od półtora m-ca borykam się z głupią manią. biorę swojej standardowe leki [lit + tegretol, dawki podwyższczone), a i tak nie śpie w ogółe (nic a nic, kilka nocy z rzędów). są też inne objewy, rzecz jasna, ale brak snu jest dla mniej najłatwiejscy do zinterpretowania .
najpierw brałam tegretol w trzykrotnych dawkach, a był to okropne uczucie połączone z wesołymi halucjonacjami. potem lorazepam. po 2 tyg. wszedł chlorprothixen i afobam, ale wspominam jak najgorzej, bo nie byłam wstanie trzymać komórki przy uchu, taka słabość mięśni (moczenie w nocy itp.). w końcu zaproponowałam lekarzowi, że kidyś dobrze na mniej działał klonazepam, bez żadnych skutków ubocznuch, z dobrym humorem - w przeciwieńswie do powyższych nie robił ze mnie fizycznie warzywa. uspokojał, wprowadzał mi relaksacyjny nastrój, wiadomo. ale po zapisanej na początek wieczorej dawce po 2mg zero efektu, może lekkie problemy z rownowaga i znowu zasnęłam na chwilę po 7 rano.
dzisiaj wzielm 3mg ale jak nie spie tak nie spie...do ilu moge dojsc? oczywiscie po konsultacji z lekarzem? po prostu chialabym wiedzieć czy jest sens sie w to bawić, bo mania niedługo przeminie, a ja akurat nie muszę się tym wszystkim faszerować jak prosię.
czy myślicie, że warto jeść więcej leków nasenych? ja wiem,że nie przespać 3 czy 4 czy nawet 5 nocy się zdarza i się od tego nie umiera. inne objawy są do opanowania mam zwolnienie na półtora m-ca i mogę krzyczeć, biegać itp. ile wlezie. A skoro te wszystkie nie działały to może lepiej przeczekać?