Witam wszystkich!
Mój romans z Xetanorem rozpoczął się jakieś 8 lat temu po nawrocie... fobii szkolnej na studiach , wcześniej w czasach szkoły podstawowej i liceum pomagały mi "delikatne" specyfiki jak np. Hydroksyzyna. Jednak dopiero na Xetanorze poczułam, że żyję. A no właśnie żyję, w między czasie skończyłam magisterkę, minęło 2 lata i przyszedł czas się pożegnać. Dziś jestem 5 dzień bez tabletki (schodziłam stopniowo z 40 mg, najpierw na 20 mg, a potem 1/2 tabletki przez 2tyg.) Szczerze? gdybym wiedziała, że to taki koszmar to nie wiem, czy bym się na to zdecydowała. I jak podczas schodzenia nie miałam żadnych objawów odstawienia, tak teraz umieram. Mam mdłości, sensacje żołądkowe jak przy grypie jelitowej i "zawiechę" mózgu-tak jakby wzrok nie nadążał (a że pracuje przy komputerze i z tekstem, moja produktywność obniżyła się co najmniej o połowę, a co więcej dziś doszły mnie myśli typu "czas zrzucić tę pracę" co wcześniej było nie do pomyślenia). Zastanawiam się nawet nad L4, albo powrotem do Xetanoru. Wiem dobrze, że wszystko to są objawy odstawienia paro, ale jednak męka jest niesamowita.
Może, ktoś zna jakiś sposób, żeby złagodzić chociaż część objawów? Może jakiś delikatna tabletka na uspokojenie typu Persen / Revita Sens? Czy może po prostu brać to L4 i wracać do tej "tabletki szczęścia"?
Pozdrawiam wszystkich walczących z paro!