Nie potrafię zapanować nad moim życiem, nad tym że robię tyle złych rzeczy sobie i innym. Chciałbym umrzeć by nie czuć tego co teraz czuję, chciałbym nie istnieć. Robię tysiąc rzeczy na raz i żadnej nie kończę to jest po prostu okropne, nienawidzę siebie, nienawidzę mojej mamy za to że urodziła takie coś jak ja. Ja nienawidzę każdego człowieka na ziemi bo jestem zniszczonym człowiekiem, śmieciem, nikim, zerem. Wiem, wiem, każdy z was, ma wyjebane na to co ja piszę, bo kto może polubić śmiecia. Śmieciem jestem w śmietniku żyję.
Wqrwia mnie to że mam nieposprzątane w domu, że nie mam na to czasu, bo muszę cały dzień przesiedzieć przed komputerem i patrzeć na te dupy, o których mogę tylko pomarzyć, bo i tak żadna nie zechciałaby takiego śmiecia. Nie pracuję i jestem darmozjadem dla mojej rodziny, po prostu nie potrafię pracować, nie umiem wykonywać czegoś, jestem nikim, zerem, debile, głąbem, idiotą. W te święta nie posprzątałem bo musiałem zająć się dziwkami, one stały się ważniejsze od wszystkiego, nie modle się bo mi się nie chce i jestem wściekły na siebie że jestem takim idiotą. Tak jak wcześniej napisałem, zaczynam kilka rzeczy na raz i żadnej nie dokończę. Potrafię się tylko użalać nad sobą bo tak beznadziejny jestem że nic innego nie potrafię. Ciągle bym spał, wiecznie jestem niewyspany.
Mam naprawdę dosyć tego życia.