Skocz do zawartości
Nerwica.com

Porcelain

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Porcelain

  1. Ja jestem taką drugą połówką...A raczej byłam...Nie potrafię sobie poradzić ze zrozumieniem wielu rzeczy odnośnie mojego - aktualnie byłego chłopaka, chciałabym prosić o jakieś wskazówki rady, ponieważ myślę, że wiecie więcej niż ja. Ciężko opisać cały ten związek...ale jest trochę dramatyczny, niczykm Romeo i Julia.W każdym bądź razie znamy się prawie 2,5 roku, po jakimś czasie dowiedziałam się, że mój wybranek ma nerwicę objawiającą się lękami, nerwobólami. Na początku znajomości było ciężko: on - uzależniał postrzeganie siebie od swoich osiągnięć, swojej inteligencji i był przeświadczony o swojej bardzo wysokiej wartości, lecz pomimo tego mnie fascynował..nie chciał się wiązać. W końcu to się zmieniło - puf - nagle. Zaangażowanie, z jego strony, lęk przed utratą mnie, lęk przed myślami o innych dziewczynach, większość spotkań - zamiast radości - smutek z powodu tego, że mnie utraci. Nagła zmiana była zaskoczeniem, nie potrafiłam sobie wytłumaczyć, czemu nagle z egoistycznej świnki - stał się strasznie zaangażowany. Wiele razy mieliśmy takie wahania, raz on, raz ja się angażowaliśmy, wtedy drugie się odsuwało. Nigdy wcześniej nikomu nie mówiłam, że go kocham, to mój pierwszy długi i poważny związek. Kiedy pierwszy raz powiedziałam mu kocham...płakałam potem kilka dni, cierpiałam, że kiedy udało mi się to poczuć (a to też mój problem - za wiele się zastanawiałam czym jest miłość, aż w końcu oduczyłam się ją rozumieć), on nie potrafił się odwzajemnić, że czułam, że tego nie potrzebuje. Rozstaliśmy się, gdy sytuacja się odwróciła...przerosła nas...przerosły mnie wymagania: powinnam z nim zamieszkać, powinnam się dla niego poświęcać - bo ponoć na tym związek polega. Kiedy już myślałam, że nic już z moich uczuć nie wyjdzie, nie będę w stanie znów pokochać - udało się. Wrócilismy do siebie - ja bardziej zrobiłam to dla niego niż z przekonania. Ale jednak...poczułam znów, że zależy mi, że chcę go uszczęsliwiać, starałam się, angażowałam się. Wtedy dowiedziałam się o zauroczeniu inna dziewczyną, o radach psychoterapeuty - by zajął się sobą, bo kiedy nie będzie kochał siebie, nie pokocha innych. I zajmuje się sobą, prawie się nie odzywa, dystansuje się, zastanawia się, czemu się ode mnie odsunął, kiedy zaczęłam dawać to, czego potrzebował...Strasznie boli mnie to, że zapomniał o mnie nie tyle jako o dziewczynie, a jako o człowieku. Cieszy się, że nie jestem nachalna, ale cieszy się jak piszę mu optymistyczne smsy. Mówi, że dzięki temu jest bezpieczny. Ale ja wcale tak się nie czuję, on o tym wie. Ale mam wrażenie, że poprzez to robienie czegoś dla siebie - on mnie w tym pochłania, że nie ma w tym mnie, tylko on, jego poczucie bezpieczeństwa, jego dystans...: / Było parę zdarzeń mających na to wpływ, ale chciałam nakreślić ogól sytuacji. Nie wiem, co robić, chcę się starać, by mu pomagac, ale nie czuję, że on tego potrzebuje. Blokuje mnie również to, że ja też potrzebuję czuć się bezpieczna - nie jako dziewczyna, ale jako przyjaciółka.:/
×