Skocz do zawartości
Nerwica.com

AgnieszkaKr

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez AgnieszkaKr

  1. Co do obawy o dziedziczenie choroby u córki to faktycznie mam takowe. Na razie młoda ogarnia rzeczywistość i nie miewa takich jazd jak ja. A ja miałam już mocne w jej wieku (20 lat). Mam do Was pytanie czy zdarzały Wam się po Olanzapinie sytuacje, kiedy nie pamiętaliście co robiliście poprzedniego wieczoru? Taka totalna niepamięć? Odstawiłam ten lek pomimo tego, ze psychiatra się upiera na branie, bo boje się, że coś wywinę i nie będę pamiętać a mieszkam sama. Jednego wieczoru po wzięciu leku włączyłam kuchenkę elektryczną i zamknęłam klapę. Efekt - palnik przepalił klapę. Innego dnia nabiłam sobie guza i nie wiem jak....Biorę teraz lit i mam do tego brać Olaznzin, ale wole wiedzieć co robię...Lit na razie ok. Choć dopiero dziś po 3 - -tygodniowym zapierniczu zaczynam zjeżdżać w dół..
  2. Zazdroszczę Wam tego dźwięku. Nie mam niestety takich umiejętności jak Wy, ale z moim eks szukaliśmy tego idealnego dźwięku, sam zrobił kolumny. Cyfrowy dźwięk dla mnie nie może się równać z analogowym. Kolumny zrobił do skompletowanej przez internet wieży Diora. I po wielu próbach, dokładaniu kolumn - wreszcie zagrało, to był ten dźwięk. Teraz mam w domu wieżę cyfrową i co najwyżej mogę słuchać na tym radia. Jestem od niedawna na forum, bo dopiero rok temu postawiono mi trafną diagnozę, ale oczywiście nie przyjęłam jej do wiadomości. Dziś, gdy już zaakceptowałam chorobę, widzę, że moi obydwoje rodzice byli chorzy i odkąd pamiętam pili. Pili regularnie, prawie codziennie, byli w stanie rauszu. Z jednej strony poczułam ogromną ulgę, ale z drugiej widzę w jakim matrixie żyłam w dzieciństwie. Okresy depresji, przeplatane szaleństwami mamy i ojca, które uważałam za normalne. Niesamowite jest to, że uczucia żalu, złości, strachu w stosunku do rodziców zastąpiło zrozumienie i współczucie. Pomimo tego że chodzili do wielu lekarzy, żaden ich nie zdiagnozował poprawnie. Ja miałam więcej szczęścia. Próbuje na razie różnych leków. Na razie odpadł ketrel i lamotrygina z na uwagi na skutki uboczne i myślę, że niestety odpadnie kwas walproinowy, bo w nocy obudził mnie atak dny moczanowej. Teraz chyba kolej na lit. Miłego poniedziałku wszystkim
  3. Tak bardzo bliskie jest mi to o czym piszecie. Studia - rozpoczęty jeden kierunek - przerwany po roku, drugi - po miesiącu, dopiero pedagogika resocjalizacyjna zaskoczyła i udało mi się ukończyć, ale to była codzienna walka ze sobą. Miałam na roku fajnych ludzi, więc to na pewno pomagało. Były dni, że nie byłam w stanie iść na zajęcia, ani skupić się na niczym ( tych było więcej niestety), ale były też lepsze. Gdy szła górka nadrabiałam zaległości i przyswajałam wiedzę błyskawicznie, dopóki nie rozkręciłam się na maxa, bo wtedy już było "po jabłkach". Pamiętam że koleżanki nieraz wpychały mnie siłą do sali egzaminacyjnej, bo chciałam uciec stamtąd, gdy nadchodził dołek. A co do pomysłów to w ostatniej manii, wyjeżdżałam na Syberię z planem mieszkania w namiocie nad Bajkałem przez pół roku. Teraz, gdy wylądowałam okazuje się, że mam w domu za małe buty trekkingowe, za dużą kurtkę i kije trekkingowe ( oczywiście wszystko drogie jak cholera), no i sporo książek do rosyjskiego i angielskiego....
  4. AgnieszkaKr

    Hejka:-)

    Witaj:-) Jestem po rozwodzie ( w 2008 roku), córka w tym roku we wrześniu wyjechała na studia za granicę. Wsparcie mam w przyjaciółkach i bracie, ale mieszkam sama...
  5. AgnieszkaKr

    Hejka:-)

    Witam cieplutko wszystkich forumowiczów. Mam na imię Agnieszka, mieszkam w Krakowie, od roku mam zdiagnozowany CHAD typ I. Na razie obyło się bez hospitalizacji, ale skierowanko leży na stole. Próbuję jeszcze dać szansę mojemu psychiatrze na ustawienie mnie na lekach, w systemie stacjonarnym. Obecnie podnoszę dawki Depakine z 900 do 1500mg, Olanzapina, Zolpic. Huśtam się od 17 roku życia, nie wiedząc że to CHAD. Leczenie rozpoczęłam dopiero w 1998 roku po koszmarnym epizodzie depresyjnym tuż po porodzie. Oczywiście standardowo antydepresanty. Pomagały nieco w dołkach, zwłaszcza Fluoxetyna, ale podbijała mnie na maksa w manii. Próbując sobie z tym poradzić sięgnęłam po alkohol. 2-3 piwa dziennie. I tak 6 lat, dzień w dzień. Piwo nieco mnie hamowało w manii a w depresji minimalnie uśmierzało ból psychiczny i jako tako pozwalało funkcjonować. Był to 6-cio letni ciąg, zakończony 2 letnią terapią uzależnień. Potem 10 lat abstynencji i tłumaczenie odlotów mechanizmami choroby alkoholowej- istny koszmar, antydepresanty, hydroxyzyna i zolpic, żeby jakoś ogarnąć rzeczywistość, ale w 2014 miałam już taki kryzys, że nie byłam w stanie iść do pracy. 2 lata temu śmierć mamy, po 3 tygodniach od diagnozy - rak trzustki, w tym samym czasie diagnoza ojca - rak tarczycy, a u mnie w grudniu ubiegłego roku diagnoza : Stwardnienie rozsiane i CHAD. Oczywiście odrzuciłam diagnozę i przez rok nie byłam na lekach. To był najgorszy rok w moim życiu - 10 m-cy manii, przerwanej trzema krótkimi epizodami depresji. Ból psychiczny w depresji nie jest dla mnie porównywalny z żadnym bólem fizycznym..Dziś mam motywację i zrobię wszystko żeby choroba dała odetchnąć. Cieszę się, że jesteście i że dzielicie się swoimi doświadczeniami, są niezwykle cenne...
×