Skocz do zawartości
Nerwica.com

peony96

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez peony96

  1. A jaki to ma sens, skoro on jest z związku i na 99% mnie nie chce? Wiem, że nic by się nie stało, ale niesmak pozostanie.
  2. Dokładnie tak samo myślę. Niemniej to on jest pierwszy do przytulania czy całowania (zwykle po alkoholu). Ja trzymam dystans, żeby się nie wydało. Nie wspomnę, ile razy usłyszałam "kocham cię". Tylko to nie ma żadnego sensu, skoro on ma kogoś. Temat założyłam głownie po to, zeby się wyjęczeć, nie mam żadnej nadziei w związku z tą znajomością. Usłyszałam od psychiatry, że mam problem z seksualnością. Może w tym tkwi problem. Ale obstawiam, że on mnie po prostu nie chce.
  3. A jaka cechą łączy te wszystkie dziewczyny? Nie jestem brzydka ani gruba, przysięgam.
  4. Preferuję panów, dlatego też w tytule dodałam "okiem dziewczyny". Tak, ma kogoś, praktycznie zawsze był w jakiejś relacji. Naprawdę nie mam pojęcia jak wnieść to na wyższy poziom. Wiadomo, próbowałam typowo kobiecych sztuczek typu cycki na wierzchu, ale skończyło się na 7 latach słuchania komplementów i incydentach po alkoholu. Nie mam już żadnej nadziei. Może to po prostu zaszło za daleko. Dorastaliśmy razem i on zawsze będzie widział we mnie siostrę.
  5. Kto z was utknął kiedyś we friendzone? Udało się komuś z tego wyjść? Za mną już 7 lat...
  6. Jedno jest pewne- energię trzeba gdzieś rozładować, chociaż to sprawa bardzo indywidualna. Kiedy dostaję szału wśród ludzi- natychmiast opuszczam miejsce, w którym się znajduję, żeby nie wyrządzić nikomu krzywdy, bo bywam bardzo agresywna i konfrontacyjna. Kiedy jestem sama krzyczę, śpiewam, słucham głośno muzyki i...sprzątam, żeby zająć czymś ręce. Musi to wyglądać bardzo komicznie Byleby nie dusić tego syfu w sobie. Kwestia wyrobienia nawyków.
  7. Nie zamierzam stąd znikać, wręcz sama chciałabym komuś pomóc, ale to jakby ślepy ślepego prowadził Istotnie, alkohol to skutek, nie przyczyna, bo to jedyny lek na stres jaki mi pomaga. Jakieś prozaiczne aktywności, np. sport nie przynoszą żadnego efektu.
  8. Witam, również Poznań, a raczej okolice, ale w Pn jestem baaardzo często. Ktoś coś?
  9. Dzieki za odpowiedzi. Argument, że jestem młoda, średnio mnie przekonuje, bo nie tak młodość powinna wyglądać...ale może nic nie jest stracone. Okazało się, że w moim mieście jest refundowana terapia dla ludzi z uzależnieniami (jeżeli chodzi o inne problemy to juz trzeba płacić, nie czaje tego ). Jutro sie zapisuje na najbliższy termin, bo wpadłam w ciąg. Podeszłam do jednego egzaminu i chociaż nie napisałam go tak dobrze jak od siebie oczekiwałam, to czuje się lepiej, bo lepiej spróbować niż pić w pokoju do lustra. Mam nadzieję, że metoda małych kroków coś pomoże bo na wielkie nie jestem gotowa. Strasznie mnie męczy samotność. Czuję, że powinnam kogoś sobie znaleźć, ale boję się, że jak ktoś zobaczy ten cały syf, który w sobie trzymam to ucieknie. Na zewnątrz jestem taka urocza i ogarnięta, a w rzeczywistości zwykły pener ze mnie, Myślicie, że warto angażować się w związki, mając takie problemy? A może lepiej odczekać, póki sytuacja się nie poprawi?
  10. Dzieki za odpowiedzi. Zawsze jest lepiej ze świadomością, że ktoś mnie rozumie. I macie racje, teoretycznie nic jeszcze nie jest stracone, ale z mojej perspektywy tak to wygląda. Za 2 dni mam pierwszy egzamin. Nie jestem przygotowana, pamiętam tylko jak się nazywam, co i tak jest sukcesem wobec ilości alkoholu, które spożywam. Zaraz zacznie się gównoburza, dlaczego kolejny rok przebimbałam i nie poszłam na studia. Z jednej strony mi wstyd przed innymi, ale z drugiej mam świadomość, że to nie jest na chwilę obecną na moje siły. Przerasta mnie codzienne życie. I tak jak napisałeś Teksas- mogę nim dowolnie pokierować, ale nie wiem, w którą stronę, jednocześnie mając świadomość, że marnuję czas. Miażdżąca frustracja. Przeraża mnie myśl, że zacznę studia, kiedy inni będą pisać licencjaty. Przeraża mnie, że wszyscy dookoła są w poważnych związkach, a ja potrafię tylko tworzyć krótkie, płytkie relacje, które mają zagłuszyć poczucie samotności. Tak, mieszkam obok większego miasta, tam chodziłam do liceum i zamierzałam się wyprowadzić w tym roku. Jednak bedzie to miało miejsce najszybciej latem, więc zaczęłam już szukać psychologa (no chyba, że to już sprawa dla psychiatry?) , żeby nie tracić czasu. Do lata to mnie może nie być.
  11. Witam, jestem nowa na forum, ale przeglądam je systematycznie od niedawna. Piszę, bo naprawdę nie wiem jak i komu powiedzieć o tym, co sie dzieje. Jestem zdewastowana psychicznie od kilku lat. Mam 21 lat i czuje, ze jestem juz przegrana. Zawsze tak czułam. Wszystko zaczeło sie w domu. Mojego ojca nie znam, a matka znecała sie nade mna psychicznie i fizycznie. Doprowadziło to mnie do próby samobojczej. Trafiłam do szpitala, gdzie stwierdzono, że nic mi nie jest i jestem po prostu rozpieszczoną gówniarą (!) przez co zraziłam sie trwale do psychologów. Rok temu matka znalazła sobie faceta i wyprowadziła sie z domu, zostałam wiec z babcią. Przez wieczne grandy w chacie zawaliłam rok w liceum, chociaz zawsze miałam dobre oceny i jestem raczej zdolna. Kiedy sie wyniosła odetchnęłam z ulgą i zrobiłam sobie rok przerwy po liceum, żeby się ogarnąć. Oczywiscie to nie miał być zmarnowany rok- miałam ambitne plany, m,in. poprawic mature, którą zdałam dosyć słabo. Niestety jedyne co udało mi się przez ten rok osiągnąć to odłożyć śmieszną kwote pieniedzy i uzależnić się od alkoholu. Jestem coraz bardziej aspołeczna. Nigdzie nie wychodzę. Ratuje mnie tylko to, że mam dwojke przyjaciol od dzieciństwa, na ktorych zawsze mogę liczyć. W zasadzie wychowali mnie inni ludzie, przetrwałam dzięki życzliwości obcych. Jeżeli chodzi o moją babcie- rozmawiamy ze soba, bo musimy mieszkając w jednym domu, ale wiem,że ona sie mnie wstydzi, bo jestem tylko kasjerką, jednak wciąż liczy, że osiągnę coś wielkiego. Tymczasem jestem 2 dni przed maturami i wiem, że nawet do nich nie podejdę, bo po co, jesli sie nie uczyłam. Pytanie dlaczego. Chyba przez strach. Zanim w ogóle za coś się zabiorę paraliżuje mnie lęk przed porażką. Wtedy wyłączam się i uciekam w swój świat. To jedyny sposób jaki znam na uniknięcie stresu. Przepiłam cały rok, a czuję się jakbym wróciła z wojny. Jak to w ogóle jest możliwe? Nie pamietam okresu w moim zyciu, który nie byłby nerwowy. Z wiekiem coraz mniejsze głupoty doprowadzają mnie do płaczu albo szału. Kiedy bylam dzieckiem radziłam sobie, wymyslając alternatywne rzeczywistosci i fantazjując, ale w dorosłym życiu to juz nie jest mozliwe. Powinnam teraz walczyc o swoją przyszłość, a siedze sama w pokoju sparaliżowana ze strachu, co dalej. Nawet pisanie tego posta mnie stresuje, nawet to, że zaraz wychodze spotkać sie z przyjacielem. Żyję w wiecznym poczuciu zagrożenia. Chciałabym isc na terapię, ale w moim malym miescie jest tylko jeden specjalista, ktory zyczy sobie 100zl za wizyte. Miałam plan rozpoczac terapie po przeprowadzce do duzego miasta, gdzie podejmę ją za darmo, ale jak skoro spakowanie walizki mnie przeraza. Jak sie wyrwać z tego stanu?
×