Nie mam w około siebie czegokolwiek co by mnie w jakiś sposób napędzało i sprawiało, że kolejny dzień/tydzień/miesiąc nie będzie jedynie ciężarem. Nigdy specjalnie nie zabezpieczałem swojej przyszłości jakimikolwiek perspektywami ( ? ) ale zazwyczaj miałem przy sobie cokolwiek/kogokolwiek co potrafiło mnie napełnić? Od dłuższego czasu nie mam niczego w zasadzie i jest w /cenzura/ ciężko, jedynie fenibut znosi cierpienie ale znowu nie mam przy sobie bratniej duszy? z którą mógłbym się nawzajem dzielić dobrym samopoczuciem czy nawet chujowymi chwilami. Eh, naprawdę nie polecam