Skocz do zawartości
Nerwica.com

123she

Użytkownik
  • Postów

    137
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez 123she

  1. Ja się pogodziłam już z problemem lokalowym mojej terapii mimo, że jest to dla mnie dodatkowa trudność to jakbym zrezygnowała z chodzenia do obecnej terapeutki to już bym sobie darowała szukanie pomocy w ogóle. Chociaż prawdopodobieństwo takiej sytuacji, że terapeutka podnajęła gabinet akurat w tym miejscu do którego ja kiedyś chodziłam a nie mieszkam w małym mieście  i to nie jest ten sam budynek tylko dokładnie to samo miejsce to jest abstrakcja.

  2. 1 godzinę temu, nieprzenikniona napisał(a):

    Ja nie zamierzam póki co na pewno położyć się na kozetce, u mnie to nawet nie kwestia dyskomfortu ale przerażenie w wyniku retraumatyzacji, mi już na samą myśl o tym, że mogłabym się tam położyć chce się rzygać, a dodając do tego terapeutkę za plecami (tzn siedząca z tyłu) to już w ogóle mogłabym zapomnieć o tym, że cokolwiek powiem bo całą energię musiałabym skupić na tym aby nie zapomnieć oddychać…tzn żeby nie było ona absolutnie do niczego mnie nie zmusza, nawet specjalnie nie zachęca, raczej po prostu rozmawiamy o moich odczuciach jakie to we mnie wzbudziło (a niby tylko zwykły mebel 😎). 
    Przez weekend dodatkowo poczytałam trochę na temat zastosowania kozetki w psychoterapii, jej sensu itp. Bo chciałam wiedzieć czy jest coś w tym co odczułabym jako pomocne w przypadku moich problemów, ale niczego takiego nie znalazłam…raczej jedyne co faktycznie mogłoby mi to dać to powrót do odczuć związanych z traumą (ale dla mnie ta ekspozycja nie ma sensu, są inne drogi aby to przejść). No i w sumie nie ma żadnych badań potwierdzających, że psychoterapia na kozetce byłaby jakkolwiek bardziej skuteczna niż ta twarzą w twarz…

    Ja chodziłam do kilku osób i jak ktoś miał miejsce do położenia to też wplatano różne z tym techniki i ćwiczenia ale nie wiem czy mi akurat coś to dawało. Moim zdaniem ważniejsze od technik czy nurtu jest to jaką osobą jest terapeuta czy jest to ktoś komu po ludzku zależy żeby nam pomóc.  No kiepsko jak Ty na sam mebel zareagowałaś mocno:(  No ale  z takimi zmianami "logistycznymi" to nic nie da się zrobić raczej trzeba to zaakceptować. Mi bardzo nie pasowała zmiana gabinetu, bo w starym to całkiem niedawno po ponad 2-óch latach zaczęłam dostrzegać szczegóły jak ten gabinet w ogóle wygląda a teraz muszę chodzić do innego  i jeszcze taki niefart, że to jest to dokładnie to samo mieszkanie do którego chodziłam wcześniej. Także się mocno zniechęciłam, jutro mam iść a nie mam w ogóle ochoty:(

  3. 4 godziny temu, nieprzenikniona napisał(a):

    Nie no moja stara terapeutka wstawiła kozetkę bo jest psychoanalitykiem (ja mam terapię psychoanalityczną), na SE póki co nie poszłam, jednak hamuje mnie brak zaufania i widmo możliwości dotyku…ale też nie wykluczam, że może kiedyś się zdecyduję (oczywiście w opcji bez dotyku).

    Co do mojej obecnej terapeutki to swoją drogą zgodziła się ostatnio ze mną, że w moim przypadku kozetka nie spełni swojej podstawowej roli (czyli ułatwienia swobodnego wyrażania wszystkich myśli i skojarzeń), zatem nie wiem jaką w ogóle rolę mogłaby spełniać (próbowałam nawet coś znaleźć w necie ale właściwie mało jest na ten temat i głównie tylko o łatwiejszym wyrażaniu myśli…). Czekam na sesję, żeby ją o to zapytać…

    No ok to już wiem o co chodzi chociaż w innych nurtach  i technikach pojawiają się też ćwiczenia kiedy pacjent leży. Rozumiem Cię , że kozetka może Cię odstraszać, bo ja tez w pozycji lezącej się czuję dużo mnie bezpiecznie. No ale nigdy nie wiadomo co nam może pomóc także zawsze można spróbować:)  i podziel się wrażeniami!

  4. W dniu 19.01.2024 o 21:13, nieprzenikniona napisał(a):

    Ehhh wiem, że może się odechcieć po tylu zmianach ale ostatnio doszłam do wniosku, że zrobię wszystko co w mojej mocy żeby sobie pomóc i nie zamierzam już więcej tracić czasu na to co zdecydowanie mnie od tego oddala…nie wiem jakie masz możliwości, ale może idź do kilku osób i zobacz gdzie poczujesz się najlepiej, wydaje mi się że póki ma się możliwości to trzeba próbować 🙂

     

    A tak w ogóle to moja terapeutka wstawiła do gabinetu kozetkę, oczywiście pierwsza moja myśl to „po moim trupie”, zresztą każda moja myśl, to że nie ma mowy…generalnie nie neguję, że to może działać ale wiem, że to nie na moje możliwości (zbyt traumatyzujące)…no ale jakby nie było to ostatnio główną tematyka naszych sesji…

    Ale to ta terapeutka do, której już długo chodzisz wstawiła kozetkę czy ta nowa od SE, bo się zagubiłam:) na to SE się w końcu  zdecydowałaś? 

     

    Ja mam większe możliwości niż przeciętny człowiek ale też mam naprawdę dużo trudnych rzeczy w życiu, wydaje mi się, że jak ktoś by był na moim miejscu to już by się dawno poddał a już w ogóle bez tej wiedzy co mam czy możliwości to  bez szans. Część osób do których poszłam po pomoc to mi nawet nie uwierzyło jak trochę zaczęłam opowiadać, bo tyle złych rzeczy żeby jedną osobę spotkało to trudno jest przyjąć, że to jest prawda, dwie osoby mnie porzuciły. Także mam dużo złych doświadczeń z szukaniem pomocy. Teraz moja terapeutka zmieniła gabinet i no dziwnym zbiegiem okoliczności jest to w tym samym miejscu gdzie chodziłam już wcześniej a ktoś mnie zostawił. Także totalnie mnie to zniechęciło jednak mam złe odczucia odnośnie tego miejsca. 

     

     

  5. 3 godziny temu, nieprzenikniona napisał(a):

    No tak, wtedy SE to byłaby praca jedynie z układem nerwowym a nie „terapia gadana”…tylko boję się, że bez tego „gadanego” akcentu nie uda mi się zbudować zaufania na tyle aby móc skupić się na tej pracy, pomijam już że jest to też praca z możliwym dotykiem (w tym terapeuty), oczywiście nie jest to ponoć obligatoryjne ale samo w sobie trochę mnie przeraża (pod tym względem całkowity dystans fizyczny w psychoanalitycznej/ psychodynamicznej bardzo mi pasuje). Nawet jak byłam u tej terapeutki od SE na konsultacji (ona normalnie pracuje w psychoterapii metodą integracyjną) i ona podeszła do wieszaka, żeby pomóc mi siegnąć kurtkę (w sumie nie wiem po co, może ze wzgledu na mój niski wzrost myślała, że będę mieć z tym problem 🤷‍♀️) to ja już poczułam się źle z tym, że znalazła się zbyt blisko mnie i nasze dłonie prawie się dotknęły 🙄. Z drugiej strony to właśnie może powinnam nieco wyjść z tej mojej strefy „komfortu” i spróbować jednak iść w kierunku o którym już wiem, że podczas mojej terapii nigdy do niego nie dotrę, zwłaszcza że to jednak rzutuje na jakość mojego obecnego życia jakkolwiek próbowałabym się do tego nie przyznawać nawet przed sobą. 
     

    Z tego co piszesz to brzmi to fajnie:) Ja trochę książek o traumie przeczytałam i to, że praca z ciałem jest bardzo ważna często się pojawiało. Zawsze możesz spróbować pochodzić i zobaczyć czy Ci to będzie odpowiadało. Zrezygnować zawsze można.

    3 godziny temu, nieprzenikniona napisał(a):

    Co do twojej terapii to skoro tak wygląda jak piszesz (zwłaszcza że jest często odwołana) to faktycznie chyba powinnaś rozważyć jej zmianę…chyba, że jesteś w stanie zaakceptować to jak to obecnie wygląda 

    No ja na pewno nie mam na to już siły myślę, że próbowanie po raz 3-ci to już trzeba mieć wyjątkowo dużo determinacji;) Ma też niestety ciężko w życiu bieżącym w takiej sytuacji to człowiek nie ma motywacji żadnej.

  6. W dniu 10.01.2024 o 18:37, nieprzenikniona napisał(a):

    Od pewnego czasu zastanawiam się czy nie połączyć jednak mojej obecnej terapii z SE, dowiedziałam się, że pod pewnymi warunkami można to robić chociaż boję się trochę zbyt dużego zamieszania…no i pomijam, że byłaby to dla mnie 4-ta godzina terapii tygodniowo…

    Hej ja też słyszałam, że dwóch terapii równocześnie nie powinno się prowadzić, bo to może być duże zamieszanie i też ktoś to musi ogarniać całościowo czy idzie w dobrą stronę. A może SE mogłabyś robić nie strikte jako terapie ale jako taką dodatkową pracę z ciałem, takie ćwiczenia a może po czasie by się okazało, że mniej godzin tej standardowej terapii będziesz potrzebowała. 

    Mi osobiście brakuje, że chyba mam za mało tej pomocy jak na moją sytuacje raptem godzina w tygodniu a jeszcze często odwoływana. 

  7. 2 godziny temu, Barbecue napisał(a):

    Na portalach randkowych podobnie jak w "realu", a może jeszcze bardziej trzeba mieć dużo szczęścia i cierpliwości, by kogoś odpowiedniego poznać. 

    Jasne pewnie ostatecznie trzeba mieć trochę szczęścia, żeby znaleźć tą drugą połówkę ale moim zdaniem jak się szuka to się zwiększa swoje szanse. Nie chodzi mi tylko o neta  ale generalnie aktywne poszukiwanie jeśli się chciałoby się mieć kogoś a samo nie przychodzi, są też inne opcje np. szybkie randki i tak również kojarzę małżeństwo, które się w taki sposób poznało. Ja każdemu z takim problemem doradzam szukać aktywnie, sama bym tak robiła ale niestety nie jestem w sytuacji przeciętnej osoby. 

  8. W dniu 17.11.2023 o 07:47, Barbecue napisał(a):

    Widocznie bycie w związku nie każdemu jest pisane. Bo ile można szukać i szukać? Jedne poznają tą właściwą osobę choćby w sklepie, a inne szukają latami i nic. Na portalach też trzeba mieć bardzo dużo szczęścia, żeby spotkać kogoś "do rzeczy". Tam też jest taka giełda, handel, przemiał: Jak nie ten, to może inny. Ten lepszy od tamtego i tak w kółko. 

    Wiesz ja ostatnio też nad tym sporo myślę czy faktycznie tu potrzeba trochę szczęścia... ja miała tak ciężko w życiu, że byłam wręcz pewna tego, że spotkam tą właściwą osobę, zakocham się i będę w końcu szczęśliwa. Mając tak ciężkie życie to dlaczego by nie mogła mieć chociaż na tyle szczęście??? Jeśli się tak nie stanie to będzie to dla mnie kolejne wielkie nieszczęście  w moi źyciu i wiem, że w takim wypadku nie dam rady niestety:(

     

     

    Co do osób, które są w przeciętnej styucji to ja zawsze doradzam szukać (3 moja przyjaciółki poznały swoich mężów przez neta) Także do się

     

    A co osobami, które maja różne trudności, walczą ze swoimi demonami, traumami zastanawiam się jak te osoby poznały kogoś dla  siebie? Mozę ktoś by mógł się podzielić swoją historią?

    1 minutę temu, 123she napisał(a):

    Wiesz ja ostatnio też nad tym sporo myślę czy faktycznie tu potrzeba trochę szczęścia... ja miała tak ciężko w życiu, że byłam wręcz pewna tego, że spotkam tą właściwą osobę, zakocham się i będę w końcu szczęśliwa. Mając tak ciężkie życie to dlaczego by nie mogła mieć chociaż na tyle szczęście??? Jeśli się tak nie stanie to będzie to dla mnie kolejne wielkie nieszczęście  w moi źyciu i wiem, że w takim wypadku nie dam rady niestety:(

     

     

    Co do osób, które są w przeciętnej styucji to ja zawsze doradzam szukać (3 moja przyjaciółki poznały swoich mężów przez neta) Także do się

     

    A co z osobami, które maja różne trudności, walczą ze swoimi demonami, traumami zastanawiam się jak te osoby poznały kogoś dla  siebie? Mozę ktoś by mógł się podzielić swoją historią?

     

  9. Co do wyglądu to ja mam takie humorystyczne przemyślenia odkąd widzę bardzo wyraźnie, że ludzie w większości nie są zbytni ładni;) no i co z tego? większość się paruje i  są nawet szczęśliwi i  zadowoleni z siebie:) wygląd jest przereklamowany bycie pięknym nie gwarantuje szczęścia w miłości ani ogólnie w życiu a jeszcze może rodzić wiele problemów o których nie masz pojęcia. Także według mnie jeśli chodzi o wygląd to najlepsza opcja to być zwykłym, przeciętnym, niewyróżniającym się za bardzo człowiekiem. 

  10. W dniu 3.08.2023 o 22:58, Mufiśka napisał(a):

    Ja kiedyś byłam na terapii i długo to trwało z dwa lata tydzień w tydzień, bardzo mi pomogła żyłam bez lęku latami i bez leków, natomiast co do końca terapii to mi terapeutka nie mówiła nic kiedy ma być koniec choć pytałam, powiedziała ze sama to poczuje i powiem jej o tym jak już będę to czuła i tak było sama któregoś razu powiedziałam, że czuje się gotowa żeby iść dalej sama 👍

    Dziękuję za odpowiedź! Ładnie to ujęłaś, że poczułaś się gotowa żeby iść dalej sama. Ja pewnie już bym chciała, żeby to był koniec terapii no ale niekoniecznie tak jest.

  11. 9 godzin temu, interludium napisał(a):

    nie da się przybrać wagi z powietrza, litości

    No tak przy aktywnym trybie życia to jedząc 1500 kcal i przybywając to dosłownie jest jak z powietrza. Mi się na tyle na escitalopramie metabolizm spowolnił, że dopiero z analogiem glp-1 to jakoś mi się zatrzymało. Większość ludzi tego nie jest w stanie ogarnąć umysłem ale trudno się mówi:) Mądry psychiatra powie pacjentowi, że lek, który zapisuje może spowodować takie skutki i trzeba kontrolować wagę. To jest jakiś ułamek pacjentów ale ja już sporo takich widziałam, którzy po kilkanaście- kilkadziesiąt kilogramów przytyli na leczeniu psychiatrycznym i tu niestety wychodzi brak wiedzy w społeczeństwie i także wśród lekarzy. 

  12. Oczywiście, że po niektórych lekach w także z grupy psychotropowych można przytyć. Każdy ma inny ogranizm i na każdego lek inaczej działa także strasznie denerwuje  mnie takie gadanie,że ja na leku x nie przytyłam/em to jest to już prawda objawiona… ja jak zaczęłam brać escitalopram to momentalnie zaczęłam przybierać na wadzę i żeby to zatrzymać to jestem teraz na diecie 1500kcal + biorę ozempic do tego. Coś mi ten esci odrobinę pomógł i dlatego chciałam móc go kontynuować nawet kosztem stałego bycia na dosyć restrykcyjnej diecie

     

    nawet leki z grupy ssri są podzielone na takie co maja niewielki wpływ na wagę, na te co mają średni i na te co duży

  13. Hej mam pytanie do tych, którym udało się ukończyć proces psychoterapii, jak wyglądało zakończenie. Czy dużo wcześniej wiedzieliście, że terapia zbliża się ku końcowi? Mieliście jakieś sesje zakańczające?

  14. Też myślę, że to jest koszmar... ale z drugiej strony to rozumiem, że się obroniłam w ten sposób. Fajnie, że ktoś napisał coś na ten temat, bo chyba nie jest tak dużo osób z tym się zmagających. A Ty jak długo pracujesz ze specjalistą?

  15. 43 minuty temu, polanka_ napisał(a):

    Bardzo dobrze Cię rozumiem, Nieprzenikniona. Przez pierwsze lata mojej terapii, tej właściwej, umierałam dosłownie, gdy moja terapeutka szła na urlop. Z tego co Cię czytam, to mamy podobne doświadczenia (domyślam się z Twoich wpisów traumy wskutek wykorzystywania seksualnego). Zaczęłam jako 16-latka, z wstępnym rozpoznaniem borderline i epizod depresyjny o umiarkowanym nasileniu. Mam na koncie 11 hospitalizacji psychiatrycznych, liczne próby samobójcze, masakryczne samookaleczenia. Moja terapeutka jest ze mną odkąd miałam 19 lat (mam 35 teraz), jest psychiatrą i psychoterapeutą, superwizorem, konsultantem wojewódzkim, ordynatorem oddziału psychiatrycznego. Pierwsze jej urlopy były dla mnie piekłem, sypałam się na amen, zupełnie nie umiałam sobie poradzić z lękiem separacyjnym, z uczuciem porzucenia, przez te kilka tygodni niszczyłam siebie maksymalnie, żeby zobaczyła jak bardzo mnie swoim urlopem "skrzywdziła", oczywiście nie na poziomie świadomym, ale to robiłam. 

    Nie wierzyłam, że wyzdrowienie jest możliwe, że może być stabilnie, że mogę nie pragnąć śmierci, nie unicestwiać się wciąż. Jestem w głębokiej, długoterminowej psychoterapii rekonstrukcyjnej, spotykamy się nadal, miałyśmy od początku bardzo silną więź, ale najpierw z mojej strony było to patologiczne przywiązanie, nie umiałam bez niej żyć, jak to często w traumie relacyjnej i borderline. Teraz to dobra, zdrowa, bliska, budującą relacja. Nie mam już borderline w diagnozie. PTSD wyleczone. Zostały zaburzenia depresyjne nawracające, ale pod kontrolą, leki mam ustawione i funkcjonuję całkiem dobrze. Spotykamy się podtrzymująco, rzadziej. Nie walczymy już o moje życie, tylko pracujemy nad jakością. Gdy idzie na urlop, to tęsknię za nią, brakuje mi tych spotkań, ale nie jestem już pełna lęku i rozpaczy, tylko czekam na kolejne spotkanie, umiem już czekać i radzić sobie sama. Bardzo rozumiem, że Cię ten czas urlopu przeraża, rzadko się tu uzewnętrzniam, ale pomyślałam, że może dodam Ci trochę nadziei i otuchy, że może być inaczej, że możesz to wytrzymać, że jesteś na dobrej drodze. Pozwól sobie pomóc, skorzystaj z tej zastępczej psychoterapii, z możliwości kontaktu mailowego. Ten urlop minie. Wszystko mija w końcu. To jak teraz jest ciężko, też minie. Wytrzymaj. 

    Dziękuje Ci, że się tym podzieliłaś. Jest mi bardzo przykro, że też masz tak straszne doświadczenia za sobą:( ale dla mnie to jest naprawdę budujące, że napisałaś, że coś Ci pomogło. Ja jestem na etapie, że gdzieś straciłam wiarę, że coś mi pomoże i kiedykolwiek będę jeszcze chciała żyć czy przestanę się budzić w nocy z krzykiem. Fakt, że naprawdę dużo miałam determinacji ale straciłam gdzieś nadzieję po 6 latach terapii przy 3-ciej terapeutce... i chyba bardzo potrzebowałam usłyszeć od kogoś, że może być lepiej.

  16. @nieprzenikniona no widzisz to co to jest 1 miesiąc przy 8 latach 🙂 Wiem, że to nie to samo, bo inaczej jak człowiek wszystko "porozgrzebuje" na terapii i ma z tym zostać sam ale to jest jakieś światełko w tunelu. Ja też mam taki lek przed tym, że miałabym zostać sama a już tak bywało w przeszłości a nawet pojawiło mi się zwątpienie, że moja terapeutka mi nie wierzy w to co mówię tak jak się już też to zdarzało.

  17. 31 minut temu, nieprzenikniona napisał(a):

    My rozmawiamy o tym jak każda dosłownie minuta zmiany w sesjach jest dla mnie istotna, co dokładnie czuję i jak to na mnie wpływa, tylko pomimo tych wielu rozmów ja NADAL przeżywam to tak samo i czuję ten sam ból, jakby moja emocjonalna część mózgu w ogóle się nie uczyła i nie czerpała z obecnych dobrych doświadczeń. 
    Co do samych odwołań sesji etc to u mnie jest to marginalna ilość (w ciągu tego roku moja t. Odwołała tylko 1 sesję), a najdłuższa przerwa 1 tygodnia wypadała w ferie, kiedy sama wyjeżdżałam) więc pod tym względem akurat i tak czuję się dość bezpiecznie. Teraz ten miesiąc wydaje się za to być jakimś nadchodzącym koszmarem ale pewnie to też wina mojego rozchwiania na lekach. Dzisiaj np. Cały dzień siedzę i wyję bez powodu…

     

    No to ja dosłownie dzisiaj miałam odwołaną sesją, którą miałam mieć jutro:) Bardzo trudne to wywołało we mnie uczucia ale staram się z tym walczyć. Nie wiem jaka jest lepsza droga ja o tym nie mówię, bo jakby zakładam, że dla terapeutki to jest oczywiste, że dla mnie to jest jest łatwe. Raz tylko zdarzyło mi się jej wypomnieć jak właśnie po długiej przerwie odwołała sesje. Pamiętam,  że pisałaś, że wróciłaś na terapie po długim czasie jak sobie wtedy radziłaś?

  18. 19 godzin temu, nieprzenikniona napisał(a):

    No to jest wręcz upodlające uzależnienie bo na logikę się w żaden sposób nie klei. Mam wielką nadzieję, że kiedyś minie bo póki co każda przerwa/ odwołanie sesji to mój wewnętrzny dramat…żałosne a z drugiej strony przecież właśnie porządane (tzn w terapii). 

    Rozumiem Cię, bo też mam takie odczucia. Zresztą kiedyś wątek o tym założyłam jak bardzo byłam rozczarowana jak po długiej przerwie terapeutka jeszcze odwołała spotkanie. Poprzednia terapeutka mnie porzuciła nagle a byłam w permanentnym stanie chęci odejścia także się sobie nie dziwie, że tak reaguje. Przy każdej odwołanej sesji czuje duże rozczarowanie ale staram się nie robić terapeutce wyrzutów chociaż duże mnie to kosztuje;)

  19. @nieprzenikniona no to rozumiem teraz jak lek przestał na Ciebie działać to stąd te nowe poszukiwania. Może spróbuj sobie ustalić jakiś plan awaryjny na ten czas dopóki nie trafisz z odpowiednim leczeniem gdyby się niestety znowu pojawił kryzys? Mi w awaryjnej sytuacji pomagała rozmowa z kimś bliskim, o dziwo rozmowa z terapeutką obecną czy poprzednimi wcale mnie nie uspokajała.

  20. 23 godziny temu, nieprzenikniona napisał(a):

    Ostatnio sponiewierało mnie totalnie albo po odstawieniu Wenli albo po mieszance Seronilu z Arypiprazolem. Od jutra przechodzę więc na Wellbutrin w połączeniu z Pregabaliną…zobaczymy co z tego wyjdzie bo póki co kompletny dół z ms.. no i moja lekarka zastanawia się nad włączeniem mi litu, może się zdecyduję bo te wahania nastroju (z tendencją do mega dołów w których chcę ze sobą skończyć) mnie hmmm wykończą (tzn najprawdopodobniej w końcu się zabiję).

    Nie poddawaj się! Z lekami nie jest łatwo dobrać sobie odpowiednie, ja teraz biorę escitaloprambi generalnie jest mi coś lepiej ale cera mi się popsuła i już kilka kilogramów przybyło:( ale było mi tak strasznie źle, że nie chce na razie nic kombinować i to zmieniać

×