Nazywam się Marta. Mam 16 w sumie od listopada 17 lat. Kiedy byłam jeszcze w podstawówce dokładnie w 4 klasie byłam szykanowana przez całą klasę przez prawie równy rok. Do końca gimnazjum musiałam znosić tych ludzi, ponieważ mieszkam w małym mieście, w którym były dwa gimnazja i dwie podstawówki. Mimo możliwości przeniesienia się jeszcze za czasów podstawówki wmówiłam sobie, że wytrzymam jeszcze te dwa lata i nie dam sobą pomiatać, a zmiana szkoły równała się ucieczką od problemów. Pomimo wielu przepłakanych nosy, czasem kończących się koszmarami snami i wielu innych nieprzyjemności sytuacja w klasie ucichła i nie wspominano o tym. Ja jednak nie mogła zapomnieć, więc ponieważ jestem bardzo wrażliwą osobą to oczywistym było, że nie raz miałam nagłe napady płaczu. Potem przyszło gimnazjum i znów te same twarze choć nie wszystkie. Byłam wtedy dość zamknięta w sobie, a każda rzecz którą miałam zrobić przy klasie lub powiedzieć była dla mnie przytłaczając. Raczej do dziś ciężko mi się swobodnie bawić pośród ludzi, puki nie zaufa im w jakimś stopniu. A najgorsze było wtedy to, że osoby które nie rozumiały mojego zachowania, choć powinny wytykały mi moje zamknięcie w sobie. W gimnazjum też przyszło mi dołączyć do zhp z początku było nawet fajnie bo nie znałam wiele osób, jednak nie wiele czasu minęło by przekonać się że i tak popełniała mało znaczące błędy z których inni (nie wszyscy) się śmiali. Przez okres gimnazjum zdążyłam się znieczulić do pewnego stopnia na docinki innych. Nie boli mnie to już tak mocno.
Nie wiem czy dobrze zrobiłam pisząc to wszystko tutaj. To oczywiście nie wszystko, ale najważniejsza część. Po zmianie szkoły, idę teraz do 2 klasy technikum , jest lepiej. Jednak to co najbardziej mnie boli to nagłe ataki płaczu i inne które zdarzają mi się dość często. Nie wiem już co z ty robić więc piszę tutaj.