Witam.
Jestem na Prefaxine od grudnia. Życie dało mi popalić i pojawiły się u mnie lęki o swoje zdrowie i o dziecko. We wrześniu mój tata (55 lat) miał zawał i leży do teraz w hospicjum w stanie wegetatywnym. W tym samym czasie dowiedziałam się o ciąży, którą w październiku straciłam (to moja druga strata, rok wcześniej również poroniłam).
Na prefaxine 75 (2x37,5) dość szybko odczułam poprawę i było super. Spałam jak dziecko, energii miałam tyle, że ciągle coś robiłam (np. dżemy, których nigdy wcześniej nie robiłam). W czerwcu zeszłam na dawkę 37,5 i nadal było super. Aż do czasu jak w lipcu mój dziadek trafił do szpitala z podejrzeniem udaru. Okazało się, że ma krwiak w mózgu i będzie miał operację. Wtedy lęki i objawy nerwicy wróciły, choć nie z taką siłą jak wcześniej. Ale już nie było tak fajnie... Wróciłam do dawki 75, było trochę lepiej, ale nadal średnio. Psychiatra powiedziała, że prefaxine za pierwszym razem działa najlepiej a potem raczej trzeba większej dawki niż na początku. Kazała mi brać rano 75 i po południu 37,5 przez 10 dni a potem 2x37,5. Minęły te 10 dni wczoraj, ale nadal nie czuję się super. Jest w miarę ok, ale szału nie ma... Zastanawiam się czy zejść na te 2x37,5 czy jeszcze ciągnąć to 75+37,5...chciałabym, żeby było tak zajebiście jak wcześniej