Witam wszystkich. Mam 30 lat i od 18 roku życia walczę z napadami paniki, lęków i sporymi wahaniami nastroju. Przez wiele lat mój problem polegał na tym, że bałem się wyjeżdżać z domu gdzieś dalej. Potem problem tak się pogłębił, że przestałem wychodzić z domu. Oczywiście starałem się z tym walczyć, ale na prawdę to nie chciało odejść. Raz bywało lepiej, raz gorzej. W końcu zdecydowałem się odwiedzić psychiatrę i ten przepisał mi Servenon (Escitalopramum). I powiem tak - ten lek na prawdę uratował mi życie. Zacząłem wychodzić do ludzi, zacząłem uprawiać sport, nawet sam jeździć w różne miejsca (co wcześniej było nie do pomyślenia). Lek brałem 5 lat i dziś jestem zupełnie innym człowiekiem.
Mimo że jest o wiele lepiej niż było - dalsze podróże dalej są dla mnie powodem do stresu i gdy byłem ostatnio na urlopie nad morzem to fakt - cieszyłem się, że tam jestem - jednak w całym ciele czułem dalej mocno stłumiony atak paniki/stres, jakby czekał tylko na sytuację do ataku... przez cały urlop zamiast zwiedzać i bawić się życiem, czekałem tylko aż wrócę do domu, żeby mieć spokój z tym stresem. Mam tego dość. Chcę zwiedzać świat, podróżować w najdalsze zakątki świata. Przez tyle lat nie wychodzenia z domu zarobiłem tyle (pracuję jako grafik), że spokojnie mógłbym pozwiedzać masę krajów, ale się po prostu boję. Nie mam pewności siebie. A przecież nie polecę samolotem gdzieś daleko, żeby się okazało, że choroba znowu wróciła.
Czy macie jakiś pomysł co powinienem zrobić? Zwiększyć dawkę (minimalna)? Zmienić lek? A może coś innego?