witam wszystkich
mam 30 lat, nerwice od 8 miesiecy, od 4 chodze na psychoterapie indywdualna do dr ewy maciochy i uwazam ze jest cudowna. chodze w miare regularnie ale czuje sie koszmarnie, coraz gorzej. Pani dr twierdzi ze w trakcie terapii pogorszenie stanu oznacza dobra wspolprace, zblizanie sie do sedna problemow, ale trudno mi z tym. nie bralam zadnych lekow, po pierwsze sie boje teraz wszystkich farmaceutykow, nawet ziolowych, po drugie moja Pani doktor twierdzi, ze leki to plaster jedynie i opozniaja terapie, bo otepiaja. jestem jednak w takim stanie ze zaczelam szukac osrodka leczenia nerwic, znalazlam wolmed i ich 4tygodniowa terapie. Po tym co tu przeczytalam, oniemialam. tony lekow, obowiazek dojezdzania przez dwa lata... myslalam, ze jak tam pojade i uczciwie popracuje nad soba, wroce zdrowa. No i bez chemii. Moj stan to pokrotce objawy zawalu, arytmii, migotania przedsionkow, dusznicy bolesnej, zawroty glowy, uczucie oszolomienia, po prostu moje serce jest w stanie katastrofy. nie spie cale noce, lek ogromny, jakies bezdechy. to jest po prostu koszmar, objawy poglebiaja sie. moze faktycznie dlatego, ze sie sama przed soba otwieram, ale to mnie wykancza. mam dwoje malych dzieci, nie pracuje. ratuje mnie moj maz, cudowny czlowiek. ciagle szpitale, ekg, holtery, badania krwi. chcialabym sie dowiedziec, jak wygladalo leczenie na innych oddzialach, jesli ktos z was byl, czy waszym zdaniem, a macie doswiadczenie, mozna wrocic z osrodka zdrowym. I pocieszcie mnie troche, czy cierpieliscie jak ja... pozdrawiam serdecznie