Od długiego czasu zastanawiam się nad tym, co chcę ze swoim życiem robić. Zawsze bałam się, że dokonam złego wyboru lub nie dam sobie rady na studiach.
Nie zdałam sesji na poprzednim kierunku , co tylko wzmogło moje lęki i wątpliwości we własne umiejętności. Jest wiele rzeczy, którymi się interesuję. Uwielbiam sztukę, lecz nie mam talentu do rysunku czy aktorstwa. Kocham muzykę, jednak mojej rodzinie poskąpiono słuchu muzycznego. Interesuję się kulturą Chin i Korei, jednak na taki kierunek musiałabym wyjechać z domu rodzinnego (rozłąka z psem i przyjaciółmi bardzo mnie do tego zniechęca).
Ostatnia kwestia to moje zainteresowania psychologią i pedagogiką. Wiele osób mówi, że nadawałabym się do obu tych zawodów.
W liceum pracowałam z zuchami (dzieci w 1-3kl. SP). Nie mam problemów w kontaktach z dziećmi. Przygotowywanie zabaw i zajęć dla dzieci sprawiało mi wiele radości, a opieka nad nimi była dla mnie raczej relaksem niż przykrym obowiązkiem. Będąc z dziećmi na tyle skupiałam się na ich bezpieczeństwie i dobrej zabawie, że zapominałam o swoich nerwach i lękach. Co mnie przytłoczyło to nadmiar obowiązków- zrezygnowałam z zuchów gdy na horyzoncie pojawiła się matura i studia. Strach przed zbyt wieloma zobowiązaniami mnie przerósł, zaczęłam się uczyć, gdyż istniało realne zagrożenie, że nawet nie zdam matury.
Z drugiej strony psychologia. W swoim życiu przeżyłam samobójstwa dwóch kochanych osób- siostry, gdy byłam w podstawówce, oraz przyjaciela ( który pomógł mi w najtrudniejszym momencie życia ) dwa tygodnie temu. Płakałam, denerwowałam się, nie spałam wiele nocy, godzinami o nim rozmyślałam. Pogrzeb był dla mnie oraz naszych wspólnych znajomych jak koszmar. Jednak gdy ceremonia się skończyła, a ja wypłakałam wszystkie łzy które miałam w zanadrzu, zobaczyłam jak załamani są inni moi znajomi. To był moment w którym coś we mnie przeskoczyło. Zaczęłam rozmawiać z każdym, pocieszać, wysłuchałam każdego z nich, nie myślała o sobie widząc ich smutek. Już wcześniej rozważałam karierę psychologa. Moja mama, szkolna psycholog oraz znajomi zawsze mówili, że może przez to wszystko przez co przeszłam lepiej zrozumiem innych. Pytając szkolną psycholog o opinię ta powiedziała,że "mam w sobie wiele empatii a ludzie naturalnie mi ufają". Zawsze byłam tą osobą, do której ludzie przychodzili po poradę. Znając mnie zaledwie parę godzin ludzie opowiadali mi o swoich sekretach, a dla mnie było radością, że po długiej rozmowie ludzie zawsze zostawiali mnie z lepszym samopoczuciem. Chcę pomagać ludziom, chcę by nieszczęśliwych ludzi było jak najmniej na świecie.
Wiem jak trudne i wymagające są zarówno zawód psychologa jak i pedagoga. Ale może właśnie tędy droga? Może zamiast uciekać do innych miast powinnam zmienić siebie i znaleźć coś w czym się spełnię?