Witam wszystkich.
Po raz pierwszy do psychiatry trafiłem w ubiegłym roku, prawdopodobnie o co najmniej 20 lat za późno. Pierwszym lekiem, jaki otrzymałem, był fluanxol. Po trzech tygodniach lek odstawiłem – przyczyną były problemy z oddychaniem (płytki oddech, itd., itp.) Czułem się po nim jedynie odrobinę „zamulony”, bez jakichkolwiek „mentalnych” sensacji.
W czasie kolejnej wizyty pani doktor stwierdziła, że moglibyśmy spróbować z lekiem Seronil, który jedną z jej pacjentek (przypadek niemalże beznadziejny) przywrócił do życia, pomógł stanąć na nogi, jednym słowem – zdziałał cuda. Kiedy w dodatku usłyszałem, że to słynny Prozac, mojej nieskrywanej euforii nie było końca – nareszcie poczuję chęć do życia, odnajdę jego sens; za nogi złapię nie tylko Boga, ale wszystkich jego posłańców, świętych, etc. Zacząłem od 5mg przez dwa dni, 10mg przez kolejnych 5 (w tym czasie nie odczuwałem żadnych zmian); w drugim tygodniu wszedłem na 20 mg. Wtedy zaczął się „mały dramat”. Zacząłem budzić się z „sumą wszystkich strachów”, spocony, przerażony, potrafiłem przeleżeć 2,3 godziny unieruchomiony własnym lękiem. Wszystko, o czym nie chciałem myśleć, wszystko, co mnie przeraża, każda myśl o przyszłości, mojej beznadziejnej sytuacji – wszystko to zaczęło swobodnie „wypływać”. Jeden z najgorszych miesięcy w moim życiu. Nieustanne napięcie, zaciśnięte pięści, brak ochoty na cokolwiek; samobójstwo zdawało się być naprawdę przyjemną perspektywą. Przerwałem leczenie, wróciłem do uprzedniego poczucia „pustostanu”; strach przed tamtym miesiącem popchnął mnie do podjęcia głupawej pracy, byleby tylko nie wracać do tamtego czasu.
Mam jedno pytanie, z zupełnie innej beczki – czy psychiatra może swobodnie przepisywać leki na potencję (np. sildenafil)? Kiedyś rodzinny przepisał mi 50mg, i co prawda na potencję zupełnie nie wpłynął, to poprawił mi odrobinę nastrój. Mam wrażenie, że potencja, a raczej jej brak jest kluczowa w mojej sytuacji...
Z góry dziękuje za wszelkie odpowiedzi i poświęcony mi czas.
Pozdrawiam