Skocz do zawartości
Nerwica.com

ZnerwicowanyWaldek

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ZnerwicowanyWaldek

  1. Ile trwa leczenie fluoksetyną? Czy to prawda, że alkohol nie wpływa na stężenie fluoksetyny w organizmie?
  2. Ja również byłem nakręcony na SLA (chociaż wciąż mam epizody, że do tego wracam). Mam również fascykulacje - raz mniejsze raz większe - od 2 lat. (od 2 lat zacząłem się tym interesować, a same drgania myślę, że mam dłużej). Cóż mogę powiedzieć, same fascykulacje nie są objawem SLA. Gdyby miał fascykulacje + zanik mięśni to wtedy objawy mogłyby to sugerować. Problemy ze snem oraz potliwość nie są objawami choroby mięśni - te problemy ma z nerwów na 100%. Ponadto SLA to choroba, która szybko postępuję, po 4 latach od pierwszych objawów jeździłby już na wózku. Wiem, że post był pisany dawno temu, ale jeżeli będzie zainteresowany mogę z nim popisać na ten temat. Ja jestem po 4 wizytach neurologicznych, na każdej z nich panikowałem, że to może być SLA lub SM. Na ostatniej wizycie neurolog powiedziała mi, że od kilkuletnich stresów oraz nerwów mam spięte ciało i to prawdopodobnie jest powodem moich mięśniowych problemów.
  3. A miewacie uczucie pieczenia skóry rozlane po całym ciele? Ja się nastawiłem i po majówce idę do psychiatry wdrożyć jakieś leczenie...
  4. Cześć wszystkim, nie chcę zakładać oddzielnego tematu o moich przypadłościach związanych z nerwicą więc pozwolę sobie tutaj opisać choroby i schorzenia, które mi „doskwierały”: Mam 29 lat i pierwsze napady miałem już w podstawówce: - ostre zapalenie wyrostka robaczkowego (coś koło 2002 r.). Przed wyjazdem na wakacji do Hiszpanii samochodem (jeszcze nie było tanich linii lotniczych) przypadkowo przeczytałem w gazecie artykuł odnośnie kosztów leczenia za granicą i m.in. wymieniona była operacja wycięcia wyrostka robaczkowego, która kosztowała około 10tys euro. Od przeczytania artykułu każdy ból brzucha przypisywałem zapaleniu wyrostka. Mówiłem rodzicom żeby zawieźli mnie do szpitala na badania, ale oni mnie zbywali mówiąc, że wymyślam. Całą podróż samochodem jak i pobyt na wakacjach byłem cały w nerwach i bałem się tego ataku. Dopiero przeszło mi jak wróciliśmy do Polski. I właściwie od tego się zaczęło; - cukrzyca (2003 r.). W gimnazjum z mamą poszedłem na badania morfologii krwi, bo nigdy ich wcześniej nie miałem robionych. Wynik cukru wyszedł ponad normę: od normy 80 do 120 miałem wynik koło 140. Wtedy u mnie w domu zaczęła się panika, że to może być początek cukrzycy. Wtedy Internet w Polsce już w miarę dobrze hulał to zacząłem studiować o tej chorobie. O cukrzycy wiedziałem wszystko (do tej pory wszystko wiem). Czytałem o przyczynach, objawach, czytałem historie chorych jakie mieli pierwsze objawy. Mało tego nawet rozglądałem się ile kosztuje pompa insulinowa. Przeliczałem ile pije wody, ile godzin śpię, czy jestem zmęczony jak przychodzę ze szkoły itp. Dopiero kolejne badania morfologii krwi „wyleczyły” mnie z cukrzycy, bo wynik wyszedł prawidłowy. A zawyżony wynik cukru spowodowany był zbliżającym się przeziębieniem i gorączką; - guz mózgu (2005). W liceum przechodziłem silne stresy związane z maturą. Przy silnym stresie mam dziwne mrowienie z tyłu głowy. Mrowienie przypisywałem guzom mózgu; - schizofrenia (2010). W czasie wakacji, w okresie studiowania, doznałem pierwszy raz uczucia derealizacji. Tzn. wcześniej nawet nie słyszałem o takim zaburzeniu. Nawet w google było mi ciężko wpisać co mi dolega i kombinowałem: „dziwne uczucie jakbym był w jakiejś grze”, „wrażenie sztucznego świata” i jakoś trafiła się derealizacja. Tam przeczytałem, że to może być objaw schizofrenii i się zaczął festiwal paniki. Lęki przeszły mi dopiero z początkiem roku akademickiego kiedy natłok spraw sprawił, że o tym już nie myślałem. - HIV/AIDS (2016/2017). Jakoś tak się zdarzyło, że wyszła mi grzybica w miejscach intymnych, która zeszła dzięki maści w ciągu 2 dni. Jednakże jak zacząłem studiować skąd się mogła wziąć wyszło, że prawdopodobnie z powodu obniżenia odporności organizmu, a obniżenie odporności organizmu z powodu wirusa HIV. Przeczytałem całe forum dotyczące zakażenia wirusem HIV, w którym każdy inny temat nakręcał mnie jeszcze bardziej. Byłem już tak znerwicowany, że chciałem jechać do punktu badań oddalony ode mnie o 130 km, żeby dla świętego spokoju się przebadać. Jednakże zaraz popadłem w kolejny lęk, że jeżeli jednak okaże się to prawdą, to mój świat legnie w gruzach i sobie z tym nie poradzę, ale zaraz z drugiej strony lęk się podwajał ponieważ wmawiałem sobie, że jeżeli oni mnie teraz nie przebadają to nieleczony HIV zaraz przerodzi się w AIDS. I festiwal nerwicy trwał prawie rok. Mimo, że nie jestem homoseksualistą, nie miałem styczności z narkotykami ciężkimi, nie miałem też przelotnych przygód z kobietami to umysł i tak wytwarzał sobie potencjalne przyczyny tej choroby, - stwardnienie zanikowe boczne/ borelioza / tężyczka. Aktualnie przeżywam lekkie drgania mięśni oraz fascykulacje (nowe słowo, które poznałem w zeszłym tygodniu). Prawdopodobnie jest to spowodowane brakiem witamin i minerałów lub nerwicą lub tężyczką lub wszystkim z powyższych. Obstawiam tężyczkę, bo czytałem, że nasila się przy alergiach, a ja jestem nieleczonym alergikiem od dwóch lat. Czemu nieleczonym? Ponieważ gdy byłem u alergologa na testach z krwi to powiedziała, że nie jestem alergikiem po czym ja wracam do domu i nagle kichanie i woda z nosa non stop. Nie chciała mi przepisać żadnych lekarstw i zrzuciła wszystko na krzywą przegrodę w nosie. Ogólnie fascykulacje miałem już jakiś czas temu, ale nigdy nie zastanawiałem się nad nimi. Jednakże jak zacząłem o nich czytać w Intrenecie to zaraz natrafiłem, że to mogą być objawy stwardnienia zanikowego bocznego. Przeczytałem od deski do deski fora ww. chorób i znowu z każdym przeczytanym tematem powiększa mi się lęk, że mogę być chory na tak straszną chorobę i o niczym innym nie myślę. Aktualnie łykam witaminy i obserwuje cały czas swoje ciało czekając na nowe objawy. Jak nie przejdzie po jakimś czasie to pójdę do lekarza na badania. Chociaż samo badanie i jego wynik stresuje mnie bardziej jak ta choroba. Po prostu mam ogromny lęk przed diagnozą, - kaszel utrzymujący się ponad tydzień ? To na pewno jakiś poważny problem z płucami, - ból gardła bez innych objawów? To pewnie rak krtani, - zgaga? To na 100% wrzody żołądka albo coś dużo gorszego, - czasami mam problem z zatokami, które bolą w okolicach czoła. Wtedy myślę, że rośnie mi guz płata czołowego, - jestem nosicielem wirusa opryszczki i kiedy obniży mi się odporność to wychodzi mi febra na ustach. Wtedy mam obawy, żeby następnym razem nie wyszła mi na mózgu. Pewnie mało osób wie, że jest coś takiego jak opryszczkowe zapalenie mózgu, które bardzo ciężko zdiagnozować, a brak szybkiej diagnozy prowadzi do 100% śmierci. Czasami jak zdarzy się cud i lekarz poda na czas acyklowir to prowadzi „tylko” do poważnych zmian neurologicznych. Nawet poinstruowałem narzeczoną, że jak zobaczy zmiany mojej osobowości (a to jest jednym z główniejszych objawów) to w szpitalu pierwsze co ma mówić, żeby badali mnie pod tym kątem, I tak sobie tkwię w najstraszniejszych chorobach świata. Nigdy nie byłem u psychologa czy psychiatry, a wiem, że powinienem odbyć parę sesji. Wyżej opisałem moje stany hipochondrialne, a mam również „zwykłe” lękowe typu: - strach przed lataniem. Tzn. samolotem latam, ale przed wejściem na pokład mam milion myśli, że nie dolecimy, że moi rodzice dowiedzą się o mojej śmierci z telewizji, a ja się z nimi nie pożegnałem, że ze mną zginie moja narzeczona i to będzie moja wina i jej rodzice będą mieli pretensje do moich rodziców, że ja ją do tego namówiłem. Wszystko z najczarniejszych scenariuszy. Do tego rozmyślam kiedy była ostatnia katastrofa lotnicza, jak dawno to zaraz mam silne przekonanie, że to właśnie czas na mój samolot. W myślach mam reportaż na tvn „Katastrofa samolotu z Polakami na pokładzie” itp. Najdziwniejsze jest to, że kiedy zaczynałem latać samolotem to bardzo to lubiłem i cieszyłem się przed każdym lotem. Nie mam pojęcia czemu nagle mi się „odwidziało”. Fakt faktem parę razy przeżyłem niefajne sytuacje typu: turbulencje czystego nieba (samolot nagle opada) albo twarde lądowanie i może to wpłynęło na moją bogatą wyobraźnię, - czasami boje się bardziej o innych niż o siebie. Czasami przez same myśli napływają mi łzy do oczu, jak pomyślę, że śmierć dotknie moich bliskich, - jak jadę samochodem i na trasie jest strome wzniesienie to mam lęki, że ktoś z drugiej strony górki właśnie wyprzedza i zaraz się z nim zderzę. Prawdopodobnie spowodowane jest tym, że na studiach przeżyłem wypadek samochodowy; - kiedyś miałem lęki, że jak pójdę spać to się już nie obudzę. I dużo dużo innych. Fajnie jak ktoś to przeczytał, bo nigdy o tym nikomu nie mówiłem, a jak mówiłem to na pewno nie o wszystkim. Jedyna osoba, której się zwierzam to moja narzeczona, ale też nie wie o wszystkim, bo nie chce jej zamartwiać.
×