przepraszam ze odswiezam temat, ale nie chcialem zakladac nowego watku jesli taki juz istnieje.
Chcialbym sie podzielic swoimi spostrzezeniami.
Jąkam sie od bardzo dawna, pierwsze objawy zaczely sie jakos 2-3 klasie podstawowej - po czym samo ustapilo na pare lat. W szkole sredniej w 2 klasie tech. kiedy mielismy nawał terminów roznych sprawdzianów i kiedy groziła mi pała z paru przedmiotów - stres ktory wtedy przezywalem sprawil ze jąkanie powrocilo. Chodzilem do logopedy, do psychologa i znow bylo mi lepiej na duchu, z sytuacji stresowej wyszedłem i moja mowa wrocila do normy.
Jednak wszystko do czasu az poszedlem na studia informatyczne - teraz jestem na 2 semestrze i juz nie wytrzymuje. Mam wrazenie ze wykladowca z matematyki sie na mnie uwiziął, boje sie chodzic na mate bo wiem ze znow cos mi powie glupiego. Juz jak sprawdza obecnosc to czesto trudno mi odpowiedizec "obecny/jestem" (5 nieobecnosci i musze pisac podwojny egzamin) bo sie zablokuje, wtedy mowi "jestes gluchy, tobie potrzeba lekaza!!! " i krzyczy, bo nie wie ze mam bloki wywolane stresem przed jego przedmiotem, a otwierac przed nim nie mam zamiaru bo pewnie zaczna sie inne docinki.
Wiem ze moje jąkanie jest wywolane stresem - potrafie w szkole sie jąkać, a jesli przyjdzie koniec zajec to jestem maksymalnie zrelaksowany i mowie wtedy nromalnie.
Do logopedy juz nie moge isc, bo musialbym placic, a nie mam zbyt duzo pieniedzy, psycholog ta z kasy chorych mało pomaga, wiec takze nie moge isc. Musze sam sobie poradzic jakos z tym problemem, jak to lekaze nazwali "jąkanie na tle nerwicowym" czy jakos tak.
Od pewnego czasu zaczalem brac aspargin + b6 + jeszcze persen przed zajeciami z maty. Teraz zmienilem aspargin na MGB6, moze tabletkami cos wskoram.
Ehh... gdyby ten nauczyciel mial inne nastawienie do mnie