Witam cieplutko wszystkich forumowiczów.
Mam na imię Agnieszka, mieszkam w Krakowie, od roku mam zdiagnozowany CHAD typ I. Na razie obyło się bez hospitalizacji, ale skierowanko leży na stole. Próbuję jeszcze dać szansę mojemu psychiatrze na ustawienie mnie na lekach, w systemie stacjonarnym. Obecnie podnoszę dawki Depakine z 900 do 1500mg, Olanzapina, Zolpic.
Huśtam się od 17 roku życia, nie wiedząc że to CHAD. Leczenie rozpoczęłam dopiero w 1998 roku po koszmarnym epizodzie depresyjnym tuż po porodzie. Oczywiście standardowo antydepresanty. Pomagały nieco w dołkach, zwłaszcza Fluoxetyna, ale podbijała mnie na maksa w manii. Próbując sobie z tym poradzić sięgnęłam po alkohol. 2-3 piwa dziennie. I tak 6 lat, dzień w dzień. Piwo nieco mnie hamowało w manii a w depresji minimalnie uśmierzało ból psychiczny i jako tako pozwalało funkcjonować. Był to 6-cio letni ciąg, zakończony 2 letnią terapią uzależnień.
Potem 10 lat abstynencji i tłumaczenie odlotów mechanizmami choroby alkoholowej- istny koszmar, antydepresanty, hydroxyzyna i zolpic, żeby jakoś ogarnąć rzeczywistość, ale w 2014 miałam już taki kryzys, że nie byłam w stanie iść do pracy. 2 lata temu śmierć mamy, po 3 tygodniach od diagnozy - rak trzustki, w tym samym czasie diagnoza ojca - rak tarczycy, a u mnie w grudniu ubiegłego roku diagnoza : Stwardnienie rozsiane i CHAD. Oczywiście odrzuciłam diagnozę i przez rok nie byłam na lekach. To był najgorszy rok w moim życiu - 10 m-cy manii, przerwanej trzema krótkimi epizodami depresji. Ból psychiczny w depresji nie jest dla mnie porównywalny z żadnym bólem fizycznym..Dziś mam motywację i zrobię wszystko żeby choroba dała odetchnąć. Cieszę się, że jesteście i że dzielicie się swoimi doświadczeniami, są niezwykle cenne...