki temu nie zadręczam się z powodu moich skłonności i nie skrzywdzę żadnego chłopaka. Nie wymuszę na nim seksu. Dzieliłam pokój z chłopakami podczas prac w terenie (kierunek pokrewny z geologią). Towarszystwo lat 20-30. I co? ZERO seksu. Owszem, były żarty, ale nikt nikomu krzywdy nie zrobił.

    Twoje podejście do rozmnażania jest dosyć niefrasobliwe. Wolę jednak te Oświeceniowe wartości. Zapewnienie btu materialnego i odpowiedniego poziomu życia dziecku jest bardzo ważne. Dewaluacja tego to błąd.

  17. Katolicka etyka seksualna jest przerażająca. Ciekawi mnie, co mieli w głowie ludzie, którzy ją wymyślili, np. papież Paweł VI.

    Dodam, że w luteranizmie czy cerkwi prawosławnej antykoncepcję uznaje się za prywatne sprawy małżonków. Głównym celem małżeństwa nie jest prokreacja. Rozwody nie są pochwalane, ale są dopuszczalne.

    Katolickie podejście do seksu jest zbyt rygorystyczne. Tego NIE DA SIĘ przestrzegać. To jest oderwane od ludzkich emocji, doświadczenie, empiryzmu. Te reguły trącą taką bezczelnością, pryncypializmem i mogą zranić tak delikatny obszar życia ludzkiego, jakim jest seksualność. 

    Według KK:

    Seks przedmałżeński NIE

    Antykoncepcja (nawet w małżeństwie!!) NIE 

    Nie rozumiem rzekomej szkodliwości prezerwatywy, że to niby oddala małżonków od siebie, bo nasienie musi być złożone w pochwie kobiety.....To jest chore!!!

    Seks w małżeństwach tylko cywilnych NIE

    Seks homoseksualny NIE (A sama skłonność nie jest grzechem. Więc co? Taki człowiek ma całe życie nie uprawiać seksu. To okrutne. To tak, jakby powiedzieć:"Wolno ci odczuwać głód, ale nie wolno ci jeść.")

    Bezdzietne małżeństwa z wyboru NIE

    Fantazje seksualne (które są zupełnie NORMALNE u 99% dorosłych ludzi) NIE

    Masturbacja NIE

    Komu wolno według KK uprawiać seks?

    Single homo i hetero NIE

    Księża NIE

    Zakonnicy/zakonnice NIE

    Małżeństwa tylko cywilne NIE

    Małżeństwa kościelne w sytuacji gdy stosują prezerwatywę i/lub tabletki antykoncepcyjne NIE

    Małżeństwa kościelne (nie można się rozwieść, trwa do śmierci współmałżonka. Nieważne, że wszystkie próby pogodzenia i rozwiązania problemu zawiodły. Nieważne, że mąż/żona stosuje przemoc, krzywdzi dzieci. NON POSSUMUS i koniec)-każdy stosunek musi być "otwarty na życie"-ZAWSZE trzeba liczyć i zgodzić się z tym, że seks może skończyć się ciążą. Dopuszczalne są jedynie tzw.metody naturalne, czyli współżycie w okresach niepłodnych kobiety, kiedy szansa na zajście w ciążę jest mniejsza. Efekt? Zauważyłam, że wszystkie ortodoksyjne katolickie małżeństwa mają min.4 dzieci. 

    Czyli PRAWIE NIKOMU nie wolno wg KK uprawiać seksu. W tej sytuacji mówienie, że KK pozytywnie się odnosi do ludzkiej seksualności to potwarz.

    Wiem, że do tych zasad niektórzy katolicy się nie stosują. Reguły są wszędzie potrzebne, w seksie też. Lecz nadmiar reguł może człowieka złamać. Ta doktryna w sytuacji, gdy człowiek się nią za bardzo przejmie i jej nie zlekceważy, prowadzi do ludzkich dramatów. Zgadzacie się ze mną?

×